Reklama

To był jednodniowy pokaz. Czy było warto?

Wydaje się, że emocje już opadły po tym, co stało się nieco ponad tydzień temu w urzędzie miejskim. Poseł Jacek Żalek, zamierzający jesienią ubiegać się o głosy wyborców jako kandydat na prezydenta Białegostoku, pojawił się bez zapowiedzi z interwencją poselską. Żądał na miejscu informacji o nagrodach, chciał też sprawdzić listę obecności. Towarzyszyły mu media w tej wizycie. Czy naprawdę to przedstawienie było potrzebne?

Jednego dnia w kilku miastach Polski posłowie Zjednoczonej Prawicy pojawili się w urzędach miejskich żądając wglądu do dokumentów na miejscu i natychmiast. Czy naprawdę chodziło o te informacje zawarte w dokumentach? Czy jednak chodziło o odegranie przedstawienia? Wydaje się, a można wręcz z dużą dozą pewności wskazać, że było to jednak przedstawienie. Posłom towarzyszyły media, wszystko było transmitowane i następnie szeroko komentowane. Posłowie weszli bowiem wyłącznie do urzędów miast, w których kierownikami byli politycy wobec nich opozycyjni. Żaden urząd, w którym prezydent lub burmistrz reprezentował ich opcję polityczną, nie został odwiedzony. I właśnie ten fakt wskazuje na przedstawienie dla gawiedzi lub – jak kto woli potencjalnych wyborców.

- Same kontrole nie były rewolucją. Praca parlamentarzysty na płaszczyźnie samorządu często polega na tym, że kieruje pisma do jednostek samorządu terytorialnego z prośbą o udzielenie informacji czy o wyjaśnienie problemów. Tutaj mamy jednak do czynienia z nową formą. I nie oszukujmy się, jest to spektakl. Nie bez znaczenia jest kontekst czasowy w postaci zbliżających się wyborów samorządowych. Obecność dziennikarzy i fleszy też nie jest bez znaczenia. Ponadto, jeśli przyjrzeć się miastom kontrolowanym w pierwszej fali, czyli 6 czerwca, to od razu widać, że rządzą w nich osoby, które nie były wspierane przez Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich wyborach – powiedział w wywiadzie portalowi samorządowemu Tomasz Zakrzewski, specjalista Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

W naszym mieście różne osoby miały niemal identyczne odczucie. Przynajmniej tak przekazywali nam, kiedy się zwracaliśmy z pytaniami. Jednak tu to nagłe najście urzędu miejskiego miało jeszcze jeden ważny aspekt. Być może najważniejszy. Otóż do urzędu miejskiego w Białymstoku wybrał się poseł Jacek Żalek, który będzie jesienią prosił o głosy wyborców jako konkurent w wyborach samorządowych urzędującego prezydenta.

Niektórzy od razu zwrócili uwagę, że poseł Żalek nie był aktywny od wielu lat. Nie interesował się tym, co się dzieje w urzędzie miejskim, nie interesowały go wydatki, ani delegacje Tadeusza Truskolaskiego, Ani razu od 12 lat. Nigdy wcześniej nie interweniował w taki sposób i nie pytał choćby o liczne delegacje z ubiegłych lat, kiedy aż się o to prosiło. Nie wnikał w nagrody przyznane przed poprzednią kampanią wyborczą przez Tadeusza Truskolaskiego wysokim urzędnikom, którzy później podobne kwoty do otrzymanych nagród wpłacali na konto jego komitetu wyborczego. Dopiero teraz, kiedy znów będzie walczył o głosy wyborców, zaznaczył swoją aktywność, którą powinien zaznaczyć co najmniej cztery lata wcześniej i wielokrotnie częściej w trakcie 12 lat.

Spora grupa osób zauważyła to i oceniła tak, że była to jedna z szopek przedwyborczych. Mniej było osób, które w komentarzach oceniły słuszność działania Jacka Żalka, jako aktu czystej aktywności poselskiej. Jednak w tym przypadku stało się jeszcze coś ważnego, może nawet bardziej ważnego od samego celu wizyty w urzędzie miejskim. Żalkowi udało się skutecznie przestraszyć zatrudnionych urzędników, a on sam pokazał się jako potencjalny kierownik urzędu, który jest kompletnie nieprzewidywalny.

