Niewiele ponad tydzień temu pisaliśmy, iż w budynku Centrum im. Ludwika Zamenhofa interweniowali policyjni pirotechnicy. Miało to związek ze zgłoszeniem bombowym. Czy faktycznie ktoś podłożył ładunek wybuchowy?
Chodziło o leżący na parapecie telefon komórkowy, z którego miały wystawać podejrzane przewody. W efekcie konieczna była ewakuacja 12 osób, a część ulic Warszawskiej i Pałacowej zostało zamkniętych dla ruchu.
Co prawda nie doszło do żadnego wybuchu, a zagrożenie zostało zneutralizowane przez policyjnych pirotechników. Przedmiot został też przez nich zabrany.
Jak się dowiedzieliśmy, po jego zabezpieczeniu, trafił do laboratorium kryminalistycznego w Warszawie.
- Czekamy na wyniki badań - informuje podkom. Kamil Sorko z zespołu prasowego KWP w Białymstoku. - Postępowanie w tej sprawie prowadzi Wydział Kryminalny KMP w Białymstoku. Na tym etapie prowadzone ono jest w kierunku przestępstwa z art. 224a KK, do czasu zbadania zabezpieczonego przedmiotu zbyt wcześnie jest, aby mówić o rodzaju konsekwencji.
Jak tłumaczy podkom. Sorko, wszystkich tego typu zgłoszeń niezależnie od ich rodzaju, dotyczących art. 224a KK (czyli fałszywego zawiadomienia: kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8) , podlascy policjanci w 2015 roku naliczyli siedem, natomiast w ciągu czterech miesięcy tego roku były już cztery takie zdarzenia.
- W większości przypadków sprawcy „fałszywych alarmów” są ustalani - podkreśla.
Funkcjonariusze ostrzegają: każdy sygnał o podłożeniu ładunku wybuchowego policjanci traktują bardzo poważnie. Z jednej strony sprawdzają, czy jest on prawdziwy, a z drugiej - kto jest jego autorem. Nikt, kto decyduje się na tego typu żart, nie może czuć się bezkarnie. Z pewnością zostanie ostatecznie zidentyfikowany i odpowie za swoje nieopowiedziane zachowanie. W takich sytuacjach, ten niby „mały dowcip”, powoduje zaangażowanie w akcję wielu służb i funkcjonariuszy i kończy się poważnymi konsekwencjami. Autor „żartu”, oprócz kary więzienia, może zostać obciążony znacznymi kosztami związanymi z działaniem służb biorących udział w takiej akcji.
Komentarze opinie