Reklama

Słowo po niedzieli: Czego powinniśmy się nauczyć od Ukraińców?

Wszelkie wiadomości ostatnich dni zdominowały wydarzenia na Ukrainie. I choć pewnie część osób ma już dość tematu, który wałkowany jest nieustanie we wszystkich mediach, trudno jest o nim nie mówić. Zwłaszcza kiedy chciałoby się wziąć przykład z pewnych działań manifestantów. Mi osobiście najbardziej się podoba fakt, że Ukraińcy mają dość dotychczasowych polityków.

Ile razy zdarzyło się Wam słyszeć z ust urzędników lub włodarzy „Ale przecież to jest miasta”, albo „zgłaszajcie nam swoje uwagi, może je uwzględnimy”, albo jeszcze inne słowa. A ja pytam, „miasta” to znaczy czyje? Pana Prezydenta? Pana lub pani urzędniczki? Pani skarbnik? Pana dyrektora? Bo mi się wydaje, że miasta to znaczy przede wszystkim moje! Przynajmniej dopóki tu mieszkam i dopóki tu trafiają moje podatki. Jeśli słyszę, że może ktoś "uwzględni mój głos", to pytam po jaką cholerę mnie pyta, skoro i tak zakłada, że zrobi po swojemu? Rozumiem, że nie jestem jedyna i że głos mają też inni, ale skoro są ludzie, którzy zgłaszają uwagi, to chyba w jakimś celu, nie? Rozumiem też, że mamy demokratycznie wybrane władze, które powinny postępować tak, żeby zadowolić większość. Ale skoro ktoś się w ogóle nie odzywa, to czy można zakładać, że popiera owe działania? Moim zdaniem nie. Ludzie się przyzwyczaili, że na układy nie ma rady i głos pojedynczego człowieka nie ma znaczenia w tej wielkiej machinie aparatu polityczno – urzędniczego. Ale milczenie wcale nie oznacza zgody!

Nie mamy u nas dyktatury - dzięki Bogu, ale niektórzy politycy się zużyli. Na Ukrainie ludzie już to zauważyli. To, że obietnice i hasła nie dają ani chleba, ani lepszego życia. Możliwe, że nie chcą tam Julii Tymoszenko, która przebimbała swoją szansę. Możliwe, że nie chcą żadnych osób, które dotychczas załatwiały mniejsze czy większe sprawy, ale nie z korzyścią dla potencjalnego mieszkańca kraju. Dlaczego nie zrobić tego samego u nas? Dlaczego na listach do dowolnych wyborów partie stawiają wciąż na te same osoby? Dlaczego nikt nie chce wpuszczać świeżej krwi? Przecież aż się prosi o nowe twarze i nowe pomysły. Świat się zmienia, życie biegnie dalej. Owszem doświadczenie czyni mistrza. Na pewne sprawy potrzeba jest lat i sprawnego działania. Ale ile mogę w kółko słuchać Kaczyńskiego, który pierniczy to samo odkąd pamiętam? Jak mam słuchać Millera, który nieustannie pojawia się jak bumerang jak nie w SLD, to w Samoobronie? Jak mam po raz kolejny zaufać Tuskowi, który prowadzi rząd w ten sam sposób? Nawet jeśli zmieniają się ministrowie, schemat rządów pozostaje ten sam. Czyli… utrzymać się przy władzy. Tylko o to chodzi!

Wczoraj słyszałam, jak na Majdanie ludzie, którzy utworzyli sobie sami tak zwaną „samoobronę” dla utrzymania porządku nie chcieli wpuścić na plac samochodu Jaceniuka, bliskiego współpracownika Julii Tymoszenko. Chciał autem wjechać do miejsca, do którego wstęp był wzbroniony. Powiedziano mu, że nikomu nie wolno wjeżdżać z powodu bezpieczeństwa. Kiedy ten zaczął się unosić, ludzie z „samoobrony” zgasili go słowami: „Jeszcze nie wygrałeś wyborów, a już nie szanujesz woli ludzi”. I to była najlepsza wiadomość dnia. I tak sobie przypomniałam scenę sprzed kilku miesięcy, kiedy na plac, na który nie można wjeżdżać samochodem, wjechała najpierw limuzyna prezydenta Truskolaskiego, a za minutę kolejna limuzyna marszałka Dworzańskiego. Panowie przyjechali na Rynek Kościuszki, żeby pokazać się zgromadzonemu ludowi. Pomijam już fakt, że mogli przyjechać jednym samochodem, skoro obaj jechali z Opery na Rynek Kościuszki. Ale czy naprawdę nie mogli przejść tych 50 metrów? W końcu to ich decyzją nie wolno się poruszać autem po placu miejskim. Jak można domagać się respektowania prawa, skoro ci co je stanowią, sami go nie respektują? Bo co? Są lepsi? Dziś mają coś do powiedzenia? A ja pytam, co będzie jutro? Co się stanie z takimi osobnikami, kiedy wysiądą z tych limuzyn i będą musieli tak jak inni, przejść śmierdzącym już przejściem podziemnym? Jak się będą czuli kiedy będą musieli przebyć te kilkadziesiąt metrów po Rynku Kościuszki? Jak się będą czuli wiedząc, że podróż do Warszawy się nie uda, bo nie ma pociągu? Jak się poczują, kiedy ich dzieciom ktoś powie, że nie ma dla nich żadnej pracy, bo nie mają odpowiednich kwalifikacji? Jak będzie miło oglądać wieżowce z własnego parterowego domu kilkadziesiąt  metrów dalej? Albo słuchać huku ulicy, bo ktoś zapomniał postawić przy drodze wojewódzkiej dźwiękochłonnych ekranów?

Władza nie jest dana raz na zawsze. I każdy, absolutnie każdy polityk powinien o tym pamiętać. Tak samo powinien pamiętać, że władza to służba publiczna. A jeśli ta służba jest wykonywana jak władza, a nie jak służba, służącego się zwalnia. Skoro służący nie umie robić tego, co do niego należy, bierze się innego. Ludzie nie są głupi i może dziś, czy jutro jeszcze nie pokażą palcem drzwi.

Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Taras Szewczenko - niezalogowany 2014-02-24 19:03:47

    Od Ukraińców powinniście nauczyć się kraść, prostytuować oraz mordować polską szlachtę.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do