Pewna mieszkanka Miasta Aniołów ogłosiła, że w ramach odwetu, będzie robić kupę na trawniki właścicieli psów, które zanieczyszczają jej trawnik. Zagraniczny news potraktowaliśmy jako przyczynek do rozpatrzenia tematu lokalnie.
- Panie, srają! A jak! Po trawniku nie można przejść. Wszędzie nasrane. Mało razy buty musiałem czyścić? Chce mieć psa, niech po nim sprząta - oburza się mieszkający na osiedlu Sienkiewicza Pan Kazimierz.
- Jeśli ktoś chce mieć psa, to powinien mieć też minimum odpowiedzialności. Fajnie się z pupilem pobawić, ale kupy sprzątnąć już się nie chce. Coś za coś. A potem dzieciaki po tym biegają, mają kontakt z zarazkami. A dzieci - wiadomo - łapy pchają do buzi i o nieszczęście nietrudno - podobnego zdania jest Pani Małgosia.
I faktycznie - psie odchody zalegające na trawnikach mogą denerwować. Chyba każdemu z nas zdarzyło się kiedyś wrócić do domu z niespodzianką na podeszwie. Ale jest i druga strona medalu.
- Gdzie mam wyprowadzać psa? Wyjeżdżać kilka razy dziennie do lasu? A jeśli akurat ma miękki stolec? Mam chodzić z chochlą i nabierać? Nie wyprowadzam go na place zabaw i w okolice ławek. Tam, gdzie się ewentualnie załatwi, chodzą najwyżej bezpańskie koty. Bo i po co człowiek miałby po krzakach łazić? - zastanawia się Pani Anna, właścicielka jamniczki Fifi.
- Są ścieżki rowerowe. Są place zabaw. A nie ma miejsc specjalnie po to, żeby wyprowadzić psa. A czy tak trudno - podobnie jak z placami zabaw, wygrodzić kawałek trawy na której psy mogłyby załatwiać swoje sprawy, a właściciele nie musieliby biegać z torebkami? Mało miejsca w mieście? - dodaje Marcin, posiadacz wielorasowca, Ryśka.
- Ja stosuję własne zasady. Kiedy Łajdak załatwi się w miejscu, w którym mogą biegać dzieci, albo chodzić przechodnie, sprzątam. Ale kiedy rąbnie w miejscu, po którym widać, że nikt tamtędy nie chodzi, odpuszczam sobie. Kiedyś zdarzyło się, że sąsiadka - osoba znana w bloku jako niespełna rozumu - zaczęła dzwonić na straż miejską, bo Łajdak załatwiał się w okolicy żywopłotu przy okolicznym parkanie. Ani nie ma tam śmietnika, ani ławki - nic. Ale babsztylowi przeszkadzało. Może sama załatwia się w krzakach. Na szczęście bez badania DNA nikt Łajdakowi nic nie udowodni. Najważniejsze, to znaleźć złoty środek i posługiwać się zdrowym rozsądkiem. - obrusza się Ela.
- No, tak. Pies winny. A że butelki po piwie leżą, a że chodniki zaplute, to spoko. No, chyba, że to psy piją i plują na spacerach - ironizuje Teresa, właścicielka sędziwego i godnego wilczura, Maksa. - Inna rzecz, to debile, którzy zostawiają na trawnikach resztki, albo wręcz wyrzucają je przez okno. Pies to potem zje i nieszczęście gotowe. Albo się pochoruje, albo nawet zdechnie. Wyprowadzanie Maksa, wymaga czujności. Wszystko przez ludzką głupotę.
Jak widać, zdania białostoczan są podzielone. I jednym, i drugim trudno odmówić racji. Urbanistyka nie jest łatwym zagadnieniem, ale może zamiast planować kolejne akcje betonowania, ktoś powinien pochylić się nad realnymi problemami mieszkańców? Może wystarczy odrobina dobrych chęci?
Komentarze opinie