
Sebastian Łukaszewicz podgrzał temat referendum w województwie podlaskim rozgrzewając sieć swoimi wpisami, w których cytował Łukasza Pawłowskiego, szefa dużej sondażowni OGB Grup. Twierdził on, że opierając się na wynikach wyborów prezydenckich, PiS może przeprowadzić referendum w województwie podlaskim, odwołać sejmik podlaski i doprowadzić do przedterminowych wyborów. Poseł PiS (wcześniej działacz Solidarnej Polski i wicemarszałek województwa podlaskiego) w rozmowie z naszą redakcją odpowiada na pytania w tej sprawie.
- Moim rozmówcą jest Sebastian Łukaszewicz, sprawca, a w zasadzie inicjator zamieszania z referendum. To Pana wpis, Panie Pośle, na Twitterze spowodował, że szerokim echem rozeszła się sprawa: "zróbmy referendum w województwie podlaskim, odzyskajmy skradzione województwo podlaskie, skradziony sejmik".
Jak najdalej, Panie Redaktorze, od tego, że to ja jestem sprawcą. Ja tylko podchwyciłem pomysł, który zarzucił Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, która jak się okazuje, jest najbardziej trafną sondażownią w naszym kraju. Najbardziej przewidziała wyniki pierwszej tury i drugiej tury wyborów, jak i samej frekwencji w wyborach prezydenckich. Ten pomysł rzuciłem pod rozwagę władz Prawa i Sprawiedliwości i tu się zgadzam. Niemniej ten pomysł wyszedł wcześniej już z różnych innych środowisk, chociażby Konfederacji, która się do nas uśmiechnęła w tym temacie, więc z nimi również będziemy prowadzić te rozmowy. Ja uważam, że tutaj potrzebna jest współpraca ponadpartyjna, wszelkich środowisk nie tylko politycznych, ale też i społecznych, które zaangażowałyby się w to referendum, jeśli ono miałoby odnieść sukces.
- Przeciwnicy tego pomysłu mówią: po co takie wybory? Przecież jest dopiero rok od przeprowadzenie wyborów. To jest bez sensu, tutaj mandat trwa pięć lat. Powinniśmy pozwolić samorządowcom działać.
To znaczy, że demokracja jest bez sensu, jeśli mieszkańcy województwa podejmą decyzję o odwołaniu sejmiku województwa podlaskiego, to jest źle. Myśl Marcina Gortata: to ci ludzie z małych miast, niewykształceni, podjęli decyzję o tym, żeby odwołać sejmik. No nie, demokracja polega na tym, że każdy ma w tej demokracji równy głos. Jeśli mieszkańcy województwa podlaskiego zdecydują się na udział w referendum, a my jako różne środowiska - tak jak podkreślam, bo to nie jest tylko inicjatywa Prawa i Sprawiedliwości - zdecydują o tym, żeby do takiego referendum przystąpić, no to oddamy wolę mieszkańcom województwa podlaskiego. I to oni podejmą ostateczną decyzję.
- Panie pośle: wyniki pierwszej tury wyboru wskazywały, że prawie 62% głosów jest oddanych na prawicę. W drugiej turze potwierdziło się to, ponieważ niemalże taki sam procent głosów padł na Karola Nawrockiego. Czy to oznacza, że faktycznie ten region jest prawicowy, chociaż rządzi nim lewica?
Jest prawicowy. Od lat województwo podlaskie, cała ściana wschodnia jest prawicowa. Wystarczy spojrzeć na mapę zaborów. No to wszystko widać jakby po tej mapie. To realne poparcie powinno decydować o tym, kto sprawuje władzę w zarządzie województwa podlaskiego i myślę, że to przyniesie skutek w postaci czy to referendum, czy to rozmów w tej sprawie, które będą się toczyć w najbliższym czasie. My na pewno doprowadzimy do tego, że sejmik województwa wróci w ręce mieszkańców; wróci w ręce większości mieszkańców województwa podlaskiego i pogonimy ten zły zarząd nominatów Donalda Tuska tutaj w województwie podlaskim.
- Bo ten zarząd, który w tej chwili zarządza województwem to jest zarząd złożony z dwójki Waszych byłych kolegów - mówię o Prawie i Sprawiedliwości - z których jedna członkini głosowała zgodnie z sumieniem, a członek drugi głosował, bo czuł się prześladowany. Dlatego zmienili barwy, przesiadając się do stanowiska wicemarszałków. Czy możliwa jest wobec tego sytuacja, że przestraszeni ewentualnym referendum znowu będą chcieli wrócić jako synowie marnotrawni albo dołączy do Was PSL?
