
Coraz więcej osób w Białymstoku ma problem z biedronkami. Niestety, nie są to nasze polskie biedronki, które są niegroźne i według wielu wierzeń, mogą przynosić szczęście. Od ponad tygodnia miasto opanowały biedronki azjatyckie, zwane arlekinami, które są nieprzyjemne, a nawet groźne dla zdrowia.
Po raz pierwszy w Polsce azjatyckie biedronki pojawiły się w Poznaniu w 2006 roku. W ciągu kilku kolejnych lat zaczęły być widoczne i dokuczliwe w innych miastach naszego kraju. W tej chwili inwazja biedronek – bo ich obecność można już określać w tych kategoriach – jest bardzo wyraźna i to w każdym w zasadzie polskim mieście. Nie inaczej jest i w Białymstoku. Biedronki wlatują do mieszkań, samochodów, szukają miejsca do przezimowania nawet na najwyższych piętrach bloków mieszkalnych.
Czym się różni biedronka azjatycka od tradycyjnej biedronki? Przede wszystkim wyglądem. Nadal przypomina biedronkę, ale jej kolor jest brązowo – pomarańczowy lub ciemno – bordowy. Bywa również żółty, albo wręcz czarny z czerwonymi kropkami. Biedronka azjatycka ma również więcej kropek, albo nie ma ich wcale. I co najgorsze – gryzie. Ukąszenia są dość bolesne, po ukąszeniach zostają ślady oraz zmiany skórne, co może z kolei wywoływać stany alergiczne.
- Wszystkie gatunki biedronek wydzielają substancje toksyczne w celach obronnych, mają one nieprzyjemny zapach, odczuwalny zwłaszcza, gdy owadów jest dużo. Jednak europejskie biedronki nie gryzą, a azjatyckie owszem. Ukąszenie nie spowoduje raczej poważniejszych problemów zdrowotnych, u wrażliwszych osób może się wiązać jedynie z reakcją alergiczną, obrzękiem. Dlatego lepiej unikać bezpośredniego kontaktu z przedstawicielami tego gatunku – powiedział Dziennikowi Bałtyckiemu Piotr Szafraniec, znawca biedronkowatych.
To właśnie nad polskim morzem jest chyba najgorzej, jeśli chodzi o obecność nieprzyjemnych biedronek. W niektórych częściach praktycznie nie da się otworzyć okien, albo wyjść z domu. Biedronki teraz są najbardziej agresywne, ponieważ szukają miejsca do przezimowania. Ulubionym lokum są framugi okien i drzwi, ale także wszelkie szczeliny w murach czy drewnianych elementach zabudowy.
Eksperci zalecają w stosunku do arlekinów nie stosować żadnych preparatów owadobójczych. Takie środki zabijają schowane już przed zimą spokojne, polskie biedronki. Z wnętrza mieszkań najlepiej wciągać je odkurzaczem i szybko opróżniać worek, po czym wynosić na śmietnik. Niektórzy mówią, aby taki papierowy worek z biedronkami w środku spalić. Przed agresywnymi biedronkami powinna chronić moskitiera, którą można jeszcze zamówić w różnych sklepach, nawet na wymiar.
Niestety, populacja tego chrząszcza w Polsce rozrasta się z roku na rok. Azjatyckie biedronki są zagrożeniem dla naszych polskich. Bo są one zabijane przez nachodźców z południowo – wschodniej Azji, po czym zajmowane jest ich miejsce schronienia. Dodamy w tym miejscu, że po ukąszeniu takiej azjatyckiej biedronki, nie wolno wycierać miejsca gołymi palcami, lepiej opłukać je czystą wodą. Pod żadnym pozorem nie wolno dotykać oczu ani ust wydzieliną pozostawioną przez arlekina. W przypadku wystąpienia zmian skórnych lub obrzęków po ukąszeniu, należy pilnie skontaktować się z lekarzem lub skorzystać z fachowej pomocy medycznej.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: pixabay.com/ ladybug)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Niektóre są tak szczwane i inteligentne, że wykupują czas anteowy na reklamy i zakładają gniazda na każdym osiedlu, wybijajac rodzimy handel. Mogą też występować pod postacią maskotek dla dorosłych, jakieś zgnilaki czy coś. Ale to chyba te pasozytnicze biedronki z Hiszpanii.
Kolejny bezmyślnie przepisany tekst, widział ktoś z was w swoim mieszkaniu tą inwazję biedronek?
W Białymstoku jest ich dosyć dużo, strasznie agresywne są, rzucają się na ciebie od razu jak tylko cię zobaczą...
mieszkam na osiedlu piaski i w ciagu kilka minut zabijam do kilku sztuk. mozna powiedziec ze to jest prawdziwa inwazja jak tylko otworzysz okno zasuwaja do srodka.
Na pomorzu,a szczególnie na wsi to jest inwazja. Siadają na moskitierach, drzwiach i gdziekolwiek się da. Ostatnio na jednym z okien naliczyłam ich z 15 sztuk. Aż strach wyjść na dwór, gdy jest się alergikiem.