Reklama

Podlaska baba, odc. 13 - Na mroźnym zadupiu bez zmian

Tak jak to było do przewidzenia, przyszła w końcu prawdziwa zima. Tak jak co roku zresztą. Sorry, taki mamy klimat… I rozpętało się istne pandemonium w całym kraju. Po pierwsze gołoledź i szadź. Po drugie: mróz. W stolicy i głębi kraju minus dziesięć stopni. Szok, panie! No przecież tak nie można. I jak tu żyć?

Najgorszą niespodziankę zafundowali tym razem nie drogowcy – o dziwo – ale kolejarze. Pociągi całymi godzinami stały w szczerym polu. W nieogrzewanych wagonach pasażerowie zamarzali na kość. Konduktorzy barykadowali się w swoich przedziałach, byle tylko nie być zmuszonym do odpowiedzi na natrętne pytanie: „Kiedy w końcu gdzieś pojedziemy?”. A to wszystko działo się w kraju, gdzie gryka dzięcieliną pała i gdzie Pendolino pędzić ma śród tych łanów pszenicy posrebrzanych żytem. A wszystko to też dlatego, że tam, gdzie horror na szynach zadział się – szyny wytrzymują po ostatnich remontach temperaturę tylko do minus pięciu stopni! Inaczej pękają i nie da się po nich jeździć nawet czołgiem ani SKOT-em. Szybko wyjątkowo w tym przypadku kolej myśli o globalnych ociepleniu.

Tymczasem w Białymstoku… Pan pogodynek w Polsacie komentując obrazki kolejowego armagedonu stwierdził: „Popatrzmy na Podlasie. Tam teraz jest minus dwadzieścia. Wszystko działa normalnie”. TVP Info: przebitka na białostocki dworzec i suwalskie ulice, pasek na dole ekranu informuje : „Pociągi z Suwałk i Białegostoku kursują o czasie i bez zmian”. I się pytam retorycznie: dlaczego? Pierwsze podejrzenie moje było takie, że mamy szyny jeszcze za cara Mikołaja położone – ale to jakoś mi się nie widzi chyba, bo to najpierw jedna wojna, potem druga, pierwszy Sowiet, Niemiec, drugi Sowiet, a każdy bombkę puścił gdzieniegdzie. Potem moje drugie podejrzenie – że u nas szyny robione za PRL-u, czyli zawartość żelaza w żelazie na papierze owszem, ale w realu niekoniecznie, ale i tak wytrzymają. Więc teraz teorie mam dwie.

Jedna – że szyny owe, co nie wytrzymują normalnego polskiego przedzimka do minus pięciu stopni, produkowane były w prowincji Jang-ciang przy użyciu pustych puszek po mojej karmie dla sierściuchów, a potem zakupione w przetargu, gdzie jedynym kryterium była cena. Druga teoria – jako że superszybki pociąg jest produkcji włoskiej, a tam wiadomo: dziesięć stopni to już mróz, więc owe szyny kupowane i montowane były w celu kompatybilności z owym supernowoczesnym pociągiem.

Co jak co – ale dumna byłam z naszych podlaskich kolei w te mrozy. Dały radę! Nic, tylko chodzić, pękać z dumy i chwalić się!

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do