Trudno jest opisać jednym zdaniem całe zdarzenie inaczej niż głosi tytuł. Ogólnie wiele wątków w jednej aferze. Na razie postępowanie prowadzi policja o kradzież teczki. Kolejny proces o zniesławienie w trybie wyborczym wisi na włosku. A Młodzieżowa Rada Miasta musi świecić oczami.
Ale po kolei, choć zaczniemy od ostatniego wątku, bo od niego się wszystko zaczęło. Na początku należy powiedzieć, że wczoraj odbyła się debata prezydencka. Organizatorem była Młodzieżowa Rada Miasta. Z informacji, do których dotarliśmy wynika, że do Przewodniczącej Młodzieżowej Rady Miasta miała zgłosić się zastępca dyr. Departamentu Edukacji Urzędu Miejskiego – Lucja Orzechowska. Poleciła młodzieży opracowanie pytań do kandydatów i prosiła by pod żadnym pozorem nie przekazywali ich kandydatom. Następnie zażądała przesłania tych pytań do siebie.
- Mieliśmy taką umowę, że wesprze nas w organizacji debaty Departament Edukacji. I albo pani Orzechowska, albo ktoś inny z pracowników departamentu musiał przekazać te pytania do prezydenta Truskolaskiego. A nam mówiono, żeby nie przekazywać nic, żeby szanse były wyrównane. Tak się niestety złożyło, że cała debata przez ten przeciek była ustawiona pod prezydenta. Pani Orzechowska nawet nie pozwoliła nam nieznacznie zmienić scenariusza tuż przed debatą. Przez to jak to wyglądało Młodzieżowa Rada Miasta została ośmieszona jako organizator. Bo wyszło na to, że to my ustawiliśmy debatę – powiedziała nam Gabriela Kujawa, Przewodnicząca Młodzieżowej Rady Miasta.
Dziewczyna dodała jeszcze, że w tej sytuacji największe pretensje ma do zastępcy dyr. Departamentu Edukacji – Lucji Orzechowskiej. My zaś dodamy, że Lucja Orzechowska startowała z prezydenckiego komitetu na radną. Niestety nie dostała się, choć może to i dobrze w tej sytuacji. Ale wicedyrektorka jest przede wszystkim podwładną prezydenta.
W trakcie debaty doszło do kolejnego incydentu. Dotychczasowy asystent Jana Dobrzyńskiego, a obecnie radny Prawa i Sprawiedliwości – Konrad Zieleniecki, wszedł przypadkiem w posiadanie teczki prezydenta Truskolaskiego. Z jego relacji wynika następujący przebieg zdarzeń.
Miał siedzieć w pierwszym rzędzie razem ze swoją koleżanką. W tym samym rzędzie obok siedział także Tadeusz Truskolaski, który miał przy sobie teczkę. Konrad Zieleniecki także miał przy sobie teczkę. Obydwie były koloru czerwonego. Kiedy rozpoczęła się debata i obydwaj kandydaci znaleźli się za blatem sali wykładowej. W pewnym momencie, jak podaje nam Konrad Zieleniceki, zadzwonił do niego telefon. Musiał na chwilę wyjść. Więc koleżanka siedząca obok zdążyła mu podać jedną teczkę.
- Wyszedłem na korytarz, żeby nie przeszkadzać w debacie. I w trakcie rozmowy telefonicznej przerzucałem kartki z tej teczki. Przeżyłem szok, bo się okazało, że to nie moja teczka, tylko prezydenta Truskolaskiego. Miał tam napisane zarówno pytania z debaty, ale i nawet odpowiedzi. Stałem tak jak wryty przez chwilę, bo zamurowało mnie. I za chwilę podbiegł do mnie dyrektor gabinetu prezydenta miasta i zaczął mi wyszarpywać tę teczkę. I wyszarpał. Wtedy ja wszedłem z powrotem na salę, gdzie trwała debata i poinformowałem Jana Dobrzyńskiego o tym, że debata jest ustawiona, bo Tadeusz Truskolaski zna pytania i ma gotowe odpowiedzi – opowiada Konrad Zieleniecki.
Jan Dobrzyński mimo tej sytuacji zdecydował się na kontynuację debaty, choć po tych zdarzeniach można było zakładać, że nie będzie równych szans na polemikę. W tym miejscu pokrywają się wypowiedzi Gabrieli Kujawy o ustawionej debacie, jak i o tym, że pytania, które padną znał wcześniej Tadeusz Truskolaski. Przynajmniej tak twierdzi również Konrad Zieleniecki, który pytania miał widzieć na własne oczy w tej wyniesionej na korytarz teczce.
Ostatnia część tej historii to już wątki policyjno – sądowe. Policyjne dlatego, że Przemysław Tuchliński zgłosił na policję zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Chodzi o kradzież teczki prezydenta Truskolaskiego. Podkreślał również, że został poszarpany przez Zielenieckiego. Zieleniecki twierdzi coś dokładnie odwrotnego. To z pewnością pomoże rozstrzygnąć nagranie z monitoringu, które powinno zarejestrować przebieg zdarzeń na korytarzu przed salą, gdzie odbywała się debata.
Wątek sądowy dotyczy zaś tego, że w obecności świadków Prezydent Białegostoku miał nazwać radnego Konrada Zielenieckiego złodziejem. Jak powiedział nam radny – zamierza on podjąć kroki prawne w celu zachowania swojego dobrego imienia. Prawdopodobnie sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
W tej całej sprawie jednak umykają wątki najważniejsze, dlatego o nich piszemy na końcu. Godne pożałowania jest zachowanie Lucji Orzechowskiej, zastępcy dyr. Departamentu Edukacji. Swoim zachowaniem, a właściwie chęcią zachowania piastowanego stanowiska, stała się główną przyczyną wczorajszych zdarzeń. Gdyby nie przekazała pytań swojemu szefowi, dalsza część afery, zwanej już przez internautów teczkową, nie miałaby miejsca. Przy okazji wyedukowała młodzież, która wstępując w dorosłe życie nauczyła się, że oszustwo oraz kłamstwo jest idealnym środkiem do osiągania własnego celu.
Tak samo żałosne jest zachowanie prezydenta Truskolaskiego. Bo jeśli polecił swojej podwładnej przechwycenie pytań, bardzo źle może to o nim świadczyć. Nawet jeśli była to inicjatywa własna wicedyrektorki, aby przesłać pytania swojemu szefowi, nie powinien był on z kich korzystać. Dopiero co przegrał proces sądowy z Janem Dobrzyńskim, który dotyczył podawania o nim nieprawdy. Jeśli do tego dołożyć nieuczciwość w polemice, stawia to Tadeusza Truskolaskiego w pozycji kompletnie niewiarygodnej.
Wspomnijmy również o tym, jak były zadawane pytania przez "publiczność". Było to odgórnie ustawione. Dziwnym trafem osoby, które zadawały pytanie były ubrane już w garnitur, a nawet nie kryły się z kartką, gdzie pytanie było to zapisane. Istna komedia! :D Panie Truskolaski, kampania kampanią, ale żeby wykorzystywać licealistów do własnych celów?
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wspomnijmy również o tym, jak były zadawane pytania przez "publiczność". Było to odgórnie ustawione. Dziwnym trafem osoby, które zadawały pytanie były ubrane już w garnitur, a nawet nie kryły się z kartką, gdzie pytanie było to zapisane. Istna komedia! :D Panie Truskolaski, kampania kampanią, ale żeby wykorzystywać licealistów do własnych celów?