Reklama

Jagiellonia po Termalice: szok, niedowierzenie, obawa, nadzieja. Co mówią piłkarze i trener? (WIDEO)

Szok, niedowierzenia, rozczarowanie, obawa ale i... wiara w przyszłość i zaufanie - to wprawdzie sprzeczne, ale dominujące uczucia jakie towarzyszą fanom Jagiellonii po inauguracyjnej porażce z beniaminkiem Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. Szok i niedowierzanie spowodowane jest głównie rozmiarami przegranej (0:4) z rywalem, który w niemal niezmienionym składzie walczył kilka tygodni temu w I lidze. Rozczarowanie i obawa to reakcja na to, że za chwilę Jagę czekają kolejne dwa wyzwanie i nie wiadomo czy Duma Podlasia się podniesie oraz co sądzić o jej postawie. Wiara w przyszłość i zaufanie wynikają z przekonania większości kibiców, że trener Adrian Siemieniec i dyrektor Łukasz Masłowski mają plan na opanowanie kłopotów oraz wiedzą gdzie doszło do błędów. Gorąco radzę: przesłuchajcie bardzo uważnie co mówi Abramowicz, Siemieniec i jak ocenia Jagę Brosz. Wsłuchując się w to można wiele rzeczy zrozumieć!

Zacznijmy od początku: przegrana z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza, która zagrała w składzie zbliżonym do tego, w którym triumfowała w I lidze mogła się zdarzyć. Jak zauważyli dziennikarze w składzie żółto-czerwonych na ten mecz aż 8 zawodników to piłkarze, którzy albo Jagiellonię doskonale znają albo grali w niej ostatnio lub całkiem niedawno. Z drugiej strony: Jagiellonii wyrwano wiele ostrych zębów, którymi gryzła rywali (Czurlinow, Skrzypczak, Moutinho, Kubicki, Hansen), którzy wzmacniali potencjał zespołu. Ich miejsce zajęli inni, a potencjalne wzmocnienia mogą mieć jeszcze wątpliwości, który z kolegów jaką ksywkę nosi na boisku. Sklejanie zespołu trwało do ostatnich godzin i ewidentnie się jeszcze nie udało. I to jest błąd: to wszystko trwało za długo i zabrakło czasu na to, aby kilkunastu graczy o dużym potencjale stworzyło drużynę. Nie ma sensu rozważać kto jest temu winien: być może nikt, być może wszyscy w klubie. Ważne, aby wyciągać z tego wnioski. I słowa Adriana Siemieńca wskazują, że on te wnioski wyciąga.

 

Po drugie: zastanowienie budzą słowa Sławomira Abramowicza, który po meczu powiedział do dziennikarzy, że ten mecz jagiellończycy przegrali w szatni i że porażka to nie jest efekt braku znajomości taktycznej a braków mentalnych. Oznacza to, że szatnia nie jest jeszcze tak bardzo żółto-czerwona, aby po ciosie podnieść się i walczyć co było cechą drużyny prowadzonej przez Siemieńca. Inna rzecz, że Abramowicz twierdził, że gdy Jaga była przy piłce sytuacja nie wyglądała źle. Polemizowałbym z tą tezą: jagiellończycy grali często na pamięć, ale z pewnością każdy z nich pamiętał coś innego. Z faktu, że rywal przejmie piłkę nie ma co robić sensacji: to się zdarza zawsze. Boli, że żółto-czerwoni nie za bardzo wiedzieli co wtedy mają robić i z tego traciliśmy tak łatwo gole. Notabene - mogłoby ich być znacznie więcej i brawa dla Abramowicza, że tak się nie stało.

 

Po trzecie kibice! Jagiellonia ma niebywałe szczęście, że ma wyjątkową Ultrę. Kibice pokazali, że są w stanie wybaczyć swojej drużynie bardzo wiele. Po meczu zawodnicy podeszli z pewną obawą do trybun i dostali od nich pełne wsparcie. Były okrzyki "Czy wygrywasz czy nie, ja i tak kocham Cię" i inne okrzyki dające wsparcie. Na koniec owacje dostał Adrian Siemieniec, którego nazwisko było długo skandowane i przeplatane brawami. To naprawdę niezwykłe, aby fani potrafili wspierać klub w niepowodzeniu, ale to świadczy nie tylko o charakterze. To także zobowiązanie i dowód zaufania w talent Siemieńca. Trener długo mówił o tym na konferencji prasowej dziękując fanom i między wierszami dając do zrozumienia dziennikarzom, że nie do końca rozumie ich krytycyzm. Nie uchylał się jednak od odpowiedzialności: wziął ją na siebie. Nie był jednak przybity, choć kto go zna widział, że się gotuje wewnętrznie.

