Pewien znajomy wygłosił przy mnie postulat iście janosikowy, że Państwo powinno jeszcze bezwzględniej zabierać bogatym i dawać tym biedniejszym, żeby wyrównać stopę życiową oraz napędzić rozwój. Według niego, zamożni zarobione pieniądze przejadają (marnują), a klasa średnia inwestowałaby albo wydawała w okolicy i wprawiała w ten sposób w ruch cały krajowy rynek. Załóżmy, że jestem złotą rybką, a koledze winien byłem spełnienie życzenia.
Idziemy najpierw do osiedlowego sklepiku spożywczego. Rozglądamy się, pytamy. Wychodzi na jaw, że ekspedientki pracują za minimalną krajową, artykuły na półkach w większości te, co były. Normalnie szok – ludzie mają więcej pieniędzy, a mimo to jedzą tyle co poprzednio.
Za to już u szewca zobaczylibyśmy maszyny nowsze niż kopytko, które Niemca pamięta. Od końca pierwszego akapitu rzemieślnik zaczął oferować buty na zamówienie. Zdobyte od bogacza pieniądze mądrze wykorzystał, rozwinął działalność. Jemu będzie lepiej, a osiedle zyska usługę.
Zaraz obok ślusarz. Razem z szewcem dusili magnata aż charczał, ale za to teraz ma tokarkę numeryczną. To dzięki niej nawiązał współpracę z niewielkim producentem silników elektrycznych. Tamten z kolei mógł udoskonalić konstrukcję, która okazała się idealna do wycieraczek szyb na luksusowych łodziach.
Luksusowe łodzie idą (właściwie płyną) oczywiście na eksport. Raz, że nie mamy warunków klimatycznych, żeby je optymalnie wykorzystać, a dwa – panuje wszak u nas od kilku zdań zasada, że bogatych się łupi i daje biednym. Siłą rzeczy nikogo na jacht nie stać.
W tym oto miejscu – zwracam się do nieprzejednanych socjalistów – kończy się Wasza racja. Rozproszony w niższych warstwach kapitał nie jest zdolny do wzbicia ponad szewca, ślusarza i szkutnika. Żaden z nich nie postawi stoczni i nie wybuduje portu. Gdy się razem zbiorą, wybudują co najwyżej przystań w Giżycku. W każdym ambitnym kraju, który poważnie myśli o rozwoju, którego mieszkańcom nie wystarcza zupa z krewetek jako szczyt szczytów, bo mają aspiracje wyższe niż ekstrawagancki posiłek – muszą być bogaci. Muszą. Jak byśmy im nie zazdrościli – są niezbędni.
Gdybym miał jakiś wpływ na gospodarkę, jedną z pierwszych rzeczy jaką bym zrobił, to zaproponował setce najbogatszych Polaków, że spośród nich losowanych będzie co roku 10-ciu, którzy w zamian za obietnicę inwestowania wszystkiego, co do następnego losowania zarobią, otrzymają zwolnienie ze wszystkich podatków. Absolutnie wszystkich. Chodzi o to, by z bogatych chcieli stać się obrzydliwie bogatymi i mobilizowali się do kroków, na które i ich w normalnych okolicznościach nie byłoby stać. Być może postawiliby polską fabrykę rakiet kosmicznych, a jej pracownicy, mając niezłe wypłaty, byliby w stanie zapłacić więcej za chleb i dać zarobić zwykłej ekspedientce.
(Grzegorz Żochowski/ Obywatel Gie Żet/ Foto: sxc.hu/ business-business)
Problem w tym, że ludziom nie chce się analizować otoczenia- ktoś wmówił im, że gospodarka to jakaś tajemna magia i choćby nie wiem co i tak tego nie zrozumieją. Za to łatwo przyswajają sobie hasła typu- nałożymy podatki na banki, sklepy, fabryki i rozdamy to potrzebującym (przykład- Szydło mówiąca, że są pieniądze w budżecie na 500+ i to wystarczyło, nikt nie dociekał gdzie są a teraz będą płacić za topniejący śnieg na podwórku i tylko czekać aż zostanie utworzony Departament Pogodowy i nałożą podatki za wiatr). Po co zastanawiać się jaka bedzie reakcja rynku gdy nałoży się gigantyczne podatki na firmy- mają kasę to niech oddadzą, przecież wszystkim się należy. Ale jak pouciekają stąd inwestorzy to zostaniemy fioletową wyspą jagód i potentatem w wyplataniu słomianych koszyków. Czemu tak trudno zrozumieć, że np sieci handlowe transferując kasę do swoich krajów nie kierują się patriotyzmem tylko tam im się to opłaca. Czemu nie możemy być krajem w którym też się opłaca :/
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Problem w tym, że ludziom nie chce się analizować otoczenia- ktoś wmówił im, że gospodarka to jakaś tajemna magia i choćby nie wiem co i tak tego nie zrozumieją. Za to łatwo przyswajają sobie hasła typu- nałożymy podatki na banki, sklepy, fabryki i rozdamy to potrzebującym (przykład- Szydło mówiąca, że są pieniądze w budżecie na 500+ i to wystarczyło, nikt nie dociekał gdzie są a teraz będą płacić za topniejący śnieg na podwórku i tylko czekać aż zostanie utworzony Departament Pogodowy i nałożą podatki za wiatr). Po co zastanawiać się jaka bedzie reakcja rynku gdy nałoży się gigantyczne podatki na firmy- mają kasę to niech oddadzą, przecież wszystkim się należy. Ale jak pouciekają stąd inwestorzy to zostaniemy fioletową wyspą jagód i potentatem w wyplataniu słomianych koszyków. Czemu tak trudno zrozumieć, że np sieci handlowe transferując kasę do swoich krajów nie kierują się patriotyzmem tylko tam im się to opłaca. Czemu nie możemy być krajem w którym też się opłaca :/