Takiego meczu białostoccy kibice jeszcze nie widzieli, a wydarzenia pozaboiskowe na długo zapiszą się w historii lokalnego futbolu. Jagiellonia Białystok w spotkaniu z Rakowem Częstochowa uległa 1:2, notując drugą z rzędu ligową porażkę. Mecz, choć emocjonujący sportowo, zdominowały kontrowersje wokół sędziowania i protest kibiców, który doprowadził do wielominutowej przerwy w grze.
Gospodarze zagrają co prawda "tylko" w Lidze Konferencji, ale to spotkanie z Rakowem zostało przerwane na długi czas. W 58. minucie gra została wstrzymana, kiedy kibice Jagiellonii wywiesili transparenty. Jeden z nich, z napisem "Nie ma przypadków, są tylko znaki", oraz drugi, wprost oskarżający sędziego Bartosza Frankowskiego o korupcję i "przekręcenie Jagiellonii" po meczu w Zabrzu, wywołały natychmiastową reakcję. Sędzia Paweł Raczkowski, wspierany przez delegata PZPN, z uporem odmówił wznowienia gry, dopóki transparenty nie zostaną zdjęte. Dopiero po długich negocjacjach, w których uczestniczył m.in. Taras Romanczuk, kibice zgodzili się na usunięcie banerów z ogrodzenia. Treść oskarżeń zdążyła jednak obiec cały internet, a dyskusja o "świętych krowach w PZPN i wśród sędziów" uzyskała drugie życie. Co ciekawe, gdy transparenty przeniesiono na trybuny, a na ogrodzeniu pojawił się kolejny, wulgarny napis pod adresem sędziów, Paweł Raczkowski już nie reagował. Mecz ostatecznie przedłużył się o około 20 minut, a skandowane przez kibiców hasła, w pełnej zgodzie z fanami Rakowa, skierowane pod adresem sędziów, tylko zaostrzyły i tak już gorącą atmosferę.
Patrząc wyłącznie na wydarzenia na boisku, Jagiellonia zaliczyła słabszą pierwszą połowę, w której Raków, jak stwierdzili trener i kapitan Jagi, zasłużenie prowadził. Natomiast po drugiej bramce dla gości, strzelonej zaraz na początku drugiej części, to Jaga przejęła całkowitą kontrolę nad grą. Niestety, podopiecznym Adriana Siemieńca zabrakło skuteczności.
Oczywiście rozczarowanie jest ogromne. Rzadko zdarza nam się przegrać dwa mecze z rzędu w Ekstraklasie, a już na pewno nie u siebie. Taka jest piłka, musimy to zaakceptować. Gratuluję zwycięstwa Rakowowi. Dziękuję Kibicom za głośny, heroiczny doping, który trwał przez cały mecz i niósł nas do odrabiania strat. Dziękuję też drużynie. To był bardzo emocjonujący mecz, w którym mieliśmy dużo zwrotów akcji, zarówno na boisku jak i poza nim. Finalnie jestem dumny z zespołu, że walczyli do końca, nie poddali się, dążyli do zdobycia drugiej bramki. W pierwszej połowie lepszą drużyną był Raków, który zasłużenie schodził na przerwę prowadząc. Druga połowa, z wyjątkiem początku, który ułożył mecz poprzed drugi gol dla Rakowa, była bardzo dobra w naszym wykonaniu. Dużo stworzonych sytuacji, dużo dominacji, zabrakło nam goli, okazje były. Oczywiście rozczarowanie jest ogromne. Rzadko zdarza nam się przegrać dwa mecze z rzędu w Ekstraklasie, a już na pewno nie u siebie. Taka jest piłka, musimy to zaakceptować. Mieliśmy znakomitą serię, teraz musimy ciężko pracować nad powrotem na zwycięskie tory. Zanim postaramy się to zrobić w lidze w Szczecinie przed nami przygotowania do pucharowego meczu w czwartek w europejskich pucharach - podsumował trener Adrian Siemieniec.
Zarówno zawodnicy, jak i szkoleniowiec, wskazali na brak skuteczności oraz stratę goli po stałych fragmentach gry jako główne przyczyny porażki.
Taras Romanczuk, kapitan Jagiellonii, nie ukrywał rozczarowania:
Raków wygrał, bo był konkretny. Zabrakło nam niewiele. Przy stanie 2:1 mieliśmy kilka sytuacji, nie wykorzystaliśmy ich, ale jestem dumny z tego, że walczyliśmy do ostatniej minuty. I to daje pewien optymizm, że nie poddajemy się do końca, walczymy do ostatniego gwizdka.
Kapitan odniósł się również do problemów w defensywie:
Myślę, że mogliśmy się lepiej zachować przy tym rzucie rożnym – akurat mój zawodnik wszedł, więc pewnie będzie analiza, co mogliśmy zrobić lepiej. Musimy nad tym popracować, bo ostatnio za dużo tracimy po stałych fragmentach – z Górnikiem, we Francji, z Koroną. Musimy się na tym bardziej skupić i być bardziej skoncentrowani w obronie.
Bartłomiej Wdowik był przekonany o dominacji Jagi i liczył na to, że szczęście w końcu się odwróci:
Jest ta jedna asysta, mogły być dwie albo trzy. Szkoda, że Józiu trafił w słupek. Gdybyśmy szybciej strzelili gola, pewnie jeszcze bardziej siedlibyśmy na Raków, wyrównali, a może i wygrali ten mecz. Było sporo kontrowersji, ale patrzymy na siebie. Wierzę, że szczęście zawsze wychodzi na zero, więc jeszcze nam się to zwróci. Zdominowaliśmy Raków i powinniśmy ten mecz wygrać.
Mimo dwóch porażek z rzędu, w szatni Jagiellonii nie ma mowy o kryzysie. Jak podkreślił Romanczuk, porażka jest częścią sportu, a zespół wyciągnie wnioski. Najbliższe dni będą kluczowe. Jagiellonia już w czwartek ma szansę na rehabilitację w europejskich pucharach.
Wdowik patrzy optymistycznie:
Nie patrzymy na to, kto jak nas ocenia – skupiamy się na sobie i jedziemy tam [do Macedonii Północnej] po zwycięstwo. Mam nadzieję, że spora grupa kibiców pojedzie z nami, bo naprawdę zasługują na uznanie – jeżdżą wszędzie za drużyną. Jedziemy wygrać i przybliżyć się do wyjścia z grupy.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie