Za nami wybory. Kto wie, czy nie najważniejsze w ostatnich latach. Nie z perspektywy polskiej - frekwencja lekko powyżej 20% świadczy, że perspektywa polska, to widok robaczka wypełzającego z kupki. Całego ogrodu nie zobaczy. A w kupie jeszcze ciepło... Mówię o perspektywie europejskiej, albo nawet światowej. "Trudne sprawy".
Możecie nie wierzyć, ale w trakcie wojen napoleońskich, a więc u świtu XIX wieku, wiele niewiast skarżyło się, że oto ich mężowie padli ofiarami pewnego schorzenia. Polegało ono na tym, że ukąszeni nim panowie, miast uczciwie pracować i zarabiać na utrzymanie swojego pomiotu, non stop przesiadywali w oberży. I nie chodziło o to, żeby mordę kaprawo zaprawić. Tu by ówczesna żonka pozwoliła. Chodziło o coś zgoła dziwniejszego. Panowie przesiadywali w oberży, bo byli... uzależnienie od informacji. Żyć nie mogli bez frontalnych wiadomości do tego stopnia, że godzili się na głód swój oraz rodziny, byle tylko wiedzieć, jak poczyna sobie ich cesarz, albo jak przeciwko temu cesarzowi poczynają sobie ich cesarze. A w oberży, czy karczmie - wiadomo - wiadomości są najświeższe. Zupełnie bez Internetu. I od razu można z kimś wymienić poglądy. A nawet w mordę dać. Zupełnie bez internetowych forów. My nie musimy uciekać się do przesiadywania w oberży. I mamy szybsze media. Nic dziwnego, że od informacji łatwiej się dziś uzależnić. Szczególnie, żeśmy nimi bombardowani, jak biedne Drezno przez aliantów. A skoro już tak wszyscy bombardują, to czemu ja nie miałbym?
Analiza wydarzeń bieżących i wieszczenie z nich tego, jak będzie zawsze miało krótkie nogi. Niedawny kryzys ekonomiczny ośmieszył "mędrców", "fukuyamów" wszelakich. Byle burak z pipidówy mógł wymierzyć im palucha w przeintelektualizowany ryj i siarczyście się roześmiać. Wyszli na specjalistów na poziomie naszej sympatycznej (sympatycznej mówi się o kimś, komu brakuje innych zalet. Sympatyczna dziewczyna = niemądra, albo nieatrakcyjna, etc.) pani profesor Staniszkis, o której wszyscy, którzy mieli zaszczyt mieć z nią cokolwiek wspólnego na polu naukowym, albo choć śledzą jej wypowiedzi/prognozy/analizy wiedzą, że nigdy jeszcze w życiu nie miała racji i jeśli coś mówi, to będzie dokładnie odwrotnie. Ale nic to. pójdę tą drogą. Bez Saby. Poanalizuję.
Wybory poszły paskudnie. W ramach naszego kraju mandaty podzieliły między siebie dwie partie, które są wyczerpane - jedna jałowością swojego rządzenia, druga własną jałowością intelektualną i takim samym skamienieniem. Tuż za nimi, goniący jak pies karawanę starszy pan otoczony młodymi niedouczonymi klakierami. Weszli również tapicerzy, bo zawsze wchodzą - ktoś wszak musi na prowincji posady rozdawać. I enfant terrible polskiej polityki, który dużo i głośno mówi, a w domu siedzi pod pantoflem żonki. Postać w sumie fajna, bo jakoś zabawna i przewrotna. Raczej bajkowa, niż prawdziwa.