 

Wielu kibiców w komentarzach zauważyło, że Jagiellonia od meczu z Betisem nie rozegrała ani jednego dobrego spotkania. Uwieńczyła to sparingowymi przegranymi, a przegrana z Termalicą była... przewidywalna. Nie w tych rozmiarach, ale logicznie da się ją uzasadnić. I na to Siemieniec odpowiedział zaskakująco mówiąc, że można było starać się o grę w starym składzie, ale zespół musi się rozwijać. Nie da się wyraźniej powiedzieć, że Jagiellonia sezonu 2024/25 osiągnęła powyżej 100 procent możliwości i aby sięgać po więcej trzeba zaryzykować i przebudować kadrę. Musi być więcej graczy, więcej rywalizacji i więcej możliwości, a to niestety oznacza ryzyko i ból porażki. Nie jestem ślepo zapatrzony w Siemieńca i nie wierzę bez zastrzeżeń w każde jego słowo, ale to co mówi potwierdza tylko diagnozy stawiane przez kibiców od kwietnia do dziś. Jagiellonia osiągnęła wszystko co mogła, a nawet więcej i aby zdobyła coś jeszcze musi iść dalej. Czasami nawet przez ogień ryzykując poparzenie. Panika, nerwowe reakcje i złość nie unieważnią tej diagnozy i wyboru: Jaga się przebudowuje i trzeba poczekać z ostateczną oceną co z tego wyniknie. Zachowanie Siemieńca wskazuje, że nie tylko ma plan, ale jest gotów go weryfikować i modyfikować. I w tym ostatnim dostrzegam szansę na przyszłość.

 

No i na sam koniec: Jagiellonia z najbliższych gier nie może przegrać tylko w Lidze Konferencji, bo tu limitu błędu nie ma. Rywal wymagający nie jest i też przebudował swoją kadrę i żółto-czerwonych stać nawet przy swoich początkowych słabościach na sukces. Ligowe wpadki są do odrobienia o ile ekipa będzie się przebudowywała. Punktów szkoda, ale... jest ich do zdobycia jeszcze naprawdę dużo i nic nie jest wykluczone. Możemy pójść śladem Jagi sprzed dwóch lat lub Śląska sprzed roku. Zakładając, że sztab się nie zmienił i działa opanowując chaos nie pytam czy leci z nami pilot. Wiem, że tak.

 

- Zagraliśmy… może nie chcę powiedzieć, że słaby mecz, bo trzymaliśmy się przy piłce. Kiedy ją mieliśmy przy nodze, to wyglądało dobrze. Problem pojawiał się wtedy, gdy ją traciliśmy. Brakowało nam zupełnie agresji, chęci odzyskania piłki. Dawaliśmy Termalice za dużo przestrzeni i tak naprawdę po stracie piłki oni grali jak chcieli. Co tu dużo mówić – nie możemy się z tego wybronić. Nie możemy przegrywać z Termaliką 0:4, przy całym szacunku dla tej drużyny. Dzisiaj zasłużyli na zwycięstwo, zdecydowanie, bo my mam wrażenie, że przeszliśmy trochę obok tego meczu. Nie wiem do końca, co było tego powodem, ale mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski i to się już nigdy nie powtórzy. Ten mecz przegraliśmy w głowie. Trener mówił nam przed meczem, że to naturalne, iż możemy się jeszcze nie znać, że nie wszyscy znają nasze założenia. Potrzebujemy czasu – to jasne. Ale na takie rzeczy jak walka do końca, koncentracja, wola zwycięstwa, głód gry – na to nie potrzeba czasu. To każdy musi mieć w sobie. Każdy musi uderzyć się w pierś i zadać sobie pytanie: czy dałem dziś z siebie wszystko? Czy oddałem zdrowie? Każdy musi spojrzeć sobie w lustro, wyciągnąć wnioski i po prostu wygrać w czwartek - powiedział Sławomir Abramowicz.

