
Pan Maciej. Pracuje w sklepie Sztuka Mięsa Rzeźnik" przy ulicy Grochowej. Jechałem tamtędy rowerem, pomyślałem zajrzę do środka, może coś w oko wpadnie? Na ladzie garmażeryjnej kilka wędlin do spróbowania. No to już!
- Ooooo! A co to takie dobre jest? - pytam zaskoczony. Smak znajomy, jakbym już to kiedyś jadł, ale co dokładnie? Aksamitne rozpływa się w ustach.
- To ozór wołowy gotowany – mówi Pan Maciej
- Żurawiny by się trochę do tego przydało – rozmyślam na głos
- Albo sosu chrzanowego – dopowiada Pan Maciej
Kiedy się próbuje te ich wędliny, to ma się wrażenie powrotu do lat dawnych. Do dzieciństwa, do stołu zastawionego przez babcię i mamę. Do tych wędlin, nieporównywalnych z niczym innym. Nawet się kiedyś mówiło "domowe, nie sklepowe", dla podkreślenia jakości. No więc jem ten ozorek wołowy i nagle czuję nie żurawinę, nie chrzan, ale grzybki marynowane! Tak, grzybków marynowanych tu brakuje. Młodych prawdziwków wprost ze słoika.
Podchodzę do kasy i zdecydowany jestem na ów ozór wołowy, ale obok widzę salceson leży. Za wszystkie pieniądze w dodatku!
- No nie mogę się zdecydować ozór czy salceson? - powiadam do sprzedawcy, ten zaś się tylko uśmiecha i powiada:
- Salceson jak wiadomo, ma bogate wnętrze.
Tak mówi Pan Maciej, a ja sobie w tej chwili przypominam lekturę jednej z książek. Literatura czeska, nie pamiętam autora, ani tytułu, wiem tylko że Czech. I jeden z jego bohaterów, nota bene rzeźnik mówił "Ludzie pogardzają salcesonem, gdyż uważają, że wszystkiego można tam dodać. Tymczasem zrobić dobry salceson, o to jest sztuka!".
Co to za sklep jest w ogóle?! Najpierw wspomnienie stołu zastawionego przez babcię, teraz literatura czeska!
Wziąłem salceson. Przychodzę do domu, smaruję bułkę masłem, kładę plaster salcesonu i....I zaprawdę powiadam Wam – poezja!
(Wojciech Koronkiewicz)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
O tak. Sztuka mięsą jest świetna.
Bulka z maslem i salceson???????? To jakas profanacja.Tylko nie wiem czego...