Reklama

Obywatel Gie Żet: Co zniechęca do korzystania z komunikacji miejskiej: dźwięki

Chociaż czasy hałaśliwych rzęchów w taborze transportu publicznego mamy raczej za sobą i rumuński narybek nie koncertuje już po autobusach, za to wraz z wyciszaniem wnętrza i zmianą „czasów” ujawniają się nowe akustyczne przykrości, które pasażerowie BKM muszą znosić. Mogą też oczywiście zrezygnować. Mają doskonałe warunki, żeby w czasie podróży mieć taki dźwięk, jaki im odpowiada, o ile tylko subwoofery w beemce dadzą radę spełnić życzenie.

Dzieciaki w czasie podróży po Białymstoku izolują się od otoczenia słuchaweczkami. Dziwny ten obyczaj daje się jednak odrobinę wytłumaczyć. Pierdzi-muzyczki z brzęczy-głośniczków i odgłos szurania kablem po swetrze lepsze są bowiem niż słuchanie wulgarnej patologii. A ta nie jest wcale rzadkim gościem na siedzeniach Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Często zresztą w wykonaniu innej młodzieży. A że dzieciaki mają słuchaweczki w uszach, a w słuchaweczkach brzęczy-głośniczki, a w brzęczy-głośniczkach pierdzi-muzyczki, to mało co słyszą i drą patologiczne japy na cały autobus. Mało w dresy nie narobią.

Jasna sprawa, że starsi też nie lśnią przykładem. Co byście nie mówili dobrego o Polakach, to nie przekonacie mnie, że jesteśmy narodem kultury słowa. Polacy to językowe chamy. Bulwarowa gnojowica płynie z ust, gdzie się nie ruszyć. Także w pojazdach komunikacji miejskiej. Z jakiejś przyczyny nie szanuje się obecnie uszu mimowolnych słuchaczy, nawet jeśli wśród nich jest dziecko! Dziwimy się, że dzieci wrażliwszych rodziców wożone są do szkół samochodami, nawet jeśli mogą wspólnie za darmo? Likwidacja opłat nic w takim przypadku nie da.

Obrzydliwe zwroty są wystarczająco zniechęcające do porzucenia auta, a na nich nie kończy się repertuar odstraszający. Niejedna osoba, a niewiele ryzykując stwierdzę, że większość, nie znosi cudzych, donośnych dyskusji telefonicznych. „Wiesz, te pantofle, to mi się, wiesz, powykręcały zaraz po imieninach. I wiesz, dzwonię do, wiesz, tego faceta, a on, wiesz, z takim oburzeniem do mnie”... Noż ja nie mogę! Aż mi się same dłonie w pięści układają, bo mózg mam taki, że natychmiast wychwytuję powtórzenia i po dwóch zdaniach słyszę tylko „wiesz, wiesz, wiesz” jakby ktoś nakręcił katarynkę. Ale nawet jeżeli miłośnik telekomunikacji umie się wysłowić, szarganie domowych tematów przy wszystkich nie spotyka się raczej z życzliwymi zachętami.

Osobiście wychodzę z założenia, że głośno prowadzona dysputa z niewidzialnym rozmówcą upoważnia wszystkich wokół do włączenia się. Skoro jest w autobusie włączona publiczna rozgłośnia, to mamy prawo do publicznego komentowania jej audycji i wypowiadania własnego zdania na temat czynów lub postaci z aktualnie lecącego słuchowiska.

Mniejszym złem są didżeje. Współczesne brzęczy-głośniczki i smartfoniki nie mają dość mocy, żeby atakować hip-hopem współpasażerów, czasami tylko małolaty włączają rytmiczny koncert na głośnikach. W tej materii sytuacja się jednak uspokoiła. Od wielkiego dzwonu zdarzy się mamusia, która raduje się wraz ze szczerbatą pociechą, że tak fajnie gra w gierkę na telefonie („Jupi, jupi heeej! Trafiłeś pokemona! Próbuj dalej! Jupi, jupi heeej! Trafiłeś pokemona! Próbuj dalej! Jupi, jupi, hej...”).

Za to nadrabiają różnej maści nałogowi cmokacze, ciamkacze, rzężący na całe gardło astmatycy i kompulsywni łamacze palców. Że jeszcze żadnego nie zabiłem, to dowód na moją ogromną nieśmiałość, chrześcijańskie wychowanie i mądrość konstruktorów, którzy kazali łączyć rurki w Solarisach solidnymi śrubami, a nie na zatrzaski. Jedyne co w takim położeniu mogę robić, żeby wszystkich tych nienormalnych uspokoić, to dawać do zrozumienia przez ustawiczne chrząkanie co kilkanaście sekund.

(Obywatel Gie Żet)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do