 

Abramowicz był mocno zgaszony i sprawiał wrażenie mocno przygnębionego. Zmartwienia nie krył też Louka Prip, który z pewnością nie ak sobie wyobrażał debiut w żółto-czerwonej koszulce.

 

- Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Musimy się szybko rozwijać. Jestem po prostu rozczarowany. Po meczu kibice byli niesamowici - to coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. I właśnie to sprawia, że nasza dzisiejsza gra jest jeszcze bardziej dobijająca. Po ich pierwszym golu przestaliśmy grać swój futbol. Na początku nie mogliśmy strzelić. Potem strzelili po rożnym. A potem szybko po tym dostali rzut karny, co bardzo utrudniło sprawę. Ale oczywiście to, co dziś pokazaliśmy, nie było wystarczająco dobre. Mamy czas na przygotowanie do kolejnych meczów. To również kwestia mentalna. Mamy naprawdę zły początek i musimy być mentalnie gotowi na kolejny mecz. - podsumował duński pomocnik.

 

A Siemieniec? Mówił sporo i choć uśmiechał się i demonstrował spokój widać było, że wynik go mocno zabolał. Wiedział jednak, że jeżeli od niego do dziennikarzy, kibiców i przede wszystkim do piłkarzy nie popłynie wiara i spokój to nie nadejdzie on z żadnego innego kierunku. Nie miał zatem wyboru: tonował, uspokajał i wyjaśniał.

 

– Co do meczu, mam na gorąco wrażenie, że nie graliśmy tak słabo, by przegrać 0:4, ale też goście mieli jeszcze inne sytuacje. Przegraliśmy 0:4, to dla nas nieakceptowalne. Zrobimy wszystko by to zmienić, potencjał w tej drużynie jest, ale potrzebuje czasu, by zostać drużyną. Na razie nią nie jest. 11 dobrych graczy to nie to samo, co dobra drużyna. Dziś jeszcze nią nie jesteśmy. Nie chcę mówić, że to symbol, ale wiem, jaką postawę mam przyjąć. Nie mogę się załamać, też potrzebuję czasu z tą drużyną, by podnieść jej potencjał. Widzę w niej bardzo duży potencjał, ale czasami to trwa, choć nie może trwać w nieskończoność, bo na takich wynikach trudno będzie cokolwiek zbudować. Nie tak wyobrażaliśmy sobie start sezonu. Zdawaliśmy sobie sprawę i mówiliśmy też przed meczem, nie przewidywaliśmy, że aż w takich rozmiarach i w pierwszym meczu, że ta droga to nie będzie spacerek i pojawią się przeszkody. Musimy być w tym razem. Dzisiaj byli fantastyczni. W szatni po meczu powiedziałem zawodnikom, że niewiele jest klubów i stadionów, na których po takim wyniku kibice wspierają i oklaskują swój zespół oraz pokazują wsparcie, jedność oraz to, że są z tą drużyną również kiedy są słabsze momenty. To pierwsza kolejka, ale każdemu polecam znaleźć się w takiej sytuacji jak ja dzisiaj. Po porażce 0:4 z beniaminkiem na otwarcie nowego sezonu cała ULTRA daje wsparcie najpierw nam, a potem osobiście mi, skandując moje nazwisko. To dla mnie naprawde dużo znaczy. Znaczy o wiele więcej, niż kiedy dzieje się to po dobrych meczach, po zwycięstwach. Oczywiście to też jest przyjemne, ale takie wsparcie w takim momencie dla drużyny i trenera to jest coś dużego. Musimy to szanować. Powiedziałem zespołowi, że musimy to szanować i oddaważ naszym kibicom, którzy są fantastyczni i dzisiaj też tacy byli - powiedział Siemieniec.

A co teraz? Jagiellonia musi bardzo szybko się pozbierać, a tempo tej przebudowy zależy właśnie od 33-letniego trenera. Żółto-czerwoni w czwartek (24 lipca) zagrają w eliminacjach Ligi Konferencji z FK Novi Pazar z serbskiej ekstraklasy. A zaraz potem - w niedzielę - czeka ich mecz z Widzewem Łódź. Tym samym, który rozgromił Jagiellonię w sparingu kilkanaście dni temu aż 7:1.

Przemysław Sarosiek

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do