Reklama

Nagana za frytki i burgera

Niektórzy w godzinach pracy odwiedzają kochanki. Inni korzystają z służbowego telefonu w celach prywatnych lub buszują po Facebooku. Pan Radosaław nie zalicza się jednak do żadnej z powyższych grup. Mimo to mało by brakowało, a swoje grzeszki przypłaciłby zwolnieniem.

- To był prawdziwy „blue monday” - stwierdza nasz rozmówca. - Najpierw auto nie chciało odpalić, później ktoś mi zwinął taksówkę. Kiedy dotarłem do pracy okazało się, że zapomniałem drugiego śniadania. Na domiar złego szef wyżywał się na wszystkich wokół – dodaje.

Dla pana Radosława, białostockiego handlowca początek ub. tygodnia nie należał do specjalnie udanych. W dodatku przełożony widząc spóźnialskiego niemalże natychmiast się na niego wydarł.

Pokorny pracownik zajął się jednak swoimi obowiązkami. Ok. 130.00 udał się do jednego z klientów. Pech chciał, że ów pana nie było w firmie.

- Wracając postanowiłem zajechać do restauracji znanej sieci – wspomina bohater historii. - Po długim oczekiwaniu w końcu otrzymałem upragniony zestaw. Niestety próbując zająć ulubione miejsce o mało nie dostałem zawału. Stanąłem oko w oko z szefem. Nie był specjalnie zadowolony. Własnie kończył frytki. Następnego dnia wezwał mnie na dywanik. Chciał wiedzieć jakim cudem GPS w służbowym aucie nie zarejestrował postoju przy fastfoodzie. Całe szczęście jakoś z tego wybrnąłem. Teraz siedzę jak mysz pod miotłą. Wiem, że kolejny taki numer przypłacę bezrobociem.

Zastanawialiście się dlaczego pracodawcy tak chętnie montują nadajniki w służbowych autach? Jeśli nie to mamy nadzieję, ze rozwialiśmy wasze wątpliwości. Z drugiej strony trudno się im dziwić.

Niejednokrotnie zdarzyło się nam słyszeć o wypadach na pizzę czy wyścigach na 1/4 mili rodzinnymi kombi „z kratką”.
A na co wy pozwalacie sobie w godzinach pracy?

(Młynarz)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do