Reklama

Obywatel Gie Żet: Dziennikarstwo emocjonalne – przebój XXI wieku



Dziennikarstwo informacyjne. Heh... młodsi mogą nie wiedzieć co to jest. Moje pokolenie już w podstawówce uczono, czym się różni notatka prasowa od felietonu, jakie powinny, a jakie mogą mieć cechy, jak je rozróżnić. Teraz chyba nie uczą, skoro to, co oglądamy w telewizji, nawet jeśli w nazwie ma "wiadomości", "fakty", jest publicystyką (wypowiedź subiektywna), a nie informacją (wypowiedź możliwie obiektywna).

W rzetelnym dziennikarstwie informacyjnym nie ma miejsca na intencjonalne oddziaływanie na odbiorcę w celu zrodzenia w nim emocji, zwłaszcza sympatii/antypatii dla określonego podmiotu/stanu. Podkład uczuciowy jest szczególnie niebezpieczny dla wiarygodności, jeśli istnieje kilka stron, kilka racji, między którymi odbiorca musi ulokować własne zdanie.

W praktyce jednak program quasi-informacyjny (im bardziej ogólnopolski i komercyjny tym gorszy) zaczyna się od budowania napięcia.

– Czy to przełom w sprawie zabójstwa sprzed 22 lat?

– To, co się stało, wstrząsnęło całym krajem.

– Kontrowersyjna interwencja Straży Miejskiej.

Wszystkie wypowiedzi prezentera, nie tylko te początkowe, bez względu na ich banalność, artykułowane są takim samym tonem pełnym sensacji (zwłaszcza w komercyjnych rozgłośniach radiowych), jakim w Średniowieczu ogłaszano przybycie do miasta kuglarzy. Z tą tylko różnicą – z racji posiadania mikrofonu – że ciszej.

Później redaktorzy dwoją się i troją, żeby było jak najwięcej materiałów, w których ludzie robią sobie nawzajem na głowy, w których trzeba zagłuszać wulgaryzmy, zasłaniać twarze lub inne miejsca, pobudzając wyobraźnię widza – jak też ta koszmarna rana musi okropnie wyglądać naprawdę.

O ile program jest z reguły dynamiczny (żeby widza nie znudzić), migotliwe zmiany ujęć zastygają, a nawet pojawia się zwolnione tempo, gdy w kadrze jest ktoś, kto płacze. Czasem kamera jest nieznośnie uparta, pokazuje zbliżenie czyjejś twarzy nieprzyzwoicie długo, jakby chciała koniecznie pokonać opór i wydusić z oka nieszczęśnika łzę, mimo że ta – nie bacząc na potrzebę ekranu – nie myśli błysnąć w kąciku. Wywiady nie kończą się po ostatnim słowie rozmówcy, dziennikarka musi bezwzględnie poczekać z podstawionym pod nos mikrofonem aż rosłemu facetowi, który właśnie stracił dziecko, zadrżą barki, zachlipie albo chociaż głos mu się urwie. Łajdackie sępy!

Ważne stało się już nie tylko, co się wydarzyło, ale i jak czują się z tym różne osoby. Im "lepszy" redaktor, tym bardziej skrajne emocje odnajdzie i zarejestruje. Tylko one są da niego wartościowe.

Nie wiem dlaczego, ale mam przeświadczenie, że większość ludzi przekaz dziennikarski przyjmuje najczęściej bez krzty krytycyzmu. Jeśli dowiedzą się, że policjant spałował rowerzystę, mają od razu pewność, że funkcjonariusz jest zły, a cyklista poszkodowany. Kobieta zabiła męża pijaka? Najwyraźniej zasłużył. W wypadku samochodowym uczestniczył polityk i był pod wpływem alkoholu? On spowodował. Prosty, łatwy, intuicyjny wniosek... jak w bajkach. Zwykle jednak takie sprawy mają niejedno dno, wiele wątków, informacje często są niepełne, a niekiedy po jakimś czasie okazuje się, że nieprawdziwe. Ale nie mają dzisiejsi dziennikarze w zwyczaju prostować wiadomości, jeśli wyszło na jaw, że niesłusznie kogoś skrzywdzili. Przyznania się do błędu nie są spektakularne... a więc nie ma dla nich miejsca na antenie.

Opisałem tylko wierzchołek góry lodowej podłego moralnie i jakościowo dziennikarstwa. Całe szczęście znamy na to lekarstwo.

Jest nim oczywiście samodzielne, roztropne myślenie.

(Grzegorz Żochowski/ Foto: sxc.hu/ Obywatel Gie Żet)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do