
A będą jeszcze modniejsze. Wszystko dlatego, że jak się raz zrobi, to nawet z pomocą pasty technicznej ze żwirem nie da się umyć… Co prawda są metody. Szkopuł polega jedynie na tym, że jeśli się kiedyś trend odwróci, to celebrytów, upapranych wzorkami jak pisanki, będzie stać na odświeżenie wyglądu, zaś aktualnie oczarowanych naśladowców z minimalną krajową czyszczenie może nazbyt zaboleć w kieszeń, a nawet być poza zdolnością kredytową. Pewnym więc jest, że przez najbliższe kilkadziesiąt lat liczba sinych plam na ciele Polaków będzie wyłącznie rosła.
Tatuaże są różne. Wszystkie jakie widziałem na naszych (polskich) ulicach bez wyjątku brzydkie. Niekiedy służą do maskowania gorszych, według posiadaczy, niedoskonałości. Z łatwością tuszują („tuszują” – nomen omen) znamiona albo blizny.
Inną kategorią „ozdób” są malunki tożsamościowo-manifestacyjne: religijne, patriotyczne, piłkarskie, wojskowe, daty urodzin dzieci, imię ukochanej (znaczy tej, która wydawało się, że jest przez Niebo pisana, dopóki nie wyjawiła, że pierwsze słyszy, że ze sobą chodzą). I do takich mam szacunek. Nie mają funkcji estetycznej, dlatego wszystko gra. Posiadaczom zależy bardziej na idei niż przyziemnym wyglądzie. Nie wahają się więc oszpecić, żeby ogłaszać światu ważne rzeczy.
Część tatuaży ma za cel wizualne przypisanie do określonej grupy. Przywołam przykład egzotyczny, czyli etnicznych Maorysów, ale i na naszym terenie są motywy środowiskowe. Znakiem rozpoznawczym Maorysów są przeróżne ornamenty na nogach, rękach i twarzy. Prawdziwy Maorys-konserwatysta jest solidnie wytatuowany, że jak stanie na tle ciapkowanej na czarno tapety, to tylko oczy widać. Problemem młodzieży nowozelandzkiego ludu jest unikanie tatuowania się. Na potrzeby ludowych występów robią tymczasowe charakteryzacje kredkami. Smutne.
Maoryska Kapa-Haka. Tatuaże są namalowane – poznajemy to po tym, że są jednakowe u wszystkich. Tradycyjne tatuaże maoryskie są bardzo urozmaicone.
U nas jest odwrotnie… znaczy tak samo. Tam przestają się inkaustować, a u nas zaczęli, ale powód jest wspólny – moda. Piłkarzyk czy piosenkareczka pokażą się bez wstydu z namazanym na grabie dzikiem, sową, jaszczurką, czy puszką paprykarza szczecińskiego, nie mija pięć minut i pojawiają się naśladowcy, przekonani że są oryginalni, bo nie na ręku tylko na cycku lub półdupku każą sobie narysować nie paprykarz, ale mielonkę. Podobnych oryginałów obrodziło ostatnio. Mamy w Polsce z parę milionów na te same kopyto oryginalnych ludzi.
Nie rozumiem tatuaży typu wymiociny. Takich, które nic konkretnego nie przedstawiają. Kreska, mikroskopijne kawałki gałązek, figury geometryczne w nieładzie, różne plamki, drobne wzorki. Bez stylu i planu, jakby metodą losowania co i gdzie ma trafić. Brzydkie i bez sensu.
Najwstrętniejsze są tatuaże z dużymi powierzchniami intensywnie zaatramentowanymi. Materiał (ludzka skóra) i technika tatuażu nie sprawdzają się w stylu pejzażowym, realistycznym, iluzjonistycznym. Żadne delikatności, cieniowania nie mają wyrazu, jeżeli nie przyglądać im się z bliska, w całości i w dobrym oświetleniu. Czyli inaczej niż mamy okazję oglądać na co dzień. Jedynie wyraźne kreski mają sensowny wygląd, który zwłaszcza po latach będzie można rozpoznać. Niechby najwierniej wydziarany na łydce anioł, pełen cieni i świetlistości, nawet z mistycznie uniesioną cud-twarzyczką, z odległości 5 metrów wygląda jak rozsmarowane gówno cierpiącego na biegunkę strusia. Ptaszydło nażarło się jagód, kogoś obrobiło, a ten, zamiast umyć wodą, spróbował wyczyścić suchą ręką i się tylko rozmazało. Tak to wygląda. Nie raz dałem się nabrać i myślałem, że zza ubrania wystaje komuś fragment ciała uświniony przepracowanym smarem… nie smarem… jakimś cholerstwem w każdym razie.
Zarzucicie być może, że krytykuję, bo sam boję się „upiększyć” powierzchowność. Oj nie, moi Drodzy! Mylicie się. Kiedyś ukłułem się stalówką pióra i jak poszukać na palcu, kropkę widać do dziś. Taki tatuaż zawodowy. Zatem opinie wygłaszam nie jako kompletny laik.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie