Mam nadzieję, że pamiętacie mojego sąsiada – pana Zenka. Tak, tak, to ten prawicowiec rodem z Zawad i zameldowaniem z rogu Poleskiej i Włókienniczej. Ten co nie cierpi prezydenta a uwielbia disco-polo i Zenka Martyniuka. Ostatnio trochę go unikałem.
No dobrze. Nie trochę. Starannie go unikałem. Powód był prozaiczny: pan Zenek lubił śpiewać. I był w tym uczuciu osamotniony, bo całe otoczenie bardzo nie lubiło kiedy on śpiewał. Nie chodzi o to, że strasznie fałszował, bo naprawdę trudno orzec w dźwiękach łączących drapania nożem po szkle, rozpaczliwe beczenie kozy i chrapliwy ryk osła znaleźć linię melodyczną. Chodzi o to, że jego śpiew powodował trudny do opisania stan psychiczny cechujący bydło w tak zwanym stampede czyli dzikim popłochu. Kto słyszał „panazenkowy” śpiew i mógł uciekać, ten uciekał. Kto nie mógł, robił wszystko, żeby móc. Jeden z sąsiadów osobiście wyważył zaklinowane drzwi w swoim mieszkaniu i pobił rekord w biegu po schodach. Tak czy inaczej śpiew pana Zenka był jak kataklizm – należało przed nim uciekać modląc się, aby następna katastrofa nastąpiła możliwie jak najpóźniej. A przypominam, że pan Zenek na wieść o tym, że nie lubię disco-polo i nie słucham Zenka Martyniuka obiecał dać mi reczital! Naprawdę miałem się czego obawiać!
Przez kilka dni śmieci wynosiła moja żona (królestwo pana Zenka rozciągało się od trzepaka po śmietnik – tam społecznie dyżurował kontrolując segregacji śmieci sąsiedzkich i sporadycznie na plac zabaw i klomb, kiedy pojawiała się tam sprzątaczka Krystyna). Niestety, małżonka zbuntowała się i pod groźbą zaproszenia teściowej na dłuższy pobyt, zmusiła mnie w końcu do osobistego wyrzucenia śmieci. Dwa razy zakradałem się do śmietnika przy sąsiednim bloku, ale w końcu przydybał mnie tam jeden z lokatorów i zrobiło mi się głupio. W końcu dzisiaj rano zebrałem się na odwagę i wyniosłem śmieci do własnego śmietnika. I oczywiście spotkałem pana Zenka. Na szczęście nie zaczął od śpiewu.
- Sąsiad ostatnio chorował jakoś? Bo nie widziałem ostatnio - zagaił troskliwie pan Zenek po tradycyjnym powitaniu.
- Nie. Pracy dużo miałem. Teraz też się śpieszę, bo robota czeka. Komputer włączony zostawiłem - odpowiedziałem zbierając się gorączkowo do wyjścia.
- Zara. Niech zaczeka. Pogadać chciałem. Wie sąsiad, że "wóc" nie dostał absolucji? - pan Zenek zastawił swoją zażywną osobą wyjście ze śmietnika. W tej sytuacji mogłem albo przepychać się między pojemnikami lub poczekać aż zwolni miejsce. Zdecydowałem się na to drugie. I postanowiłem: jak zacznie śpiewać przeskoczę przez pojemniki i pobiegnę na przełaj.
- Chyba nie absolucji. Absolucji to ksiądz przed śmiercią udziela. Truskolaski nie dostał absolutorium - wyjaśniłem.
- Mała różnica. Jedno i drugie to rozgrzeszenie, a on jego nie dostał. To co teraz będzie? Wywalom jego na zbitą - za przeproszeniem - morde? Zna naszych radnych to może wie jakie majom plany? A? - pan Zenek był wyraźnie zaciekawiony.
- Ma pan rację. W absolucji rozgrzesza ksiądz, w absolutorium radni. Ale zwolnić prezydenta nie tak łatwo. Referendum będą musieli ogłosić - wyjaśniłem.
- No i cóż takiego trudnego? Niech ogłaszajom i wywalojom. Toż większość pójdzie i powie, żeby jego wyrzucić na łeb - zdziwił się pan Zenek.
- No właśnie to nie jest takie proste. Nie wystarczy żeby większość głosujących zagłosowała za odwołaniem. Musi być frekwencja odpowiednia. Co najmniej 60 procent osób, które głosowało w wyborach samorządowych musi pójść na głosowanie. I dopiero wtedy referendum jest ważne - wyjaśniłem.
- Niech mnie o procentach nie gada, bo z procentów to ja piwko i to jedno. Niech po ludzku gada ile ludzi ma być, żeby jego odwołać! - zdenerwował się pan Zenek.
- Jak pamiętam to w wyborach głosowało chyba 87 tysięcy ludzi. To 60 procent z tego to będzie... - mamrotałem pod nosem licząc w pamięci. - Ponad 50 tysięcy ludzi. Sporo.
- Niech mnie nie mówi, że sporo. Kto takie durackie prawo wymyślił, że aż tyle ludziów porządnych się znaleźć musi żeby "wóc" z urzędu poleciał! Toż to durne niesamowicie jest - denerwował się pan Zenek.
- No nic nie poradzę. Prawo stanowi Sejm. Znaczy - posłowie - wyjaśniłem.
- Zara. Czeka niech. Pamięta ile ludziów głosowało ostatnio, żeby "wóc" prezydentem został? A? - zapytał pan Zenek drapiąc się po głowie.
- Zaraz sprawdzę - wyjąłem komórkę i zacząłem szukać w internecie danych. Pan Zenek stał twardo w wyjściu czekając na wynik obliczeń. - 54 920 głosów oddano na Truskolaskiego.
