W jednej z moich ulubionych piosenek T.Love, Muniek Staszczyk śpiewa o autobusach i tramwajach, które w tej piosence kojarzone są z miejską szarością i marazmem. W innej piosence Staszczyka, "autobus tapla się w śniegu". Komunikacja publiczna kojarzona jest tradycyjnie z monotonią, znojem i burością życia w mieście.
Nie korzystam na co dzień z białostockich autobusów. Przez kilkanaście lat dojeżdżałem jednak codziennie 5-tką z Dziesięcin do centrum, gdzie uczyłem się w liceum, a potem studiowałem i pracowałem.
Tygodnik samorządowy "Wspólnota" postanowił niedawno sprawdzić jakość komunikacji publicznej w polskich miastach. Przedwczoraj napisała o tym Gazeta Wyborcza. Wnioski mogą być ciekawe, również dla białostoczan.
Po przestudiowaniu tego rankingu, w którym Białystok wypadł bardzo wysoko, zrobiłem sobie sentymentalno-badawczą przejażdżkę.
Jechałem czystym, cichym, niskopodłogowym autobusem i przypominałem sobie, jak kilkanaście lat temu tłoczyłem się w zardzewiałym, śmierdzącym olejem, niedogrzanym Jelczu, który zimą zamarzał od środka i przez skute lodem szyby trudno było się zorientować, czy to już mój przystanek.
Zadowolony i dumny z białostockiego taboru, wróciłem do lektury rankingu.
Najtaniej jeździ się w Opolu, najdrożej - w Łodzi. Choć bilety są w Białymstoku relatywnie tanie (za średnią pensję można ich kupić ponad 1200), to przejechanie z jednego krańca miasta na drugi, będzie nas kosztować aż 10 złotych, bo Białystok podzielony jest aż na cztery strefy, co jest ogólnopolskim ewenementem.
Mamy za to najnowocześniejszy tabor autobusowy w Polsce. Średni wiek autobusu w Białymstoku to niespełna 7 lat. Dla porównania, w takim Krakowie to aż 25 lat. Dziewięć na dziesięć białostockich autobusów jest przystosowanych do przewozu osób niepełnosprawnych.
To dobrze, że miasto dba o komunikację publiczną. Pisałem już o tym, jak ważne jest, aby buspasami mogły jeździć tylko miejskie autobusy i rowerzyści. Ogromny postęp w tym względzie, jaki się ostatnio dokonał w Białymstoku, to być może najważniejszy realny postęp cywilizacyjny, popychający je w kierunku inteligentnego, przyjaznego, ekologicznego i po prostu wygodnego do życia miasta.
Komunikacja publiczna to nie tylko korzyści dla wygody i przyrody. To nie tylko mniejsze korki i czyste powietrze. Uważam wręcz, że są to plusy wtórne wobec korzyści znacznie ważniejszych.
Autobusy i przystanki to nasze dobro publiczne. Zostały one kupione i zbudowane za nasze wspólne pieniądze. Tak samo, jak jesteśmy dumni z własnoręcznie posadzonego drzewa, tak samo powinniśmy być dumni z tego, że mamy jeden z najnowocześniejszych systemów komunikacji miejskiej w Polsce. Czyste, zadbane pojazdy, zinformatyzowane, inteligentne przystanki i - przede wszystkim - punktualne autobusy.
W Polsce mamy przez cały czas problem z tym, co wspólne. Ze wspólną przestrzenią, wspólnym rozwiązywaniem problemów, a także wspólną własnością. Przez cały czas "wspólne" dla wielu znaczy tyle, co "niczyje".
Skoro więc państwo zdziera z nas ostatnie ciężko uciułane złotówki i skoro nie za bardzo mamy możliwość, aby to zmienić, cieszmy się, że przynajmniej część z tych pieniędzy przeznacza się na cele służące nam wszystkim. Korzystajmy z komunikacji publicznej, ścigajmy wandali niszczących przystanki i bądźmy dumni z naszych nowoczesnych autobusów.
Komentarze opinie