
Do ataków na wschodnią granicę strzeżoną przez rzesze pograniczników oraz żołnierzy z Wojsk Obrony Terytorialnej i formacji zawodowych, których kilkotysięczne oddziały pilnują bezpieczeństwa w strefie przygranicznej. Codziennie media przekazują informacje o setkach prób przekroczenia granicy przez agresywnych nielegalnych migrantów, którzy - ze wsparciem białoruskich służb - forsują granicę. Strażnicy graniczni i żołnierze są narażeni na obrażenia, niszczony jest sprzęt, a rok temu zabity został jeden z nich: sierżant Mateusz Sitek. Nic dziwnego, że wydarzenia na zachodniej granicy Polski wywołały ogromne emocje: niemieckie służby coraz bardziej masowo przerzucają do Polski imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu twierdząc, że to jedynie odstawianie osób, które przybyły do nich z naszej strony.
Na zachodniej granicy Polski problem cały czas narasta i budzi coraz większe zaniepokojenie. Sieć zalewają filmiki kręcone przez mieszkańców i przypadkowych świadków sytuacji, gdy niemieckie służby mundurowe wwożą do Polski i wypuszczają nielegalnych migrantów. Potem przejmuje ich straż graniczna, która dowozi ich do swoich ośrodków. Tam są wystawiane dla nich dokumenty (często z jedną datą urodzenia, dane personalne są niesprawdzalne i czasem nawet nie pochodzą od osób, których dotyczą). Potem takie osoby wypuszczane są wolne i zobowiązywane do stawiania się w jednostce SG raz na tydzień. Takich relacji jest coraz więcej i ich autorami są mieszkańcy miejscowości leżących przy granicy Niemiec. Alarmują o nich niektóre media oraz politycy opozycji. Rządzący uspokajają podając dane dotyczące formalnych postępowań z udziałem służb niemieckich, których jest więcej. Milczą jednak w sprawie opisywanego procederu wystawiania dokumentów osobom, które są przejmowane poza formalnościami w opisany powyżej sposób.
W odpowiedzi na te doniesienia o przerzucaniu imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu przez niemieckie służby do Polski, mieszkańcy okolic, w tym kibice Pogoni Szczecin i Floty Świnoujście, organizują patrole obywatelskie. Posłowie Krzysztof Mulawa (Konfederacja) i Dariusz Matecki (PiS) opublikowali zdjęcie z przejścia granicznego Lubieszyn-Linken, chwaląc "prawdziwą patriotyczną postawę" obrońców granicy. Komunikaty kibiców Floty, krążące w internecie, jasno wskazują na cel akcji: "zablokować granicę polsko-niemiecką z powodu notorycznego przerzucania nocami przez Niemców, imigrantów których nie chcą u siebie — przez naszą granicę, do naszego kraju". Rzecz w tym, że na zatrzymania policja reaguje używając... gazu wobec osób z patroli obywatelskich.
Problem na na zachodniej granicy Polski narasta od miesięcy. Jest nie tylko problem humanitarny, ale przede wszystkim związany z bezpieczeństwem. Jeszcze przed wejściem paktu migracyjnego służby niemieckiego zaczęły przerzucać zatrzymanych nielegalnych migrantów do Polski. Dotyczy to nie tylko tysiący migrantów, którzy dostali się do Polski przez granicę wschodnią i usiłowali dostać się do Niemiec, a którzy są teraz zawracani lub deportowani z powrotem. Aktywiści wspierający uchodźców informują, że problem w każdym momencie może wybuchnąć, wskazując na rosnącą potrzebę pomocy medycznej i zaopatrzenia w okolicach Szczecina. Zjawisko zawracania osób, które nielegalnie przekroczyły granicę polsko-niemiecką, osiągnęło już znaczące rozmiary, a do sieci trafiają nagrania z zajść, na których widać grupy maszerujących mężczyzn i interwencje policji. Informacje o tym zjawisku napływają nie tylko od prawicowych organizacji, ale także od lewicowych aktywistów specjalizujących się w opiece nad nielegalnymi migrantami.
