Przyszedł w końcu nowy rok. Wiadomo – wszystko ma się zmienić. Żona stara zmienić się ma w nowszy model o mniejszym przebiegu. Szef może też się wymieni w przyszłości na takiego z ABS-em? I dzieci będzie można zmodyfikować genetycznie, żeby się gnoje nie odszczekiwały, kiedy ojciec/matka i tak mają rację zawsze? I może słonina light będzie w sklepach, tak jak już jest dostępny „smalczyk roślinny babuni” z soi…
Na razie to z nowym rokiem czeka nas zmiana cen produktów pierwszej potrzeby. Podrożała wódka. Podrożały papierosy. Jak żyć, panie premierze, jak żyć? Rzyć jakoś nasza to wytrzyma, jak zwykle, bo jednocześnie potaniał cukier. Jakoś się przetrzyma. Bo i pensja minimalna podskoczyła – o zawrotne 60 złociszy brutto. Czyli kilka białostockich biletów całodobowych. Prąd stanieje. Ale za to gaz podrożeje. Mleko w górę. Podatki na tym samym poziomie, czyli tniemy ulgi, gdzie się da. Ministra znanego już nie ma, ale triumf myśli przewodniej pozostał…
Co rzucać, żeby oszczędzać w domowym budżecie? Mleko czy wódkę? Papierosy chyba najprościej (tak myślą niepalący). Cierpi wtedy nie tylko ten, co rzuca. Cierpi cała podstawowa komórka społeczna, zwana rodziną. Cierpi żona, dzieci, pies/kot – wszystko co wpadnie pod nogi rzucającego palenie. Dzieci ze strachu przed ojcem chowają się do szafy. Pies nie szczeka, tylko siedzi grzecznie pod stołem. Żona – wzdycha i idzie do mamusi się wyżalić. Niestety trzeba to przecierpieć. Minie mu tak... po miesiącu. Wtedy w nagrodę pan domu rzucający palenie może się napić mleka/wódki czy czego tam jeszcze, co podrożało, w nagrodę za zaoszczędzone kwoty mleczne na śmiercionośnych papierochach.
I na nowy rok mamy nasz swojski plusik – w końcu aleję Piłsudskiego nam, białostoczanom, oddali – piękną, pachnącą świeżym asfaltem i betonem zbrojonym. Tylko jakoś przystanki coś źle zamontowane, bo coś tam do czegoś nie pasuje. I w przejściu podziemnym rynienka dla rowerów taka, że nijak do rowera też nie pasuje. Jak to słyszę, przed oczami mam kadry z filmów Barei...
„Ile? Dwie?” – pyta cieć na melinie faceta, który robi za taksiarza. „Jedną, wozem jestem” – ten odpowiada. Nic, tylko strzelić sobie po litrze mleczka – póki w sklepach są zapasy tego tańszego. I zapalić elektronicznego papierosa o aromacie palonej gumy…
Komentarze opinie