Na Zachodzie podobnie. Stary porządek trwa, a do drzwi drąc mordy pukają wszelkiej maści ekstremiści. Poza Francją, gdzie ci ekstremiści do bramy dopukali się skutecznie. No i Anglii, gdzie może lżej, ale podobnie. Wszystko to powinno uświadamiać jedno. Że ktokolwiek myśli o Europie w kategoriach takich, jak przez ostatnie dwadzieścia lat, jest zwyczajnym idiotą. Albo idiotą zupełnie nadzwyczajnym, bo ci zwyczajni może już coś więcej rozumieją. Europa jest dzisiaj inna. Inna jest młodzież, która właśnie zaczyna głosować. Inna niż ja byłem w ich wieku. Dla nas, którzy byli dzieciakami, kiedy błyszczały aureole solidarnościowych opozycjonistów, najważniejszym było bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo i to, że w sklepach pojawiły się nagle Kinder niespodzianki, kolorowe napoje (ja pamiętam te marki Queen) i niereglamentowane Snickersy. I choć ekstremalną większość życia spędziłem już w kraju, gdzie półki sklepowe wręcz uginają się pod ciężarem towarów, wydaje mi się że rozumiem problemy tych, którzy z różnych powodów mają gorzej. A bo wojna. A bo prześladowania. A bo tragiczna sytuacja ekonomiczna ich rodzinnego kraju.
Dzisiejszy ekstremizm, to - jak się okazuje - domena głównie młodszych. To oni w 50% głosowali na prawicę. To oni zafundowali dobry hajs dziwnemu facetowi w muszce, córce słynnego kłamcy i idioty, czy kolesiowi, który rozumuje na zasadzie: jak w jednym kącie obory jest czysto, a w drugim nie, to póki będę siedział w czystym, będzie mi pachniało. Nie. Smród rozejdzie się po całej, panie Farage.
Młodzi łatwo łapią się ekstremalnych rozwiązań. I trudno ich za to winić. Czy Polska to, czy nie, od lat widzą te same mordy (bo przecież nie twarze), słyszą górnolotne komunały, ale zmian wokół siebie nie widzą. Nie imponuje im jakim wspaniałym kompromisem jest Unia Europejska, bo nigdy ("świadomie") nie żyli poza nią. Nie potrafią docenić jak, nawet za cenę niedogodności i kosztów, Unia jest gwarantem bezpieczeństwa. Wolą śmiać się z przerostu zatrudnienia, tego że marchewka jest owocem, a ślimak rybą. Nazwijcie mnie sprzedawczykiem, cynikiem, tchórzem... Ale jeśli nazwanie ślimaka rybą ma zapewnić mi, że nigdzie wokół nie wybuchnie wojna, to chętnie nazwę ślimaka nawet ssakiem. Ba - naczelnym nawet. Islamizacja Europy. Jasne. Ale czy my sami nie byliśmy kiedyś biednymi przyjezdnymi? Gdzieś w USA, Niemczech, Francji..? Nie jedliśmy konserw dla zwierząt, jak w "Emigrantach"? Nie kradliśmy z Reichu bryk? Zapomniał wół, jak cielęciem był. I tak dalej, i tak dalej.
Sukces ekstremistów to wina pokolenia naszych ojców. Naszych starszych braci. I po części nas. To krótkowzroczność polityki personalnej. To fakt, że nie potrafili(śmy) uświadomić ludziom, że wszystkie te nudnawe dyskusje, przepisy, regulacje, cały ten zaśniedziały aparat urzędniczy, wyświechtane mordy, bezpieczne rozwiązania, kompromisy (nieraz niełatwe) są sposobem, by uniknąć zła. Które zdarzyło się już nieraz. Że są złem mniejszym. Że zdrowe jedzenie po prostu nie jest smaczne. Że nie ma bąbelków i kolorowego opakowania. Nie towarzyszy mu tłusty riff, niebanalny pasaż słowny, bramkarska parada, 128-ciosowe combo. Zawiedliśmy. Nie udało się pokazać, że to, co takie nudne, nieciekawe, nieekstremalne, niebohaterskie... Wszystko to, co tak łatwo uznać za beee i żadne, czasem jest zwyczajnie po to, żeby jeden z drugim - ekstremista - mógł sobie pozwolić na dokazywanie. Bo w innych warunkach, ktoś już dawno ściąłby im łby. Albo przynajmniej przy*ierdolił. Najpewniej inny ekstremista.
Komentarze opinie