Reklama

Okiem hejtera, odc. 85 - Hartman, Gaweł i je*anie maczetą



 

Aż dziw bierze, że nie skomentowałem jeszcze sprawy Hartmana. To, plus podejrzane działania prokuratury Białystok-Północ wobec Teatru TrzyRzecze składa mi się zresztą w jedną refleksję.

Jak pamiętacie, Jan Hartman, filozof z Ujotu, a przy okazji polityk lewicowy, czy - jeśli wolicie - lewak, dostał ostatnio po łbie za publikację na swoim blogu znajdującym się na platformie "Polityki" tekstu traktującego o kazirodztwie. Co w tym tekście de facto było? Zaproszenie do akademickiej dyskusji nad zasadnością penalizacji kazirodztwa. Uściślijmy jednak, o jakie kazirodztwo chodzi. Nie idzie bowiem o sytuację, kiedy tatuś nocą zakrada się pod kołderkę córeczki, w efekcie czego zostaje ojcem swojego wnuka, czy - jak kto woli - sam sobie zięciem. Tę sytuację regulują inne prawa. A od tej w hartmanowskiej tezie różni się choćby tym, że taki tatuś zwykle o zdanie nie pyta. Hartmanowi chodziło o układ, kiedy dwie dorosłe osoby dokonują takiego, a nie innego, dobrowolnego aktu woli. Co to oznacza? Oznacza, że w sytuacji, jaką nakreślił nie występuje osoba której wolna wola jest nadszarpnięta, a więc nie występuje ofiara. A więc nie ma mowy o przestępstwie.

Czy jednak współżycie brata z siostrą jest etyczne? A wiadomo? Z marszu za nieetyczne uznamy je, biorąc pod uwagę zwyczaj, czy społeczne tabu. Jak to tabu powstało? Antropologicznie mówiąc - jak z każdy tabu - ewolucyjnie kazirodztwo musiało być zabronione przez wtórny system modelujący (kulturę; pierwotnym systemem modelującym będzie biologia), bo społeczność nie mogła sobie pozwolić na osłabianie się poprzez dziedziczenie krzywych genów. Zakaz to - o ile mi wiadomo - o zasięgu globalnym, wspomnieć choćby azteckiego Pierzastego Węża, który w micie gwałci swoje siostry i zostaje za to ukarany, albo w hebrajskim micie o Locie, co to właśnie jest ojcem swoich wnuków (od niego bierze się hasło "Lotem bliżej"). Tyle, że niektóre tabu i niektóre zwyczaje z czasem i wraz z rozwojem nauki, kultury, społeczeństwa (sumując: cywilizacji), straciły na znaczeniu. Przykładem tu religia, czy zwyczaj, żeby nie kakać tam, gdzie się amcia i na odwrót. Nawet jeśli tak niesamowicie świeża wiedza, jak to że warto oddzielić toaletę od kuchni znajduje się w "Strażnicy" (miałem okazję widzieć na własne oczy około 10 lat temu), to adresatem artykułu nie był "człowiek cywilizowany", ale odrobinę na naszą cywilizację spóźnione plemiona afrykańskie - "Strażnica" wychodzi na całym bodaj świecie jednobrzmiennie.

Wracając do wątku głównego: cywilizacja, a konkretnie nauka mówi nam, że niedobrze jak rozmnoży się brat z siostrą, bo dziecko może być krzywe. Zgoda. I tu widzę jedyny racjonalny argument, by kazirodztwa zabronić. Ale... Czy zabronić kazirodztwa, które do rozrodu nie wiedzie? Dlaczego, skoro społeczna szkoda nie występuje, zabraniać komuś realizacji aktu woli? Albo z innej strony. Choruję na cukrzycę. Mój typ, MODY, jest akurat dziedziczny. Dlaczego mi nie zabronić rozmnażania się na tej samej podstawie? Przecież replikuję (mogę replikować) wadliwe geny tak samo, jak gzący się ze sobą brat i siostra? A inne obciążenia genetyczne? Dlaczego mają okazywać się lepsze?

Prywatnie jestem zdania, że wolna wola człowieka jest najważniejsza. Czy chodzi o chodzenie do łóżka z siostrą, czy choćby robienie na siebie kupy w niekazirodczym związku. O ile z obu stron następuje dobrowolny akt woli, ja nie widzę problemu. Ale ja to ja. Opinia publiczna natychmiast postawiła Hartmana pod pręgierzem, bezlitośnie obijając mu dupsko bykowcem. Na samym, rządzonym ponoć ostatnio przez tego kierowcę nazwiskiem Dziwisz, Ujocie, Hartmanowi wytoczono kilka dyscyplinarek, a jego kariera polityczna jest już pewnie pieśnią przeszłości. Dlaczego? Bo raczył na swoim blogu zastanawiać się nad tym, czy coś jest ok, czy nie-ok. Do niczego nie nawoływał - najwyżej do akademickiej debaty. Ot, pierdoła, zapomniał w jakim kraju żyje. A żyje w kraju schizofrenicznym. Dlaczego? A dlatego, że filozof nieśmiało sugerujący że pogadałby o kontrowersyjnym temacie dostaje po dupie, a ludzie wypisujący na murach teksty w stylu "Jebać Żydów maczetami" mają się dobrze. Więcej - jak kto temat rusza, zapewnia sobie zainteresowanie białostockiej prokuratury.

