Po ogłoszeniu wyników wyborów na prezydenta Białegostoku, z ust pana Truskolaskiego dowiedzieliśmy się, że gazetka wyborcza, która stała się powodem sprawy sądowej w trybie wyborczym, zawierała 99,99% prawdy. Właściwie powinienem nazwać ją antywyborczą, bo nie było w niej niczego, co skłaniałoby do zagłosowania na kogokolwiek.
Kto nie widział – pokrótce zrelacjonuję. Wyobraźcie sobie najpodlejszy tabloid (czyli całkiem typowy, bo wszystkie są podłe); mówiąc po ludzku – szmatławiec. Kojarzycie wywieszone na kioskach egzemplarze, rażące oczy wielkimi tytułami o wydźwięku jak najbardziej wżerającym się w prymitywne pokłady ludzkiej psychiki? „Aktor NN ma raka!”, „Zgwałcił, zabił i znów zgwałcił!”, „To on ukradł nasze pieniądze!” – pod podobnymi zapowiedziami kryje się zawsze równie bulwersujący artykuł. W takim samym, jak wspomniane gazety, stylu graficznym i „literackim” przygotowana była publikacja prezydenckiego komitetu.
Tematyka pisemka skoncentrowana była w całości na konkurencie – Janie Dobrzyńskim. Żadnego dobrego słowa rzecz jasna w nim (pisemku) nie było. Postać kandydata PiS zarysowana została w karykaturalny sposób. Ktoś, kto nie wie jak wyglądają Ziemianie, na podstawie zamieszczonych na łamach tekstów dostrzegłby w nim potwora. Jedynie osoby, które mają nieco oleju w głowie, żyjące jakiś czas i znające przynajmniej jedną osobę wiedzą, że nikt, poza może dyktatorami typu Józef czy Adolf, nie jest w stanie być aż tak zły.
Nie dziwię się, że pan Dobrzyński poczuł się urażony i uciekł do pomocy sądu. Chciał publicznych przeprosin i zaprzeczenia temu co trafiło do mieszkańców Białegostoku, rozkolportowane przez sztab pana Truskolaskiego. Teraz będzie zabawnie. Wspomniałem, że prezydent utrzymuje, że tylko jedno sformułowanie w gazetce było nieprawdziwe, bo tak zasądził sąd. Takiego fałszu płazem puścić nie można, bo: pierwsza instancja była całkiem innego zdania, bo o prawdzie lub nie, nie decyduje sędzia, a na koniec podkreślić należy, że sąd pierwszej instancji orzekł wyłącznie – czytajcie uważnie – że pełnomocnicy Truskolaskiego nie udowodnili, że treść jest prawdziwa, a sąd drugiej instancji, że Dobrzyński nie udowodnił, że treść gazetki jest nieprawdziwa. Jedno i drugie nic z prawdą nie ma wspólnego! Osądzony został tylko brak siły przekonywania – raz jednego, drugi raz drugiego kandydata.
Czy Jan Dobrzyński jest bogaczem pławiącym się z lubością w luksusach, czy dorobił się na polityce, czy nienawidzi prawosławnych (wszystkie te tezy pochodzą z gazetki) – nie wiem. Rządy pana Jana jako wojewody przypadły na czasy mojego społecznego i politycznego dzieciństwa, których nie pamiętam. Bez wątpienia jednak pozostaje to, co byłem w stanie sam zobaczyć teraz. Poziom zaprezentowany przez zwycięzcę wyborów w feralnym piśmie jest żenujący, obrzydliwy, nakierowany na cel, nie liczący się ze środkami i nie liczący się przed wszystkim z ludźmi. Informowanie o istotnych, z punktu widzenia wyborów, wadach przeciwników jest wskazane. Wyciąganie nieistotnych dla wyborcy słabości – wstrętne. A zniżanie się przedstawiciela najwyższej władzy samorządowej i pomagających mu pracowników Urzędu Miasta do typowego dla pism plotkarskich standardu, napawa mnie wstydem. Ja wiem, że szacunek społeczeństwa utrzymania nie zapewni, w przeciwieństwie do posady. Dlatego posada będzie, szacunku – przy pielęgnowaniu takich antywartości – nie.
Kiedyś fajnie się Was czytało. Teraz w kółko to samo. Szkoda.