
Wybór konkretnego środka transportu jest decyzją wielowymiarową, w której każdy waży istotne dla niego plusy i minusy. Spośród całego spektrum czynników ważnych dla zainteresowanego, w tym na pewno merytorycznych: czy dojadę na czas, ile czasu mogę poświęcić na przemieszczanie, ile to kosztuje, jak będę postrzegany przez sąsiada, który ma beemkę, są też i takie, które nie decydują o skuteczności komunikacyjnej, ale mogą mieć rolę decydującą. Wydaje się, że BKM w niewielkim stopniu zajmuje się ich wpływem, mimo iż często będą wiązały się z załatwieniem bezkosztowym i łatwym, dlatego warto wypowiedzieć problemy głośno, żeby je usystematyzować oraz pokazać palcem, bo rządzący sami nie zobaczą.
Zaraz po mobilności, najczęściej przez posiadaczy aut wymienianą wadą autobusów jest bogaty repertuar nieprzyjemnych zapachów („co ja będę komuś pachy wąchał”). Mimo ukrytej przesady, faktem jest, że wchodząc do pojazdu – mówimy o Białymstoku, nie o żadnym egzotycznym mieście – trzeba być przygotowanym na aromatyczne niespodzianki. Taką, nad którą nie da się łatwo zapanować, są jegomościowie, nie umyci od poprzednich większych świąt. A czasami i od pamiętnego sylwestra 1999-2000. Podkreślę, że wszystko co opisuję dalej nie jest relacją z ust trzecich, tylko osobistym doświadczeniem.
Pożółkła czapeczka faceta siedzącego zaraz za kierowcą oznacza: nie zbliżać się na mniej niż 2 metry. Podobnie i do panienki w sandałkach opinających pulchne nóżęta. A oni to jeszcze pół biedy! Są i tacy, co wydaje się, że jeżdżą z pełnymi portkami. Zapaszek jakby portki mieli pełne już przynajmniej tydzień i wciąż świeżej pełności przybywało. Zdarza się. W ewidentnych przypadkach może interweniować straż miejska, ale w pozostałych nie da się na ten moment zmierzyć poziomu fetoru i ustalić, czy ktoś go przekracza, czy nie. Niekiedy ma miejsce mniej szkodliwe przegięcie w drugą stronę, czyli zjawisko zwane u mnie w domu „chodzącą perfumerią”. Pies ich drapał, nich się już tam baleriny kąpią w czym chcą. Lepsze to niż stolec poza jelitami ale jeszcze w ubraniu. Całe szczęście fetor-meni (tak ich nazywam) nie pojawiają się specjalnie często.
Dużo łatwiej spotkać degustatorów. Na porządku dziennym są chemiczne wyziewy z napojów energetycznych. Tematem na osobny artykuł jest w ogóle spożywanie dopingujących syfów – jaki jest ich sens, ale na razie zostawmy dziwactwo naszych czasów, dość że picie z puszki zwyczajnie capi wszystkim, oprócz oczywiście pijącego. Charakterystyczne syknięcie z tyłu pojazdu zwiastuje chmurę jadowitych wyziewów, okraszoną w pojedynczych razach beknięciami. Do klasycznego repertuaru doliczmy jeszcze chrupki cebulowo-paprykowe, kebaby, orzeszki albo... zaraz, co to było? chyba „gulasz wołowy po azjatycku” wpierniczany w postaci proszku prosto z torebeczki obiadowej instant. Remedium jest zakaz spożywania i picia czegokolwiek w autobusach i EGZEKWOWANIE tego. Pół godziny chyba idzie wytrzymać, wszak praktycznie nie widać alkoholików degustujących wyskokowe napoje, a przecież oni największe czują ciśnienie, żeby coś spożyć. Czyli da się.
Inną bolączką miejskiego transportu są palacze na przystankach. Nalepka zakazu rozumiana jest przez nich dosłownie: jeśli wisi na budce zwanej przystankiem, to pod budką się nie pali. Ale poza to już według nich nie przystanek, czyli można. Miewają dręczącą manierę, żeby ustawiać się pod wiatr, co by smrody papierosowe czuli wszyscy pozostali, okadzani przez nałogowca wytrwale do ostatniego „bucha”. Nie dziwię się, że rodzice mogą chcieć wozić dzieci samochodami choćby z tego powodu. Jeszcze na dodatek – pamiętajmy, że papierosy są drogie – delikwenci jedną nogą stoją już w drzwiach autobusu, a gęba wciąga ostatniego sztacha poza kabiną, niedopałek ląduje na ulicy lub chodniku, palacz usatysfakcjonowany wchodzi do wnętrza i z ulgą wypuszcza powietrze. Na twarzy widać, że z ulgą, a w powietrzu widać, że wypuszcza.
Jak temu zaradzić? Proste. Należy po 15 metrów od przystanków wprowadzić strefy wolne od palenia, na chodnikach przy wejściu do stref narysować znaki zakazu i EGZEKWOWAĆ przepis. 15 metrów zabezpieczy co nieco przed dymem, ale i przed manierą wywalania kipów pod autobus i wydychania nieczystości wprost na pasażerów.
Poprawienie wspomnianych niedogodności będzie sprzyjało lepszemu wizerunkowi miejskiego transportu i potencjalnymi korzyściami dla budżetu, bo część wahających się podróżnych może przejdzie na stronę BKM. Ponieważ naszą władzę koniecznie trzeba prowadzić za rękę (krew mi zgotowali czym innym, ale opiszę to za jakiś czas), jestem gotów wysłać pismo z jasno wyrażonym postulatem, żeby strefy wolne od papierosów przy przystankach wprowadzić.
Proszę Was jednak wcześniej o zdanie – czy strefy wolne od papierosów i zaangażowanie straży miejskiej do pilnowania zasad zdadzą według Was egzamin?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jedno jest pewne zaangażowanie straży miejskiej do czegokolwiek to duży błąd . Na zgłoszenie ,że na parkingu stoi stary rep z którego cieknie olej wiesz co mi odpowiedzieli ? Że nie maja miski i ten trup stoi dalej a olej dosłownie leci nie kapie przyjedź i zobacz. Uważa pan panie redaktorze ,że ci panowie są w stanie cokolwiek zrobić z papierosami ?
Jedno jest pewne zaangażowanie straży miejskiej do czegokolwiek to duży błąd . Na zgłoszenie ,że na parkingu stoi stary rep z którego cieknie olej wiesz co mi odpowiedzieli ? Że nie maja miski i ten trup stoi dalej a olej dosłownie leci nie kapie przyjedź i zobacz. Uważa pan panie redaktorze ,że ci panowie są w stanie cokolwiek zrobić z papierosami ?