Ciężko to dzisiaj określać jednoznacznie. Na pewno PSL miałby mniej mandatów w przyszłym sejmiku. To wiemy - to wynika ze wszelkich badań, nie tylko ogólnopolskiej grupy badawczej - że PSL po prostu pomniejszy swój stan posiadania w sejmiku województwa podlaskiego w przyszłej kadencji jeśli dojdzie do referendum, a w konsekwencji do wyborów nowych. I pewnie będą musieli się mocno głowić nad tym, czy doprowadzać do takiego referendum, czy może wyjść do nas z ręką otwartą i podejść do jakichkolwiek rozmów, tak żeby to odbyło się bez referendum. Po prostu już teraz w trakcie rozmów raz jeszcze zastanowić się nad przyszłością.
- Wiem, że nie ma jeszcze w tej chwili oficjalnego stanowiska, jeśli chodzi o lokalne władze PiS, czy też krajowe, ale jakie jest Pana osobiste zdanie, jeżeli chodzi o dwójkę radnych, która dzień po, a to właściwie miesiąc po wyborach, poczuła w sobie potrzebę wsparcia Platformy i PSL?
Moje prywatne zdanie jest takie, że po prostu oszukali po prostu swoich wyborców, którzy im zaufali, bo startowali oni z list Prawa i Sprawiedliwości. Tym bardziej dziwi mnie zachowanie Marka Malinowskiego, który był jednym z założycieli Porozumienia Centrum tutaj na Podlasiu. I to zachowanie było bardzo dziwne. No bo ja nie przyjmuję argumentów, że oni źle się czuli w zarządzie pod przywództwem marszałka Artura Kosickiego, bo to po prostu do mnie nie trafia. Oni mieli takie same prawa jak mają teraz, tylko że zmienili sobie przydomek z członka z rządu na wicemarszałek. Tak naprawdę, jakby Pan zapytał przechodnia - tutaj na ulicy Stołecznej, na której stoimy - czym się różni członek z rządu województwa od wicemarszałka województwa podlaskiego, to nikt nie jest w stanie tego rozróżnić. To są takie same prawa, jakie przysługują i marszałkowi, i wicemarszałkowi zarządu województwa podlaskiego. To kwestia podziału kompetencji w zarządzie. Każdy z nich mógł korzystać z tego samego, z czego korzysta dzisiaj, czyli samochód, sekretarka. Każdy miał do dyspozycji fotografów, miał do obsługi media społecznościowe. Kwestia tego, jak oni się w tym poruszają. Jeśli nie czują po prostu tego, że polityka się zmienia, że świat się otaczający nas zmienia, że dzisiaj trzeba być aktywnym w mediach społecznościowych, a oni do końca nie wiedzą, jak w tym się poruszać, to już nie nasza wina. Były różne szkolenia organizowane w Sejmiku Województwa za kadencji marszałka Artura Kosickiego. Każdy mógł z tych narzędzi korzystać. To, że z nich nie korzystał, to tylko ich wyłącznie wola.
- Był Pan w tym zarządzie. Zasiadał Pan w nim jako wicemarszałek przez jakiś czas. Miał Pan okazję współpracować zarówno z Panią Wiesławą, jak i z Panem Markiem. Czy tam naprawdę była taki zamordyzm i ograniczenie możliwości, o którym oni w tej chwili tak chętnie dzielą się z radnymi, tak jak zrobiła to Pani marszałek Burnos?
Absolutnie nie było żadnego zamordyzmu. Marszałek Artur Kosicki jest wyjątkowo koncyliacyjnym człowiekiem i to pokazywał, no bo współpracował i z radnymi opozycji, wówczas PSL, przychylając się chociażby do ich poprawek w budżecie województwa, wprowadzając to do budżetu województwa, to, co oni prosili. Więc ja tutaj nie widzę żadnego zamordyzmu ze strony poprzedniego zarządu województwa podlaskiego. Dzisiaj nawet Marek Malinowski podkreślał to, że on nie jest eksponowany na południowej części naszego województwa, że nie bryluje na terenie powiatu bielskiego, w Bielsku Podlaskim, w Siemiatyczach. No a dzisiaj widzę, że nawet tam się nie pokazuje. Czyli mimo, że mógłby, to tego nie robi. No bo nie wiem co ma? Katar, temperaturę, nie chce mu się jeździć, czy po prostu woli siedzieć w urzędzie zamkniętymi drzwiami i udawać, że coś może?
