Reklama

Okiem hejtera, odc. 37 - Przewlekle chorych się u nas tępi

Tak jest. A jeśli nawet nie tępi, to z pewnością wiele nam brakuje w kwestii ułatwiania życia wykluczonym. A tych jest więcej, niż komukolwiek by się wydawało. Sam o sobie nie myślałem nigdy jako o wykluczonym. Jak się okazało, był to błąd.

Siedzę właśnie w autobusie z Warszawy do Białegostoku. Kierowca metr ode mnie próbuje poradzić coś na blokujące się biegi. Nie wiadomo, czy pojedziemy dalej, czy czeka nas jakaś radykalna przesiadkoakcja. Wiadomo z kolei, że "tłuko". To znaczy on tłucze. Jakimś młoteczkiem. Podlasie Ekspres. Ekspresowa godzina opóźnienia. Wiadomo też, że jak byście nie znosili Warszawy, to stolica naszego kraju i miasto o wiele bardziej ucywilizowane niż Białystok. Już Wam mówię, czemu.

Choruję na cukrzycę. Taką dosyć dziwną, bo genetyczną i sprawiającą obłędnie wiele problemów z diagnozą. Lepiej z leczeniem, bo przebieg moja choroba ma wyjątkowo delikatny. Żyje się z tym spoko, choć problem pojawia się, kiedy trzeba wyjść do restauracji. Kuchnia polska odpada, bo tam wszystko na ziemniorach. Włoska też, bo makarony z białej mąki, pizza z białej mąki. Amerykańska też nie pasuje, bo pszenne buły. Sieciówki? Nie mogę frytek. I tak dalej, i tak dalej.

Ale polećmy jeszcze mocniej po bandzie. Moja partnerka choruje na celiakię. Co to znaczy? Znaczy, że nie trawi glutenu. Że gluten to dla niej gorzej, niż trutka na szczury i metanol razem wzięte. Niełatwo z tym żyć. Trudniej, niż z moją cukrzycą. Bo po pierwsze, jak mówi Pismo, "kto nie trawi glutenu, ten nie wejdzie do Edenu". Eucharystia z kolei jest z mąki pszennej, a więc zawierającej gluten. Bezglutenowcy są więc przez Jahwe predestynowani do wiecznego potępienia. Dla niej, jako ateistki to nie problem, ale warto fakt zauważyć.

Kolejna trudność to to, że 99,9% restauracji używa produktów, które zawierają gluten. Powiecie, że w mięsie go nie ma, w ziemniakach nie ma, w gryczanej również. Tak, ale wystarczy, że frytki smażone będą w tej samej fryturze co panierka z bułki na kotlecie i gluten z powodzeniem się do nich przedostanie. Mięso? Gluten znajdziemy w przyprawach, zawieruszy się na linii produkcyjnej i przeniknie do pozornie bezpiecznych produktów. I tak dalej. I tak dalej. Z moim cukrem podobnie. Potrafi czaić się w zaciszu przewrotnie ponazywanych substancji, potrafi czyhać wewnątrz łatwo przyswajalnych tłuszczy.

W Warszawie ciężko, ale da się znaleźć lokale, które działają w ramach programów gluten-free. Albo takie, gdzie wszystko produkowane jest z mąk o niskiej zawartości węglowodanów. Do tego działa wiele lokali wegańskich, w których bezpieczny dla mnie i dla Niej posiłek, z pewną dozą wysiłku (posiłek-wysiłek) można skomponować. A co z Białymstokiem? Rzopa. Chciałem dziewczynę zabrać na kolację. Świece, kwiaty, gwiazdy. Romantyzm a"la "Zakochany Kundel". Więc pytam dziewczę, gdzie ma ochotę pójść. A ona mi na to, że do KFC. Ok, rozumiem, młodsza jest, gimnazjum kończyła, więc jest gimbazą, może więc mieć do randek w KFC przyzwyczajenie. Okazało się, że nie o to idzie. Ale o to, że w dużych sieciówkach mają taką politykę, że frytki smażą oddzielnie od wszystkiego, co w panierce. Czyli gluten do fryty nie trafia. Gdzie indziej niekoniecznie mają takie korporacyjne standardy...

Mam dwie stosunkowo sprawne nogi. Ona też. Raczej nie mdlejemy nagminnie na ulicy i nie naciągamy podatników wyłudzając interwencje ambulansów. Ona ma wzrok doskonały. Ja mniej, ale da się przeżyć. Słyszymy oboje całkiem nieźle. Ale chorujemy. Przewlekle. Na coś, z czym - znowu - da się przeżyć, ale niekoniecznie już pójść na randkę. Przynajmniej kolacyjną. W wielkim, zdawałoby się, wojewódzkim mieście. W perle ściany wschodniej.

A przecież to całkiem niemały rynek. Może  cukrzyków i chorych na celiakię nie jest znowu tak wielu. Ale jeden lokal nastawiony na nich zebrałby całą miejską pulę chorych. Może nawet NFZ by coś rzucił. Bo czemu nie? Albo jakiś defekujący kasą producent insuliny szybkodziałającej.  Poza tym cukrzyca i celiakia to zapewne nie koniec chorób, które mają wpływ (i na odwrót) na nasze odżywianie. Więc może w końcu kilka lokali, gdzie tacy jak ja i Ona, chorzy, wykluczeni, mogliby na taką randkę pójść? Zrozumcie! Chorujemy! Ale też chcemy kochać! Jak u Disneya. Nosem toczyć po talerzu niskoglukozowego i bezglutenowego pulpeta. Białostoccy restauratorzy - dajcie nam na to szansę.

(Paweł Waliński)

P.S. Jedziemy już innym autobusem, który jak nazwa "Podlaski Ekspres" zobowiązuje, przyjechał ekspresowo. Czyli w ciągu godziny z hakiem. Toaleta nie działa. Wi-fi nawet nie próbuję, korzystam ze swojej mobilki. A że nie ma światełka, klawiaturę oświetlam ekranem. Więc piszę na wpół złożonym laptopie. Stąd przepraszam za litteróóówki. Naprawdę przerpazsam.
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Tomasz - niezalogowany 2014-01-11 18:05:03

    A jedłał Ty kiedy borsuka?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do