- Urzędnicy to specyficzna i ważna grupa społeczna. Mają ustalony porządek pracy, działań i postępowania. W naturalny sposób obawiają się radykalnych zmian. Dodam, że urzędnicy powinni być dobrze wynagradzani i nagradzani, a pracują tym lepiej, jeśli ich przełożony jest racjonalny, przewidywalny i ma autorytet – komentuje naszej redakcji dr Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

Podobnego zdania są sami urzędnicy, których pytaliśmy o ocenę tej wizyty. Nie chcieli wypowiadać się pod swoimi nazwiskami z powodu zakazu, jaki obowiązuje w urzędzie miejskim w kontaktach z mediami. Jednak z wypowiedzi, które zebraliśmy, jednoznacznie wynika, że poseł Żalek przestraszył ich i zraził do swojej osoby. Informacje i opinie na ten temat przeniosły się błyskawicznie z pokoju do pokoju, piętra na piętro, z budynku do budynku. Przeniosły się nawet do sąsiedniego urzędu – marszałkowskiego, z identyczną zresztą opinią urzędników o interwencji poselskiej z początku czerwca. Jest to o tyle istotna informacja, że obydwa urzędy to najliczniejsze miejsca pracy, a prezydent Białegostoku i marszałek województwa to pracodawcy zatrudniający najwięcej osób w całym województwie.

- Urzędnicy chodzą na wybory. Tylko w Białymstoku mamy zatrudnionych kilka tysięcy urzędników. W urzędzie miejskim około tysiąca i prawie drugie tyle w urzędzie marszałkowskim. Do urzędników należy doliczyć członków ich rodzin, znajomych czy przyjaciół i to oznacza, że mamy kilka tysięcy świadomych wyborców.  Interwencja posła i jednocześnie kandydata na prezydenta Jacka Żalka, wydaje się być zatem nie do końca przemyślana. I zapewne będzie rzutować na wynik wyborczy kandydydata – dodaje dr Matwiejuk, konstytucjonalista.

- Całą sprawę zabija niestety to, że na te uprawnienia, które przysługują parlamentarzystom, nakładana jest forma show wpisująca się w walkę polityczną. Gdyby posłowie, zamiast stawiać się z kamerami w urzędach, wysłali jedno czy drugie pismo, na pewno otrzymaliby wszystkie informacje, o które prosili. Ktoś jednak wpadł na pomysł, aby zrobić to z przytupem – zauważa z kolei Tomasz Zakrzewski, specjalista Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego na łamach portalu samorządowego.

Jak dalej poseł Żalek zamierza walczyć o głosy wyborców? Trudno dziś przewidzieć. Na samym początku zraził do siebie i to raczej bezpowrotnie, osoby niepełnosprawne i ich opiekunów. Później mocno naraził się środowisku medycznemu i sporej części pracowników zatrudnionych na białostockich uczelniach. Ostatnio nie poszło mu z kadrą urzędniczą, najliczniejszą grupą zawodową w naszym mieście. I jeśli nadal w ten sposób będzie prowadził kampanię, to będzie to chyba pierwszy przypadek w historii, który polegać ma na zbieraniu głosów wyborców poprzez zrażanie ich do siebie. Wygrana w jesiennych wyborach samorządowych może zatem się nie udać.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: zrzut ekranu z twittera)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2018-06-22 10:22:56

    Bardzo fajny tekst. Merytoryczny, obiektywny pozbawiony jakiegokolwiek politycznego zabarwienia. Czy się komuś to podoba czy nie Agnieszka Siewiereniuk- Maciorowska dobrze relacjonuje nasz polityczny grajdołek. Celne uwagi, bezkompromisowość, dociekliwość sprawiają, że wyrasta na czołową dziennikarkę Podlasia. Nie unika trudnych tematów, wali prosto z mostu, to co myśli.Na dzień dobry zawsze zaglądam na jej portal, by dowiedzieć się co w trawie piszczy. Jak potrzeba przyłoży partii rządzącej, sprawnie oceni opozycję i przyłoży niekompetentnym urzędnikom. Doskonale potrafi ubrać w słowa, to czego inni nie potrafią albo się boją. Powiem bez kozery, byłaby fantastyczną radną gdyby tylko chciała.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2018-06-22 15:27:06

    Jeżeli PiS będzie wystawiać tego pana jako swojego kandydata, to kochający wszystko co betonowe prezydent może spać spokojnie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2018-06-22 19:57:56

    Idzie dobra zmiana Poseł Krzysztof Jurgiel jedzie z odsieczą z Warszawy i uzdrowi tą patologię, która postała w naszym mieście.Będzie na kogo głosować.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do