Reklama

Słowo po niedzieli: Pomajówkowa refleksja

Byłam w centrum miasta w dniu 1 maja. Wraz ze mną Ci, którzy korzystali z dnia wolnego i odwiedzili atrakcje z okazji naszego 10 – lecia w Unii Europejskiej. Byłam także następnego dnia, kiedy uroczyście wciągana była flaga na maszt. Powiem szczerze, że ani jedno, ani drugie święto mi się nie podobało. Może wyrosłam, może jestem już za stara. Nie wiem, ale ja dla siebie nic ciekawego tam nie znalazłam.

1 maja spędziłam w centrum grubo ponad trzy godziny. Obeszłam Rynek Kościuszki kilka razy, ale żeby coś mi przypadło specjalnie do gustu? Nic się nie znalazło. Była w sumie jedna ciekawa sprawa, bo w jednym z namiotów na Suraskiej na jakiejś szklanej półce stała głowa głowa kobiety, która odpowiadała na wszelkie pytania o Unii Europejskiej. Nie mam pojęcia jak to było zrobione, jaki trik został zastosowany, aby wyglądało to właśnie tak, jak wyglądało. Ale to była jedyna rzecz, która zwróciła moją szczególną uwagę. Szkoda tylko, że głowa kobiety odpowiadała wyłącznie na pytania dotyczące Unii Europejskiej. Mi zabrakło odpowiedzi – jak w niej żyć?

Chodziłam sobie pomiędzy tymi balonami, dmuchanymi zjeżdżalniami i stoiskami, gdzie dzieciom malowano twarze. Rynek żył, to prawda, ale żył dla dzieci. Rodzice w czasie kiedy dziecko skakało na trampolinie lub zjeżdżalni, mogli sobie napić się kawy, posiedzieć i poplotkować. Bo dla dorosłych raczej atrakcji szukać było na próżno. Ktoś może powiedzieć, że była tam platforma lotów. No a jakże. Ale dla mnie niestety ta atrakcja, to żadna atrakcja. Zwykły stres. Cierpię bowiem na lęk wysokości i nie ma szans, że wsiadałabym do takiej niby restauracji w powietrzu. Nawet gdyby mi dopłacili tyle, co kosztowała ta cała impreza, nie wsiadłabym. Samo patrzenie na ludzi, którzy bujali się na wysokości dostarczyło mi tyle stresu, że wolałam jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Potem były przemówienia, o których także wolę nie pisać, bo zapamiętałam tylko tyle jak marszałek Dworzański mówił, że „jesteśmy najlepsi w ścieżkach”. Miał na myśli te rowerowe, ale jak to zabrzmiało… ludzie mieli przynajmniej niezłą polewkę.

Co jeszcze widziałam dla siebie? Nic! Ani jednej więcej rzeczy lub atrakcji dla dorosłych. Chyba, że atrakcją można nazwać kolejki do każdej lodziarni, wolontariuszy rozdających ulotki wyborcze kandydatów, albo o zbliżającym się maratonie. Najlepsza była dziewczyna, która jedną z takich ulotek o półmaratonie w Białymstoku wręczyła niepełnosprawnemu chłopakowi na wózku inwalidzkim. Już widzę jak biegnie. Zwłaszcza, że nawet nie był w stanie popychać wózka własnymi rękoma. Pchał go starszy mężczyzna, bo chłopak miał niedowład i rąk i nóg. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby postępować tak bezmyślnie jak ta dziewczyna z ulotkami.

Bezmyślnie zachowali się również organizatorzy imprezy w dniu następnym. Ludzi było zdecydowanie mniej, ale w końcu przyszli zobaczyć uroczystości. Miał być tort i darmowe flagi oraz chorągiewki. I wszystko to było. Ale w jaki sposób odbywało się rozdawanie prezentów, opisane było wczoraj przez mojego kolegę i opublikowane na naszym portalu. Żal ściska tę część ciała, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Poza tym zwróciłam jeszcze uwagę na kilka innych rzeczy. Kiedy odgrywany był hymn narodowy wielu mężczyzn stało w czapkach, byle jak. Kobiety odbierały telefony. A dzieci biegały wokoło. Nikt już nie pamięta jaką postawę należy przyjąć podczas hymnu? Gdzie są te wszystkie lekcje patriotyzmu, historii, dobrego obyczaju?

Później dopiero był niezły cyrk. Emerytowane towarzystwo rzuciło się jak sępy do tortu i wyrywało dzieciom chorągiewki. Żal patrzeć, żal wręcz pisać o tym. Ale ktoś musi, bo całkiem spsiejemy. Szkoda, że w tym dniu nie pojawili się przy torcie zwłaszcza lekarze orzecznicy z ZUS – u, bo mieliby bardzo dobre powody do cofnięcia wielu orzeczeń o niepełnosprawności. Cała uroczystość była zrobiona bardzo po łebkach i chyba tylko po to, żeby nikt nie powiedział, że jej nie było. Znów, jako dorosłej i póki co myślącej mieszkance miasta, organizatorzy nie zafundowali niczego, co mogłoby spowodować, że poczuję się wyjątkowo i choć trochę podłechtana. Dlatego na uroczystości 3 maja nawet nie próbowałam się wybrać. Po dwóch dniach świąt uznałam, że nie ma po co.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO). 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do