
Murowano-drewniany budynek przy Młynowej to jeden z ostatnich takich w tej części miasta, która kiedyś była pełna podobnych domów mieszkalnych tworzących niepowtarzalny charakter tej dzielnicy. Ten konkretny przy Młynowej 63 (między ulicami Mohylowską a Witebską) powstał w 1928 roku. Przetrwał II wojnę światową i czasy PRL by spłonąć już w XXI wieku. Stawiam dolary przeciw orzechom, że jego resztki zostaną rozebrane, a w tym miejscu - z błogosławieństwem magistratu - zmyślny deweloper już niebawem zbuduje blok.
Kontakt konserwatora zabytków z prokuratorem raczej niewiele tu przyniesie. Dlaczego? Bo raczej pewne jest, że prokurator sprawę umorzy: albo z powodu niewykrycia sprawców albo uznając, że doszło do samozapłonu. Jakim cudem w zawilgoconych zrujnowanych i niezamieszkałych budynkach, które są odłączone od prądu i gazu dochodzi do samozapłonów jest zagadką. Ktoś, kto wyjaśni reakcje chemiczne (lub zjawiska fizyczne) prowadzące do takich zapaleń niewątpliwie godzien jest nagrody Nobla. Możliwe, że jedynym ukaranym będzie właściciel obiektu, który pozwolił na dewastację obiektu. Otrzyma niewysoką karę finansową.
Białystok w niektórych częściach - zwłaszcza tam gdzie stoją stare mieszkalne domy, na których właścicieli naciskają przedstawiciele deweloperów i agencji nieruchomości - przypomina Rzym z czasu Nerona. Dzielnice zaczynają płonąć, strażacy dojeżdżają akurat na czas, aby dogasić dom, sporządzić protokół i nie dopuścić do spalenia się innych budynków po czym okazuje się, że budynek spłonął sam z siebie lub uczynili to nieznani sprawcy. Postępowania prokuratorskie - o ile są prowadzone - są umarzane dość szybko, bo sprawców nie da się wykryć. Tak było przy pożarze kamienicy przy ulicy Dąbrowskiego. Pisałem o niej przed laty, że moja wizja przyszłości to jej spektakularny pożar połączony z wybuchem butli gazowych, które tajemnicza ręka podrzuci gdzieś do piwnic i zakończy się to ruiną, którą - dla bezpieczeństwa - trzeba będzie rozebrać. I powstanie w tym miejscu apartamentowiec tak doskonale pasujący do bloków stojących niedaleko. Zabytkowy charakter kamienicy będzie można podziwiać na zdjęciach, które zostaną umieszczone gdzieś na pamiątkowej tabliczce. Sprawcy pożaru - rzecz jasna - nie zostaną wykryci. Wizja ziściła się częściowo: doszło do pożaru, ale nie doszło do wybuchu. Prokurator zajął się pożarem i do spółki z biegłym doszedł do wniosku, że było to podpalenie. Ktoś jedną ze ścian od podwórka oblał łatwopalną cieczą i podpalił. Znaleziono też pojemnik z łatwopalną cieczą. W trakcie gaszenia strażacy rozwalili jedną ze ścian. Zapewne właściciele są rozczarowani, że nie rozwalili ich więcej, żeby można było tą kamienicą łatwo rozebrać. Dodatkowo budynek stracił dach zerwany przez wichurę. Podobno właściciel przedłożył projekt budowlany przebudowy tego obiektu oraz zamurowania otworów wejściowych. O renowacji i odbudowie - była warunkiem dużego rabatu jakiego miasto udzieliło przy sprzedaży - rzecz jasna nie ma mowy. Obiekt ma zostać zabezpieczony przez dalszą rujnacją. Zabawię się w Kasandrę i przepowiem przyszłość: za kilka lat pożar powtórzy się ale tym razem trzeba będzie kamienicą rozebrać i wreszcie zbudować tam wieżowce na wzór tych z Botanicznej. I prędzej Tadeusz Truskolaski okaże się pokornym eremitą, a jego syn wybitnym intelektualistą niż ta kamienica zostanie doprowadzona do świetności. Na razie przebudowa zaczęła się i zakończyła zastawieniem dziury folią oraz deskami oraz przygotowaniami do rozbiórki części budynków gospodarczych w podwórku kamienicy.
O pożarach przy Witebskiej, Angielskiej i innych uliczkach osiedla Przydworcowe nie chce mi się pisać. W ostatnich latach było ich kilkanaście. Budynki - także te historyczne - płoną, potem zgliszcza są porządkowane i rozbierane, a na koniec powstaje w tym miejscu plac budowy i pojawia się kolejny wielopiętrowy blok. Kto nie wierzy proponuję nabyć album ze zdjęciami miasta sprzed kilkunastu lat i przejść się osiedlem Przydworcowym, ulicą Botaniczną czy Bojarami. Zaręczam duże zdziwienie i sporo ogłoszeń o możliwości zakupu nowego mieszkania lub przynajmniej wynajmu.
Dopóki nie powstanie plan ogólny miasta zakładający w miejscach, gdzie stoją zabytkowe budynki zabudowy niskiej jednorodzinnej oraz ścigania właścicieli opuszczonych budynków żaden zabytek włącznie z Pałacem Branickich nie jest bezpieczny. Potencjalnie działki w centrum miasta są warte grube miliony, a już cesarz Klaudiusz powiedział, że pieniądze nie śmierdzą.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie