Po co narażać się na nieprzyjemne tłumaczenia i wizyty od domu do domu? Można wszystkich poinformować, że będzie głośno i zapewne radośnie jedną kartką i liczyć na to, że w najlepszej części zabawy nie zjawi się policja.
Od kilku już lat w Białymstoku jest modne informowanie sąsiadów o głośnym przyjęciu. Gospodarze imprezy w ten sposób komunikują wszystkim mieszkańcom klatki schodowej, że nic złego się nie wydarzy po godzinie 22. Z tym bywa różnie. Czasami party, zwane inaczej domówką, przybiera na głośności oraz mimo uprzejmości, nieunikniona jest wizyta policji.
- Tu na górze mieszkają jacyś studenci. Tam cały czas ktoś się wprowadza i wyprowadza, dosłownie co kilka miesięcy – mówi Pani Danuta Onufryjuk z osiedla Nowe Miasto. – Za każdym razem jest parapetówka i potem wyprowadzka i z tej okazji oczywiście trzeba się napić i pobalować. To jest naprawdę męczące, bo my tu mieszkamy cały czas.
Życie w bloku ma swoje odmienne uroki, ponieważ nigdy nie wiadomo kto mieszka za ścianą czy piętro wyżej lub niżej. Jeśli sąsiedzi się znają i lubią, ze wszystkim da się dogadać. Jeśli nie, to już gorzej. Zdecydowanie nie da się dogadać z Panią Danutą i innymi sąsiadami z jej klatki schodowej, ponieważ mimo uprzedzenia miłych gospodarzy dzisiejszego przyjęcia, dotychczas zbyt często było tam za głośno.
- Teraz też się nowi wprowadzili, jakoś ze dwa tygodnie temu – mówi Danuta Onufryjuk. – Poprzedni, co tam mieszkali co kilka dni robili sobie imprezy, że telewizora nie szło oglądać. Mamy tego dość. Dlatego napisałam w imieniu wszystkich, że głośno to może być tylko do 22. Potem, będę wzywała policję. Bo ile mamy cierpieć?!
Pani Danuta dodaje jednak, że ci „nowi” są przynajmniej kulturalni, bo poinformowali o tym, że będzie głośno. Wcześniej każdy robił co chciał i o której chciał, nawet nie usłyszała „przepraszam” na następny dzień.
Komentarze opinie