Reklama

Lecą wióry: Jak rozmawiać z Audytorem?



Co do Jaśnie Nam Oświeconych Certyfikatów, to przypomina mi się jedna historia, jaką opowiedział mi podlaski tartacznik, który sam jednocześnie woził drewno (częściowo dla rozrywki, ponieważ nudno mu było cały dzień na zakładzie).

Zakład miał nowoczesny i prężny. Posiadał najnowsze maszyny i obrabiarki do drewna, bo to człowiek niewczorajszy ani tam żaden w niedzielę urodzony tłumok. Ze względu na swoją obrotność, udało mu się otrzymać jakieś duże zamówienie i to z samiutkiej Anglii, więc radość była wielka, choć z jednym, maleńkim „ale”.

Podstępni Synowie Albionu, potomkowie nie mniej podstępnego Szekspira i Kromłela (niech im ziemia lekką będzie), zażyczyli sobie, aby zakład pana Janka (imię zmienione), posiadał certyfikat. Cóż było robić – chcesz drewno sprzedawać po tamtej stronie Kanału Angielskiego? Szoruj po certyfikat!

Zakład wypucowano. Wdrożono procedury. Wszystko ładnie i pięknie, pracownicy zostali przeszkoleni i wyedukowani. Potrafili milczeć jak zaklęci, byle tylko nie skompromitować jakąkolwiek głupią wypowiedzią pryncypała i zakładu.

Przyjechał audyt.

Oczywiście bez tej całej pompy jaka towarzyszy przyjazdowi takiego audytu do pierwszej, lepszej Derekcji Lasów. Pan Janek w przeciwieństwie do pracowników Derekcji, nadleśnictw czy leśnictw nie dostał sraczki i nawet w dniu audytu nie załatwił sobie zwolnienia lekarskiego, a miał takie możliwości. Podszedł do tego profesjonalnie.

Pani, która była Audytorem, łaziła po zakładzie kręcąc nosem na wszystko. To się jej nie podobało, tam coś spartolono, tu ktoś dał ciała. Nie były to jednak takie niedociągnięcia za które można nie dać certyfikatu. Jak powiadał jednak nieboszczyk Czechow – babskie oko chytre i dojrzała na sam koniec, że się mieszają trociny z drewna certyfikowanego z tym zakupionym prywatnie, poza Lasami, u rolników, którym opowiadać o certyfikacie, to tak jak Eskimosowi o kwotach mlecznych.

Larum! Nie będzie certyfikatu! Oznajmiła władczo pani.

Pan Janek, który cały czas cierpliwie łaził za nią po zakładzie i słuchał wszystkich mniej lub bardziej głupich uwag, zrobił coś, czego nigdy nie zrobi żaden nadleśniczy, ani nawet Derektor, choćby miał rację stukrotną. Rzekł do pani (przepraszam za wyrażenie, cytuję), zupełnie spokojnie:

- Wypierdalaj.

Pani zbladła. Zaczęła się jąkać i używać frazy: „Ależ panie Janku, ależ panie Janku…”

Pan Janek oznajmił, że płaci za certyfikat niemałe pieniądze, ale nie aż tak wielkie, żeby znosić bałwaństwa i wygłupy z trocinami, toteż zaprasza panią do opuszczenia terenu zakładu, bo aż tak mu na kontrakcie z potomkami admirała Nelsona nie zależy. Nie to nie. Są na świecie inne certyfikaty. Całuj psa w nos panienko!

Pani uznała, że jednak to jej kręcenie nosem było nieco przesadzone i summa summarum zakład pana Janka otrzymał certyfikat.

Kiedyż odważy się nadleśniczy czy jaki Derektor wyprosić z lasu certyfikatora, który odmówił przyznania Derekcji certyfikatu, bo w jednej kancelarii, jednego z mnogich leśnictw, brakowało gaśnicy?

Kromłel wiedział jak rozmawiać z ludźmi! Wprawdzie zbezczeszczono jego zwłoki za takie rozmowy, ale i tak się opłacało, ponieważ w historii zapisał się wybitnie.

(http://lecawiory.blog.pl/2015/06/15/jak-rozmawiac-z-audytorem// Foto: wrotapodlasia)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2015-06-24 21:35:48

    Dla audytorów trzeba tylko płacić i milczeć bo wszystko wiedzą najlepiej. Ktoś wymyślił ten zawodzik do koszenia mamony

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do