Reklama

Słowo po niedzieli: Idy marcowe

By pozbawić życia Juliusza Cezara, potrzebnych było aż sześćdziesięciu zamachowców. Wśród nich znajdował się przyjaciel władcy – Brutus. W naszym mieście nie trzeba ani zamachowców, ani zdrajcy, bo władca miasta sam sobie zaczął zadawać śmiertelne rany. Jeśli nie zaprzestanie, jesienią zginie.


Żeby nie było. Nie mam zamiaru pozbawiać życia ani jednej osoby. Zamachowców też nie szukam. Do zabójstwa również nikogo nie namawiam. Zwyczajnie, kiedy patrzę sobie na kilka ostatnich działań władz miasta, widzę że poradzą sobie sami ze wszystkim. Zabójców tu nie trzeba, bo sami skutecznie wbijają noże w różne części swojego organizmu, zwanego Białystok. A porównanie do Id marcowych tyczy się śmierci... politycznej.

Zaczęło się od Dojlid.

Moim zdaniem, skoro ktoś został wybrany na przedstawiciela mieszkańców, powinien słuchać ich głosu i w zasadzie spełniać w miarę możliwości prawnych ich oczekiwania. A mieszkańcy Dojlid mówią jasno – nie chcemy bloków, nie chcemy szerokiej asfaltowej drogi, chcemy żyć jak dotychczas! Nie wiem jak podejmowane są decyzje w domu rodzinnym Pana Prezydenta, ale zakładam, że oprócz niego nikt nic nie ma do powiedzenia. Nie mam zielonego pojęcia jak wyglądają rozmowy przy stole, ale zakładam, że w ich trakcie on mówi, reszta słucha i potakuje. Niestety, w życiu publicznym działa to inaczej. Owszem - jest głową miasta, podejmuje decyzje, ale te decyzje mają być zgodne z wolą wyborców, bo traf chciał, że od 25 lat mamy w naszym kraju demokrację. Jakoś nie słyszałam, żeby powstał inny komitet mieszkańców Dojlid, który domaga się budowy bloków i szerokich dróg. Jeśli powstał, to działa w takiej konspiracji, że powinien raczej udzielać szkoleń na Ukrainie, by mogli tam dać odpór służbom Putina. Tak czy siak, Dojlidy to pierwszy poważny cios zadany sobie samemu. I żaden zamachowiec nie był do tego potrzebny.

Kolejna debata i kolejne wpadki.

Nie wiem czy na miejscu Pana Prezydenta odważyłabym się na kolejną debatę „Twój Białystok 2020”. Pan Prezydent, który jeszcze niedawno pokazał w jakim poważaniu ma wolę mieszkańców - choćby tych z Dojlid, przychodzi i oświadcza, że władza powinna słuchać ludzi, bo inaczej skończy się jak na Majdanie. No brawo! Po czym bez pardonu ładuje tekstem o tym, że nasi przedsiębiorcy to takie fajtłapy, że tylko do stróżówki się nadają. Tymczasem te właśnie fajtłapy miesiąc w miesiąc wypłacają pensję Panu Prezydentowi i gdyby nie oni, Pan Prezydent mógłby sobie przyjść i pogadać do ściany i to za zero złotych. Ja co prawda przedsiębiorcą nie jestem, ale gdybym była to najpewniej opuściłabym salę i domagała się dyscyplinarnego zwolnienia z uczelni, na której Pan Prezydent wykłada oraz dożywotniego zakazu nauczania ekonomii w tym kraju. Rozumiem, że każdy może się przejęzyczyć i popełnić błąd. Ale od tamtego dnia minęło już wystarczająco dużo czasu, aby sprostować własną wypowiedź i przeprosić ludzi, którzy utrzymują Pana Prezydenta. To był kolejny cios zadany samemu sobie. Znowu: żadnych zamachowców nie było trzeba. Jesienią szefowie Pana Prezydenta być może dadzą szansę na poprawę. Albo uznają, że wobec rażącego naruszenia obowiązków służbowych należy się Panu dyscyplinarne zwolnienie ze skutkiem natychmiastowym.

Nieobecność szkodzi

Kolejny cios Pan Prezydent zadał sobie nie sam, ale za pomocą swoich pomocników. Otóż piątkowe posiedzenie Rady Miasta udowodniło, jak szanuje się osoby, które poniekąd współdecydują o losach Białegostoku. W piątek radni mieli wysłuchać informacji z ust Pana Prezydenta odnośnie postępów w sprzedaży MPEC - u, ale nie wysłuchali, bo Pan Prezydent się nie pojawił. Pomocnicy Pana Prezydenta winni znać jego kalendarz, a jeśli nie znali, wystarczyło skontaktować się z jego sekretarką. Nawet ja nie mam problemu, by dowiedzieć się, czy Pan Prezydent przyjmuje w takie czy inne dni. Możliwe, że radni innych klubów, którzy z Panem Prezydentem aż tak blisko nie współpracują, nie wiedzieli, że odbywa się ważny wyjazd i spotkanie... Ale najbliżsi pomocnicy także nie wiedzieli? Trzeciego marca Przewodniczący Rady Miasta i członek klubu, z którym Pan Prezydent blisko współpracuje, w piśmie zwołującym posiedzenie Rady Miasta, w punkcie drugim, napisał wyraźnie że o działaniach dotyczących sprzedaży ważnej miejskiej spółki poinformuje Pan Prezydent Białegostoku. Pismo jest dostępne w Internecie, a nie zauważyłam, aby było tam napisane, że mógłby o tym poinformować zastępca Pana Prezydenta. Nie ma co się dziwić, że w tej sytuacji radni się zdenerwowali i poczuli się zlekceważeni. Tym razem okazało się, że owi współpracujący blisko dostali nóż do ręki. I jak to pomocnicy, pomogli zadać kolejny cios.

Epilog

Juliusz Cezar otrzymał 23 pchnięcia, które doprowadziły do zgonu. Pan Prezydent już na początku marca sam zadał sobie 3. Czy do jesieni zrealizowany zostanie limit 23? Przekonamy się. Jednak nikt nie powiedział, że Cezarowi - by zniknął z życia publicznego - potrzebne były aż 23 zadane ciosy. Być może zmarł już po pięciu, a reszta była zadawana ze złości lub na wszelki wypadek. Warto się nad tym zastanowić.

Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com/ Christophe Verdier
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do