Reklama

Czy i tym razem sprawców pożarów nie będzie można ustalić?

Dziś rano palił się kolejny budynek w tej samej okolicy, w jakiej paliło się już w ubiegłym roku kilka budynków. Seria pożarów, jak widać ustała tylko na chwilę. Mieszkańcy osiedla Bema prosili wówczas prezydenta o pomoc. Tymczasem pożary wybuchają dziwnie blisko mających się wkrótce pojawić bloków oraz uliczki osiedlowej.

Około godziny 9 rano ekipy strażackie musiały czym prędzej jechać w okolice ulicy Bema i Kopernika. W ogniu, przy Mohylowskiej, stanął drewniany dom (na zdjęciu pożar z ubiegłego roku). Jak się okazało, na szczęście niezamieszkały. Jest to już kolejny pożar w tej okolicy, ale jak dotąd żadne służby nie potrafiły znaleźć ani podpalacza, ani nawet śladu po nim. Mieszkający w sąsiednich posesjach na krótko mogli oddychać i spać spokojnie. Być może dyżury sąsiedzkie znów wrócą, jak wiosną i latem ubiegłego roku.

- Ile jeszcze mamy bać się o własne życie? Dlaczego w tym mieście nie można liczyć na normalną pomoc? Przecież w tamtym roku były tu pożary jeden za drugim i nikt nic nie zrobił. Nie od wczoraj wiadomo, że chcą nas wykurzyć żywcem, wziąć na strach, bo obok będą się budować bloki. Aż tak trudno powiązać fakty? Tak trudno tu zamontować kamery, żeby widzieć kto podpala? – napisała do nas jedna z osób mieszkających nieopodal palącego się dziś domu.

Dziś za wcześnie mówić co było przyczyną pożaru, do którego gaszenia przybyło aż cztery zastępy straży pożarnej. Przynajmniej nie podejmują się tego powiedzieć służby. One muszą zebrać dowody, sprawdzić wszystko, zanim podane zostaną wyniki śledztwa. Mieszkańcy jednak od dawna mówią, że to nie są przypadkowe pożary i na pewno nie doszło do samozapłonu. W domach, które paliły się w ubiegłym roku i ponownie dziś stanął w ogniu jeden z nich, nikt nie mieszkał. Wewnątrz nie było czynnej linii elektrycznej, ani niczego, co mogłoby samo z siebie się zapalić.

Mieszkańcy apelowali w ubiegłym roku do prezydenta Białegostoku o patrole straży miejskiej i monitoring. Doprosili się częściowo. Straż miejska podjeżdżała w mundurach i służbowymi autami, więc niestety widocznymi już z daleka. Podpalacze mieli ułatwione zadanie, bo widząc radiowozy, mogli bez problemu udawać przechodniów. Z tego między innymi względu do tej pory nie udało się znaleźć czy ustalić ani jednego, mimo że dom, który palił się dziś, palił się także i w ubiegłym roku.

- Tu obok będą bloki. Ludzie, którzy nie sprzedali swoich domów dla dewelopera, mają już kolejny rok takie atrakcje. Na razie palą się pustostany, bo taniej spalić jak rozebrać. Ale my tu wszyscy wiemy, że chodzi też o to, żeby nas zastraszyć, żebyśmy sami chcieli stąd się wyprowadzić. I wtedy będzie tylko jeden chętny do kupienia nieruchomości – napisała do naszej redakcji czytelniczka.

W grudniu ubiegłego roku policja umorzyła postępowanie w sprawie pożarów z maja i czerwca 2017 roku. Powodem było niewykrycie sprawcy. W jednym przypadku śledczy zakończyli postępowanie sprawdzające, bo zgłaszający wycofał swoje doniesienie. Podobnie było kilka lat temu na osiedlu Bojary. Tam chaty płonęły niczym zapałki, a policja bezradnie rozkładała ręce. W tamtym przypadku także nie znaleziono sprawców ewentualnych podpaleń, a w miejscach zgliszcz dziś stoją bloki mieszkaniowe. I cud – pożary tam już ustały.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: zdjęcie przesłane przecz czytelnika)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do