- I tyle samo pójść musi zagłosować, żeby on wyleciał? Toż głupie to jest. Nie wystarczy, że jemu dwa razy absolucji nie dali? Toż drugi raz z rzędu nie dali i mówili, że źle robi. Jak mojego szwagra w robocie szef drugi raz na bumelanctwie przyłapał to z roboty poleciał aż świst poszedł. I to za komuny było, kiedy ludzie nakaz roboty mieli. A tu taki ma drugi raz i nic?! - denerwował się pan Zenek.
- Polityka - wyjaśniłem z lekka zrezygnowany.
- Niech łba tak nie opuszcza. Zna radnych? Niech pogada z niemi, żeb dupe ruszyli i w ludzi wyszli. I powiedzieli jak jest. Toż ludzie oczy majom i wiedzom, że za złą robotę to trzeba wywalić na zbity ryj... Znaczy się - mordę - mówił buntowniczo pan Zenek.
- Panie Zenku... Radnym nie tak prosto spotkać i przekonać ponad 50 tysięcy ludzi. I wytłumaczyć skomplikowaną materię budżetu i jego niewykonania. Ludzie nie rozumieją. A brak absolutorium to też i trochę polityczna decyzja była. Choć fakt - prezydent źle pracuje - dokończyłem szybko widząc rosnące zniecierpliwienie na nieogolonej twarzy pana Zenka.
- Ot durnoty gada. Powie lepiej, że radnym dupy się ruszyć nie chce i ludziów przekonać. Toż absolucja, to za to najsampierw, że "wóc" źle rządzi. Głupio znaczy. Ludziów nie słucha, robi co chce. Toż chyba kużden rozumie, że wywalić ludziow z domu, żeby bogacz mógł parking budować to złe jest. I że człowieka z roboty bezkarnie wyrzucać za niewinność to też całkiem niedobrze. Albo, że kase rozdawać samym swoim, a nieswoim całkiem nie dać, albo tyle co kot napłakał, to też źle. Albo żeby ludziom za śmieci kazać płacić od metra a nie od człowieka to złe jest. Toż poza drogami i tymi durnowatymi światłami i cykaczkami co kierowcom fotografie na ulicach robiom on nic więcej nie zrobił. I kużden to wie. Ale radne musieliby pójść i ludziom to szczerze przypomnieć, powiedzieć - denerwował się pan Zenek.
- To nie jest takie proste. Też jestem przeciw Truskolaskiemu, ale prezydent też ma swoje sukcesy i ludzie to dostrzegają... - chciałem mówić dalej ale pan Zenek mi przerwał.
Niech on nie pytluje, bo prezydenckie lepiej tłumaczom od jego, tłumaczą czemu "wóc" dobry. I im płacom za to, a on mi tu duractwo pod śmietnikiem całkiem darmo mówi. Powiem jemu jak jest: radne leniom się. Bo one raz na cztery lata biegajom żeby się na urząd dostać. I więcej im się nie chce. I ludzie to widzom i temu nie idom głosować. A tych kilku naszych co to teraz z ludźmi chodzom i rozmawiajom to za mało. Prawda taka, że "wóc" spokojny być może, bo radnym dupy ruszyć się nie chce. A bez roboty będzie przegrana i one tego się bojom. Że ludzie ich samych z fotelów szurnom. Toż przecież takiego poparcia jakie teraz PiS-y majom, nie było i już chyba nie bedzie. Jak one i teraz się bojom, to za parę lat im spadnie poparcie. Niech do wyborów też nie idom jak takie strachliwe i leniwe. Ot i tyle. I niech ludziom głowy nie zawracajom, że one przeciw prezydentowi som, bo to całkiem nieprawda. Już lepiej by było, żeby one poszły przed absolucjom do prezydenta i powiedzieli jemu: "My chcemy tego i tego na te stanowiska i żeby ty zrobił to i to. A jak nie, to my nie tylko absolucji tobie nie damy ale i z urzędu wywalimy. I nie bedziem się bać, bo racja po naszej stronie". I "wóc" by się zgodził, bo po co jemu taki kłopot. Ale te nasze radne to fajtłapowate. Powiedzieli A i zamiast dalej mówić B to gembe zamknęli i udajom, że nie wiedza po co absolucji nie dali - pan Zenek aż się zasapał.
- Panie Zenku. Jeszcze raz mówię, że to nie tak jak pan mówi. Rozmawiam z radnymi i to trochę bardziej skomplikowane... - zacząłem.
- Wie on co? Niech nie pie... - pan Zenek zaczął szukać alternatywnego określenia, bo ciągle dotrzymywał słowa danego proboszczowi, że przeklinał nie będzie. - Niech nie plepla. Radne to zrobili tak, jak ksiądz, co nie tylko rozgrzeszenia nie dał, ale i pokuty nie wyznaczył. To co teraz grzesznik zrobi? Dalej grzeszył będzie, bo kary na niego nijakiej nie ma. Lepiej było absolucje dać i robote jemu jaką naznaczyć. Pożyteczną. Znają się radne na polityce jak świnia na pieprzu. Przed wojną marszałek Piłsudski mówił, że politykom kury szczać prowadzać, a nie politykie robić. Tak i ja im mówie. I niech idzie im to powtórzyć, bo jak tego słucham to mnie znowu musowo się napić trzeba. A do końca sierpnia ja nie pić ślubował - zakończył pan Zenek.
Pożegnałem się i wróciłem do domu. Na schodach zastanawiałem się jak powtórzyć rady pana Zenka radnym. Chyba powtórzę im słowa marszałka. Te o kurach.
Komentarze opinie