- Pytanie dotyczące właśnie tego referendum. Jakiej Pan w tej chwili spodziewa się mapy drogowej, terminów, kolejnych działań? Bo niewątpliwie uzyskał Pan już jakiś respons.
Jacek Sasin, szef podlaskich struktur, zapowiedział, że jak najbardziej rozpoczniemy działania i województwo odzyska prawidłowy właściciel, czyli prawicowy elektorat. Jak widzę mapę drogową? No, na pewno jeśli zapadną decyzje, to muszą one zapaść szybko, czyli do końca czerwca. Maksymalnie na początku lipca powinniśmy złożyć wniosek o rejestrację komitetu referendalnego do marszałka województwa podlaskiego. Tak jak powiedziałem, intencją i moją, i z tego co rozmawiałem już z szefem naszego regionu Jackiem Sasinem, jest to, żeby nie był to partyjny komitet referendalny, tylko złożony z wielu, wielu środowisk funkcjonujących w naszym województwie. No to nie tylko o Białystok przecież chodzi. I wówczas po rejestracji takiego komitetu mamy 60 dni na zbiórkę podpisów, a zebrać trzeba czterdzieści parę tysięcy podpisów. To nie jest wielki wyczyn. Niemniej chcielibyśmy - jeśli się zarejestruje taki komitet - zebrać dużo więcej, bo już sama kampania w trakcie zbierania podpisów to jest kampania referendalna, bo to pokaże jakąś skalę poparcia. My zebraliśmy dla Karola Nawrockiego w województwie podlaskim prawie 60 tysięcy podpisów, czyli jeśli powtórzymy ten wynik to będzie to z dużą górką. Przedstawiciele Konfederacji zebrali dużo więcej podpisów dla Sławomira Mentzena i przedstawiciela Krzysztofa Bosaka. Jeśli to zsumujemy to matematyka jest prosta. Wcale nie jest tak skomplikowana jak Marcinowi Gortotowi się wydaje, który nie wie ile to jest dziewięć razy siedem, ale chciałby pouczać tutaj mieszkańców Polski wschodniej, mieszkańców Polski powiatowej, że oni nie mają prawa głosu.
- Jak się Pan spodziewa? Czy do tego referendum dojdzie? Znowu pytam o prywatne zdanie i prywatny ogląd. Jest pan doświadczonym samorządowcem. W polityce zaś siedzi pan od chyba bardzo małego, ale bardzo młodego wieku...
Od młodzieżówki byłem w Prawie i Sprawiedliwości, a następnie w Suwerennej Polsce. Ale myślę, że są dużo bardziej doświadczeni politycy w regionie niż ja, którzy również będą wnosili dużo doświadczenia do samej akcji referendalnej. Przypomnę, że my mieliśmy przecież już raz referendum w Białymstoku, gdy chodziło o prywatyzację MPC-u. Wówczas to był 2013 rok i zabrakło niewiele, bo zabrakło niecałe chyba 5% z tego, co pamiętam, a była to kampania typowo polityczna, bo to Prawo i Sprawiedliwość wówczas wiodło prym w tej kampanii. Tutaj jeśli miałoby to być ponadpartyjne, to wierzę, że taka kampania przyniosłaby duży sukces.
- Tym bardziej, że w tej chwili nowe przepisy wprowadzone jeszcze ze poprzednich rządów, zmniejszają ten limit i one powodują, że no cóż, łatwiej jest w tej chwili odwołać urzędujących prezydentów, radny miast, sejmiki.
Przykład Zabrza, to też jest ciekawe, polecam widzom, Dzień Dobry Podlaskie, żeby sprawdzili to, co się zadziało w Zabrzu, gdzie odwołano panią prezydent Zabrza kojarzoną z Koalicją Obywatelską. A w wyborach w Zabrzu przecież więcej osób oddało głosu na Rafała Trzaskowskiego, więc to pokazuje, że to wcale nie jest takie zero-jedynkowe, że jeśli gdzieś rządzi Platforma, to z automatu ten prezydent, ten włodarz może się utrzymać na stanowisku. I myślę, że jeśli przyłożymy się wszyscy - naprawdę wszyscy - do tego, żeby odsunąć ten zły zarząd Donalda Tuska w województwie podlaskim i pogonić ich stąd, to jest szansa na duży sukces. Tym bardziej, że jest za co ich gonić. Prosta rzecz: chociażby drogi S8 i S16, która miały być. Dwie drogi, które miały być drogami ekspresowymi, nie będą drogami ekspresowymi. To są decyzje Koalicji Obywatelskiej, to są decyzje m.in. Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie