Już nie tylko młodzi białostoczanie opuszczają miasto w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. W ślad za nimi jadą ich rodzice, którzy tęsknią za swoimi dziećmi lub wymagają opieki. Na miejscu nie ma kto się nimi zająć.
Dotychczas to młodzi ludzie uciekali z Białegostoku. Kiedy nie było szans znalezienia pracy lub godziwych zarobków opuszczali miasto. Najczęstszym kierunkiem były oczywiście Wyspy. Duża część emigrowała do Belgii oraz Niemiec. Po kilku latach, zazwyczaj nie mają już zamiaru wracać do Białegostoku. Niektórzy próbowali, jak Marek, ale po kilku miesiącach w Polsce spakował manatki i powiedział, że nigdy już tu nie wróci.
- Wróciłem jeszcze raz na chwilę, po ojca. Żonę i dzieci zabrałem już dwa lata temu. Mieszkanie sprzedaliśmy na wszelki wypadek, żeby nas tu nie ciągnęło z powrotem. Teraz tylko chcę zabrać ojca. Mama niedawno zmarła i on został sam. Drugi brat też jest za granicą, ale w Niemczech. Tam tato nie chciał jechać. U nas będzie miał swój pokój i żona się nim zajmie, bo nie pracuje. Wszystkim będzie lepiej – opowiada Marek Czyż.
Marek prowadzi swoją działalność niedaleko Birmingham. Świadczy usługi transportowe oraz zajmuje się przewożeniem materiałów niebezpiecznych. Ciężarówkę kupił na kredyt, ale twierdzi, że stać go na spłatę rat. Stać go również na to, by zapewnić byt swojej rodzinie. Żona nie pracuje, tylko opiekuje się dwójką małych dzieci. Teraz dojdzie jeszcze ojciec, ale ten ma swoją niewielką emeryturę, więc będzie nieco lżej.
- Ojciec na początku nie chciał słyszeć o wyjeździe, ale niedawno sam do mnie zadzwonił i powiedział, że jednak chce przyjechać, bo tutaj nic dobrego go nie czeka. Na razie nie będziemy sprzedawać mieszkania. Zobaczymy, może kiedyś któreś z dzieci będzie chciało wrócić do Polski, bo my na pewno nie.
Do swojej córki wyjechała także Barbara Saczyk i nie żałuje decyzji. Najpierw pojechała jej pomóc, kiedy ta urodziła swoje dziecko, później postanowiła w ogóle przeprowadzić się do Belgii. Córka także jest z tego faktu zadowolona.
- Myślałyśmy, że się nie pogodzimy. Ale udało się nam znaleźć mieszkania obok siebie. Córka mieszka dosłownie dwa domy dalej i każda z nas ma swoją prywatność. Ale jesteśmy razem i to najważniejsze – opowiada Barbara. – Bałam się strasznie, ale teraz jestem tu już 6 lat i nie zamierzam wracać. Mieszkanie sprzedałam, bo puste by stało. Gdybym wynajęła i tak nie miał by się kto tym zajmować. Najpierw pomagałam córce, a teraz zajmuję się pilnowaniem innych dzieci i wystarcza mi to na utrzymanie. W razie czego pomaga córka z zięciem.
To zupełnie nowy rodzaj emigracji. Jeszcze kilka lat temu było to prawie nie do pomyślenia. Teraz nawet starsze osoby decydują się na stały wyjazd za granicę, bo chcą być bliżej rodziny, która nie ma zamiaru wracać do kraju.
Komentarze opinie