Rodzice ciężko pracują, by posłać dziecko do dobrej szkoły, potem na studia. Kupują im wszystko, co potrzebne, by dziecko było zadowolone. Potem te dzieci dorastają i co? Mówią, że teraz im się od życia po prosu należy. Czyja to jest kara i kogo wina?
Jakiś czas temu prowadziłam konwersację z przyjaciółką, która wykłada na naszym Uniwersytecie i pracuje jeszcze dwóch szkołach policealnych w Warszawie. Rozmawiałyśmy o młodzieży, studentach i ich podejściu do rzeczywistości. Ona mówiła o tysiącach tabelek, jakie nauczyciel akademicki lub szkolny musi wypełniać, zamiast poświęcić czas na kształtowanie młodego umysłu, a ja mówiłam o wychowaniu w ogóle. To była trudna, ale pouczająca rozmowa, bo w sumie wnioski wyciągnęłyśmy jednakowe. Są one niestety miażdżące dla rodziców.
Zaczęło się od tego, że przyjaciółka wpadła do mnie jak po ogień, szukając gdzieś otwartego punktu ksero po godzinie 21. Właśnie przyjechała z Warszawy i nie miała czasu wcześniej skserować pliku dokumentów. Szukałyśmy bezskutecznie, bo w czwartkowy wieczór w Białymstoku praktycznie jest to niemożliwe. Powiedziała, że w takim razie wstanie o 7, pobiegnie na uczelnię i tam będzie prosić o odkserowanie kilkudziesięciu stron, bo musi przecież rozdać materiały studentom. Najpierw nie komentowałam tego, bo nie wiedziałam, do czego ich potrzebuje. Aż w końcu wyszło na jaw, że to są materiały, które studenci sami musieli przygotować na zajęcia. Wówczas popukałam się w czoło i powiedziałam, że chyba żartuje. Skoro studenci mieli to przygotować, to po co ona biega grubo już po 21 i szuka punktu ksero? I jej odpowiedź przyprawiła mnie niemal o wylew.
- Jak to po co? A ty wiesz, że do mnie potrafi zadzwonić mamusia i opieprzyć, że nie przygotowałam się należycie do zajęć? A ile razy się zdarzało, że student czy studentka przychodzi z rodzicem na egzamin i prosi o przełożenie terminu, albo o dodatkowe notatki, bo dziecko nie ma wystarczająco materiałów?
- Dziecko? Jakie dziecko? Przecież ci ludzie mają ponad 20 lat? Żarty jakieś?
Niestety okazało się, że to nie żarty. Tak się dzieje i to coraz częściej. Później przypomniałam sobie jak kilka lat temu do urzędu, w którym wówczas pracowałam, przyszła do mnie jedna z pracownic ze swoją mamą, by powiedzieć mi o bardzo ważnym problemie Córka nie mogła obsługiwać ludzi, bo to źle na nią działało. A przecież do ośrodka pomocy społecznej przychodzą pijaki i menele, a córka nie może z takimi rozmawiać. Mamusia prosiła, by córka mogła siedzieć gdzieś i robić coś na miarę swoich kwalifikacji, ale na pewno nie godzi się na obsługiwanie „patologii”, jak to określiła. Córka miała wtedy 25 lat. Przyznam, że wówczas powiedziałam tylko, że taką tu mamy pracę i każdy z nas jest po to, by pracować z drugim człowiekiem. Mamusia za kilka dni przyszła i powiedziała, że wobec tego córkę zabiera, bo nie pozwoli, by ta pracowała w takim środowisku.
Szok? Dziś to żaden szok! To powoli jest już normą. Rodzice chcą, by ich dzieci były samodzielne i zarabiały dobrze, a ja pytam za co? O jakiej samodzielności może być mowa, jak w wieku dwudziestu paru lat nadal się chodzi z mamusią czy tatusiem za rękę? Jak można dziś pójść na zajęcia nie przygotowanym i dziwić się, że nauczyciel akademicki nie podaje wszystkiego jak na tacy? Jak można w miejscu pracy pojawić się z rodzicem? Czy komuś coś się przypadkiem w głowie nie poprzestawiało?
Drodzy rodzice, sami jesteście sobie winni, że wychowujecie nic nie wartego bałwana, który nie umie nawet zabrać głosu we własnej sprawie! Żądać tak, ale od wszystkich, a od siebie nic a nic. Pozwalacie na to, by wasze dzieci żerowały na was i waszej pracy do późnych lat. Nie oczekujcie, że państwo wyjdzie wam z pomocą, skoro wy sami nie potraficie zrobić nic, by wychować pełnowartościowego człowieka. Nie dziwcie się potem, że córka czy syn wylatuje z kolejnej pracy, albo że musi wyjechać za granicę. Tam nie ma sentymentów i tam nikt nikogo już za rączkę nie prowadzi. Ja wiem, że kochacie swoje dzieci, ale takim zachowaniem niestety im nie pomagacie. Robicie im krzywdę. Młody człowiek na starcie uczy się, że wszystko mu się należy, a praca sama w sobie jest nic nie warta. Narzekacie, że tyracie jak woły, żeby im było lepiej? Z takim postępowaniem będziecie tyrać dalej, bo należy się to przecież waszym dzieciom.
Komentarze opinie