No to jesteśmy już naprawdę w Europie. Po galeriach handlowych, bułach z kotletem kupowanych prosto z samochodu, numerkach w urzędach oraz elektronicznych biletach komunikacji miejskiej, przyszedł czas na rozbicie ostatniego bastionu ciemnogrodu i zacofania. Nareszcie centrum naszego pięknego grodu nad Białą, jakże tolerancyjnego i otwartego na inne zachowania, pokaże nam, jak się bawi kulturalnie i po zachodniemu.
W samym centrum, pępku, wątrobie i płucach Manchesteru Północy otworzono normalnie klub go-go. Jak będą pokazywać panoramę miasta z Ratusza rano w weekendy w TV, elegancko będzie czarno na białym widać, kto zacz był w tym przybytku, a sąsiedzi palcami pokazywać będą i na „dzień dobry” nie odpowiadać. Żony dowody mieć będą nagrane, mamusie na żywo transmisję obejrzą.
A przybytek ów prawie naprzeciw jednej, najważniejszej świątyni jednego obrządku stoi. A i niedaleko druga świątynia innego obrządku. Niedaleko stoi zaś pomnik Marszałka, który co prawda kilka kobiet w swoim życiu miał, ale na pewno do klubów go-go nie chodził, a nawet za swoich czasów, kiedy jeszcze żywym był, a nie pomnikiem – do varietes.
Już widzę, gdy latem na Boże Ciało procesja idzie i mija klub rzeczony. Co prawda będzie to w naszym mieście powtórka z rozrywki, bo podobna placówka z tej branży istniała kiedyś na Lipowej, ale jakoś szybko zwinęła interes. Co na taka ruję i porubstwo nasze babcie/ciocie/teściowe? Czy wyciągną zza wyleniałych nutrii butelki z benzyną i kamienie? Czy przyjdą z transparentami? A może my już naprawdę w tej Europie i nikt protestować nie będzie? W końcu to my wybraliśmy do Sejmu pana, który został teraz posłanką…
Nie mam ci ja nic do przybytków owych. Wręcz przeciwnie. Czasami są one jedynymi lokalami, gdzie męskie wygłodniałe podniet stada mogą się uraczyć piwem o czwartej rano, gdy zamkną przybytki inne. Ale w centrum Białegostoku wolałabym widzieć galerie (nie te handlowe…), księgarnie, muzea, turecki prawdziwy kebab, kulturalne mordownie i sklepy z pamiątkami, niż lokale z czerwonymi firaneczkami. W końcu po co mam się denerwować, jak mi tu konkurencja z parasolką chodzi, gdy mąż po bułki pójdzie do delikatesów? A jak pójdzie, to za trzy dni wróci, bez wypłaty, za to z kawałkiem czerwonej firaneczki, wetkniętej w...
Komentarze opinie