Ale jak to? Jak mogłaś takie coś powiedzieć? Niemożliwe! Nie znasz się na ekonomii! Oszalałaś? To sobie pewnie myślicie po przeczytaniu tytułu, że bogaci nie tworzą miejsc pracy. Ale udowodnię wam, że się nie mylę. Wszystko to, co nam mówią, to jedna wielka lipa. Bogatym zależy tylko i wyłącznie na pomnażaniu swojego majątku, a banały o zatrudnianiu powtarzane tysiące razy przylgnęły niczym prawda.
Załóżmy teoretycznie, że jestem bogatym przedsiębiorcą. Na przykład jestem właścicielką ogromnego dyskontu, który tak bardzo kochają nasze władze. Przyjeżdżam i mówię, że chcę się tu podbudować, stworzę 300 miejsc pracy, nawet wyremontuję kilka dróg i kupię dla miasta w prezencie nowoczesny autobus. Jak myślicie, co zrobiłby Prezydent? Oczywiście, przyjąłby mnie z otwartymi ramionami. Takich na świecie nie znalazł, a na miejscu gotowy się ładuje w ramiona. Ja inwestuję, wydaję duże pieniądze na budowę, autobus, wyposażenie sklepu i zatrudniam ludzi. No idealny inwestor. Przyszła taka z kasą i daje ludziom jeść. A tymczasem…
W najbliższej okolicy kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu innych małych przedsiębiorców, idzie na bezrobocie. Wraz z nimi ich członkowie rodziny. Może nawet zatrudnię niektórych u siebie. Dam im przecież pracę, prawda? Tylko, że sytuacja wygląda tak! Nawet jeśli będzie to kilkanaście osób, które pozbawiłam chleba, to ci ludzie prowadząc swoje mniejsze biznesy byli lepszymi klientami dla innych przedsiębiorców niż ja. Od nich kupowali towary w hurtowniach, stać ich było częściej na zmianę samochodu, mogli częściej kupić szynkę z komina, droższe kurtki, mogli wysłać dzieci na kursy i korepetycje, mogli w końcu myśleć o kolejnym remoncie mieszkania, nowym wyposażeniu wnętrza, bo stare nie trendy jak na biznesmena, mogli pojechać na wakacje nie raz, a nawet dwa razy do roku, mogli też częściej chodzić do kina, jadać na mieście, rozbudować nieco swój sklepik, częściej bywać u fryzjera, itd., itd. Widzicie ilu ludzi dzięki nim ma jeszcze pracę? A teraz popatrzcie na mnie, cały czas jestem właścicielką dużego dyskontu. Ilu z moich pracowników pojedzie na wczasy dwa razy do roku, ilu stać na fryzjera, ilu z nich pośle swoje dzieci do prywatnych szkół lub na korepetycje, kupi co tydzień pół kilo szynki z komina, łososia norweskiego? I teraz jeszcze ja, bo przecież zarabiam! Na pewno pójdę i kupię sobie 30 samochodów, żebym mogła każdego dnia miesiąca jeździć innym do pracy, kupię też 50 par sukienek, żebym mogła przebierać się po 3 razy dziennie. Na pewno zjem codziennie 10 kg szynki z komina i moje dzieci będą chodzić na szkół prywatnych na zajęcia dodatkowe co najmniej 30 godzin na dobę. Przecież mnie stać! A co!
Rozumiecie teraz absurd? To, że zarobię na tej inwestycji to pewne jak amen w pacierzu. Ale to wcale nie oznacza, że tworzę miejsca pracy. Jako taki duży potentat je zwyczajnie zabieram tym, co faktycznie je tworzą. Miejsca pracy tworzą mali i średni przedsiębiorcy, którzy pracą swoich rąk dają ją innym, którzy także samodzielnie ją wykonują, dając z kolei zarobić innym, kolejnym i kolejnym. Nie twierdzę przy tym, że dyskonty nie są potrzebne, bo są. Ale na litość Boga, niech będzie w tym umiar. Niech będzie także równość w traktowaniu prowadzących działalność. Niech każdy ma szansę zajść do prezydenta i pogadać o inwestycjach. Niech dotacje na staże i inne miejsca pracy dostają po równo wszyscy, którzy chcą zatrudniać. Bo tak się składa, że pracodawca zatrudnia tylko i wyłącznie wówczas, kiedy sam nie ogarnia kuwety! Kto z was zatrudniłby kogokolwiek, jeśli sam dałby radę obsłużyć klientów? Nikt! Tak samo robią wszyscy, zatrudniają tylko wówczas, kiedy mają zlecenia lub pracę, której sami nie dadzą rady wykonać. Niech w końcu kasa z podatków zostaje na miejscu. Niech nie zabiera jej stąd nikt, kto przyszedł i mówi, że stworzy 300 miejsc pracy, bo tworząc 300 miejsc, zabrał właśnie 500 innych. Jak wypada bilans? Nie jestem ekonomistą i być może się mylę. Ale niech ktoś mi udowodni, że to działa inaczej od tego, co napisałam.
Komentarze opinie