W zeszłym roku psychologowie z Centrum Badań nad Uprzedzeniami badali polski antysemityzm. Na pytanie: "Czy istnieje spisek żydowski" twierdząco odpowiedziało 63 procent respondentów. Do tego dodajmy spiski: masonów, gejów, feministek, grupy Bilderberg, illuminatów bawarskich i reptillian. Całkiem niezły tłok, co? Na miejscu faktycznych autorów spisku, zacząłbym uważać - ktoś wam może ukraść fejma. Co innego jednak być przekonanym o takim, czy innym spisku, a pisać na murze "Jebać Żydów maczetami", co raz - wulgarne jest niemożliwie, dwa - jest technicznie trudne. Bo jak ostrzem, to zaraz nie ma co je*ać, bo zostaje krwawa miazga, a jak trzonkiem, to nie ma za co złapać, a jak się jednak złapie, zostaje krwawa miazga.

Napisy - głównie kibicowskie, a więc niepoznaczone rudymentarną refleksją - zdobią nasze mury na tyle często, że przestaliśmy zwracać na nie uwagę. Do czasu. Rok temu w Krakowie powstała akcja Pogromcy Bazgrołów, która miała na celu zamalowywanie obraźliwych napisów. U nas podobną rolę pełniła akcja ZamalujZło, prowadzona przez Teatr TrzyRzecze. W Krakowie - niezależnie od skuteczności - organizatorom nie dzieje się nic złego. Problemem najwyżej jest to, że z napisami, jak z hydrą - w miejsce jednego zamalowanego, powstaje kilka innych. U nas? U nas zapadł sławny na cały świat wyrok, że oto swastyka jest hinduskim symbolem szczęścia. Mało tego - wobec cwaniaka, który w taki sposób temat ogarnął (sami dodajcie odpowiednie bluzgi - należy się mu) przeprowadzono postępowanie dyscyplinarne, które - uwaga - umorzono. Czyli pod publiczkę niby coś tam mu zrobiono, jakoś ukarano, ale w sumie to nie - nadal swój chłop! Inna rzecz, że poleciał ze stołka kierownik prokuratury Białystok-Północ. Poleciał ze stołka, ale - znowu uwaga - zachował w owej prokuraturze pracę. Czyli i cwaniak i jego szef nadal biorą tłusty prokuratorski hajs, utrata stołka była na pokaz, a koledzy nadal przybijają im piątki.

Tymczasem nagle wokół jednego z szefów TrzyRzecza, Rafała Gawła, zacieśnia się pętla. Prokuratorzy chodzą do jego byłych współpracowników, wyciągają kwity sprzed dziesięciu lat - jego własne, ale i żony - ignorują umorzenia dotyczące spraw z którymi miał związek. Jednym słowem - zbierają haki, by - wczoraj - postawić mu zarzuty. Wszystkim zainteresowanym to na rękę. Nie jest tajemnicą, że mąż jednej z najbardziej wpływowych polityczek w regionie pasjami broni białostockich nazioli. Nie jest tajemnicą, że Betonowy Tadzio przybija piątki z kryminalistami i fotografuje się w grupie, której część trzyma sobie wesoło znaczek falangi (ręka masturbująca członka - tak mniej więcej to wygląda). Do tego masowe umarzanie wymierzonych przeciw naziolstwu postępowań przez prokuraturę Białystok-Północ. Teraz do tego wszystkiego postępowanie, które - w imię wiary w demokratyczne instytucje chciałbym się mylić - ma zamknąć pysk niepokornemu lewakowi, który do naszego białostockiego nazistowskiego raju wprowadza ferment. Zaprawdę - zastanawiam się - czy prokuratorzy z Białystok-Północ mają na ścianie powiększone i oprawione w antyramy zdjęcia z puczu monachijskiego? Czy w portfelach, zamiast zdjęcia żony, noszą fotkę Rudka Hoessa? O co chodzi? Polityczne polecenie? Naziole naprawdę rządzą Białymstokiem? Cała lista płac w prokuraturze ma przy nazwiskach swastykę? Dodatkowo przełożony prokuratorów z Białystok-Północ nie uważa za zasadne oddać śledztwa w sprawie Gawła w ręce innego organu. Może spoza Białegostoku. W efekcie sprawę wobec niego prowadzi prokuratura, które - wskutek jego działań - miała poważne, ale całkiem zasłużone kłopoty. Powiedzcie mi, czy wierzycie, że jego sprawę prowadzić będzie obiektywnie?

Ten tekst, jak i wszystkie właściwie teksty dotyczące sprawy Gawła - proszę Was o to - udostępniajcie masowo na Facebooku. Tak, żeby nie był to brudny i prany w domu sekret Białegostoku, ale by zainteresowała się sprawą cała Polska. Już pisała o tym Wyborcza i Natemat.pl. I dobrze - lokalne media są słabe, więc odsiecz z ośrodków ogólnopolskich będzie jak znalazł. Żeby o sprawie było głośno, żeby była medialnie stróżowana. Nie dlatego, że jestem pewny, że Gaweł jest niewinny. Wierzę, że jest, ale nie mnie o jego ewentualnej winie rozstrzygać. Dlatego, byśmy mieli pewność, że jakkolwiek nie rozwinie się jego sprawa, na każdym etapie będzie ona prowadzona uczciwie, zgodnie z prawem i transparentnie. A wszystko co znajdziecie w akapicie wyżej przekonuje, że tak być nie musi i - prawdopodobnie - nie będzie, o ile prokuraturze Białystok-Północ nie będziemy pilnować i patrzeć jej na ręce. Tyle.

Sumując. Polska to kraj schizofreniczny. Za zaproszenie do akademickiej debaty dostaje się po dupie. Za pisanie o "Jebaniu Żydów maczetą" nie. Dostaje się za sprzeciw wobec owego jebania. Smutne.

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do