Portal "Służby w akcji" opisują w jaki sposób próbują uzyskać informacje na temat skali wydarzeń na zachodniej granicy. Podają też wiadomości, że strażnicy graniczni pracujący w jednostkach w województwach zachodniopomorskim i lubuskim zaczynają się buntować przeciw sytuacji, gdy służą jako transport dla osób podrzucanych przez Niemców. Rzecznik MSWiA, Jacek Dobrzyński był proszony o rzetelne wyjaśnienie sytuacji. O ile nikt nie kwestionuje procedury takich jak Dublin III czy readmisja uproszczona dotyczą migrantów, którzy złożyli wnioski o azyl i są przekazywani po weryfikacji do kraju pierwszego wniosku czyli Polski to problemem są tzw. "zawrócenia". To sytuacje, w których służby niemieckie zatrzymują imigrantów na swoim terytorium, a następnie nakazują im powrót - często pod eskortą - za wiedzą polskiej Straży Granicznej. Polska Straż Graniczna odbiera tych ludzi, tymczasowo legalizuje ich pobyt, a następnie wypuszcza za bramę, co skutkuje tym, że migranci stają się bezdomni, często lądując w noclegowniach lub próbując dostać się dalej na zachód. Zdarza się, że zaczepiają oni mieszkańców okolicznych miejscowości.
W kontraście do sytuacji na zachodzie, wschodnia granica Polski jest od lat pod ścisłym nadzorem i intensywnie strzeżona przez Straż Graniczną. To tutaj od dawna obserwujemy hybrydowy atak polegający na próbach nielegalnego przekraczania granicy z Białorusią, często zorganizowanych przez służby reżimu Łukaszenki. Mimo prowadzonych czynności w celu ujęcia wszystkich, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę, skala problemu jest ogromna, a Straż Graniczna wciąż zmaga się z napływem migrantów, których wcześniej nie udało się zatrzymać.
W obliczu narastających spekulacji i niedomówień nie tylko politycy PiS i Konfederacji wzywają rząd do natychmiastowego zaprzestania wpuszczania cudzoziemców z Niemiec. Coraz częściej pojawiają się oddolnie organizowane patrole społeczne, które próbują zatrzymać niemieckich pograniczników podwożących imigrantów do Polski lub próbujących przejść przez granicę, przez które są przepychani przez Niemców. Do rzecznika Straży Granicznej skierowano szczegółowe pytania, dotyczące między innymi całkowitej liczby przekazanych cudzoziemców (z podziałem na obywatelstwo, w tym osoby bez dokumentów tożsamości), liczby nieletnich, decyzji o obowiązkowym stawianiu się w placówkach SG, czy też liczby wniosków o azyl i ujętych migrantów. Przypomnijmy, że na granicy z Białorusią taka procedura została zawieszona. Tymczasem na zachodniej granicy działa ona w pełnej skali. Opublikowanie tych danych, z podziałem na miesiące, mogłoby ostatecznie "uciąć wszelkie spekulacje" i jasno przedstawić skalę problemu.
Kilka miesięcy temu w otwartym ośrodku dla uchodźców w Czerwonym Borze, gdzie przebywają imigranci ubiegający się o legalizację pobytu w Polsce lub osoby, które taką zgodę już otrzymały, pojawiły się nowe osoby. Wiedzy o tym kim są przybysze nie miał ani wojewoda, ani służby policyjne ani lokalne samorządy. Ze szczątkowych danych z rozmów z zamieszkałymi w ośrodku w Czerwonym Borze wynikało, że są to nielegalni migranci z Afryki i Azji, którzy zostali zatrzymani przez służby niemieckie i przewiezieni do Polski. W efekcie zaniepokojeni mieszkańcy okolicznych miejscowości urządzili pokojowy przemarsz pod bramami ośrodka. Nowi goście dość szybko zniknęli z Czerwonego Boru, a kolejnych dotąd nie dowożono. Mimo to rośnie zaniepokojenie mieszkańców regionu podlaskiego, który cierpi w wyniku ataku hybrydowego z udziałem nielegalnych migrantów z Białorusi. Napływające informacje o tym, że do domów dziecka i ośrodków opieki społecznej w centralnej części Polski (ostatnio Skierniewice) dowożeni są nielegalni migranci wywołuje obawę, że takie zjawiska mogą się pojawić w podlaskiem.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie