Reklama

Obywatel Gie Żet: Czy mieć pistolet?

Jeśli do uderzenia w stół porównać krwawe zamachy, to nożycami bez wątpienia nazwać można zwolenników legalnego, powszechnego posiadania broni, którzy przeciągłym jęknięciem i załamaniem rąk momentalnie dają znać, że wiele pomogłoby uwolnienie rynku militariów. Spośród znanych piewców konceptu wprowadzenia i w Polsce dobrodziejstwa domowych arsenałów, wymienię tylko Wojciecha Cejrowskiego oraz Stanisława Michalkiewicza.

Pierwszy chwali Amerykanów od dawna, więc wspominam za wieloletni staż, drugi zasłużył się bardziej, bo zainspirował niniejszy artykuł, kiedy po zasztyletowaniu Pawła Adamowicza oskarżył władze, że zezwalają na obronę konieczną, ale zakazują posiadania narzędzi do jej realizacji. Przecież gdyby w Gdańsku na scenie ktoś miał rewolwer, napastnik momentalnie zostałby zneutralizowany. Zatem bezpieczeństwo byłoby większe.

Przyjrzyjmy się najpierw osiągnięciom na tym polu Stanów Zjednoczonych, lidera i wzoru. Rozczaruję przeciwników legalizacji broni, bo naród zza oceanu muszę pochwalić za roztropność. Kiedy u nas latami sąsiedzi włóczą się po sądach, angażują zapracowaną policję, wydają fortuny na prawników i nigdy nie wiedzą, jak w danym przypadku zadziała prawo, tam wyraźna część sporów bywa rozstrzygana w parę minut, odciążając wymiar sprawiedliwości od nużących postępowań, sprowadzając zatargi do szablonowych procedur: schwytanie lub zastrzelenie sprawcy, sekcja albo sekcje zwłok, szybki wyrok (odczytany z wykresu „ilość zabitych – lata odsiadki”) lub pogrzeb, i na koniec notatka w statystykach.

Statystyki zaś mówią, że w przeliczeniu na mieszkańca morderstwa popełnia się w Stanach czterokrotnie częściej niż w Polsce. Jeśli na dzień dzisiejszy mamy w Białymstoku powiedzmy 3–4 zabójstwa rocznie, to po przyjęciu amerykańskich standardów możemy liczyć na ponad 15, z czego 10 będzie za pomocą broni palnej. Często przywołuje się w dyskusji o dostępie do broni głośne masakry, w których uzbrojony napastnik, niezadowolony powiedzmy z ocen w szkole, kosi z karabinka kadrę nauczycielską i przy okazji mniej lubianych kolegów. Zaznaczę uczciwie, że przeciętnie ginie w nich niespełna 0,5% z ogólnej liczby uśmierconych kulami w całym kraju, więc – co już pisałem we wcześniejszych tekstach – spektakularna, rozrzutna, ale okazjonalnie zdarzająca się śmierć ma większą siłę medialną, niż opasłe policyjne tabele, zbierające tysiące nudniejszych przypadków. Nie rozstrzygnięta pozostaje wątpliwość, czy szaleńcy nie ograniczają się czasami do wpakowania całego magazynka w jedną ofiarę, unikając telewizyjnego zainteresowania i zanotowania w społecznej świadomości, będąc jednak chorymi na umyśle. A tych boimy się najbardziej – że zostaniemy nagle trafieni kulką „za nic”.

Co prawda w ocenie oddziaływania powszechności dostępu do broni na ilość morderstw, wpływ mają też inne czynniki (np. odsetek mundurowych z usprawiedliwionymi przez naród śmiertelnymi ofiarami na koncie, niedawna historia, w której władza poświęca swoich obywateli w imię niejasnych interesów i wynikające stąd zaniżone poczucie wartości życia, kult siły fizycznej itp.). Niemniej nie można zbagatelizować również łatwego dostępu do narzędzia nieskomplikowanego zabijania.

Co do twierdzeń, że uzbrojenie obywateli wpłynie korzystnie na bezpieczeństwo, mam dwa pomysły. Proszę, doceńcie ich przełomowość. W każdym razie powinny być przyjęte z euforią przez zwolenników posiadania jakiegoś samopała na podorędziu, jako słuszny etap przejściowy, który po dłuższym czasie na pewno przekona sceptyków. Najpierw ustalmy, że jest tak jak do tej pory, czyli nie można chodzić z pistoletem po ulicy. Ale tam gdzie zbiera się większa liczba ludzi, dajmy na to: dyskoteki, koncerty, szkoły, msze, spotkania z panami Cejrowskim lub Michalkiewiczem – tam na wejściu wydawane jest uzbrojenie. A bo wiadomo jaki wariat wtargnie i zacznie mordować? Trzeba się mieć czym bronić. Dlatego na bramce dostaje się berettę, glocka, a lękliwsi uczestnicy mogą za dopłatą wypożyczyć shotguna. W czasie imprezy panuje oczywiście idealne bezpieczeństwo, nie wątpię, że poczucie beztroski wróci dzięki temu do zlęknionych Polan. Przy wyjściu, kiedy tłum się rozrzedza i spada ryzyko bezlitosnego ataku, oddaje się wzięty sprzęt z powrotem do szatni, w zamian za pozostawioną kurtkę.

Nie ma racji pan Michalkiewicz, twierdząc niesłusznie, że nie posiadamy narzędzi do egzekwowania prawa do obrony. Jeżeli ktoś zechce mnie przekonać, że na puszczanie światełka w Gdańsku nie można było przyjść z nożem, chętnie podejmę polemikę. Według mnie bowiem można było przyjść z nożem i używać tego noża do obezwładnienia bandyty. Ale dajmy na to, że ludzie o tym nie wiedzą. Wydajmy więc tymczasowo prawo, które za jednym zamachem doda Polakom kolorytu i ściągnie rzesze turystów – żeby móc paradować bezkarnie z szablami. Szable są o tyle lepsze od broni palnej w walce z psychopatami, że nie ma znaczącej przewagi jednej nad drugą. Pistolet może być szybszy, samopowtarzalny, z większym magazynkiem, większego kalibru, ze srogimi pociskami dum-dum itp. A jak psychopata kupi w sklepie z szablami superszablę i wybiegnie z furią i zacznie ciąć na lewo i prawo, to niestety będzie musiał dość szybko przejść w tryb solowych pojedynków, gdyż każdy również szablę będzie miał. Zatem można powiedzieć, że na nowej płaszczyźnie zadziała umiłowana demokracja, bo to raczej większość zadecyduje w tym momencie, kto jest ten zły i to zło zdusi.

Aż korci, żeby wykorzystać wymienione pomysły i sprowadzić gwałtowny wzrost bezpieczeństwa.

(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ burglar)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Kuna - niezalogowany 2019-02-13 07:41:52

    Jak mam prawo , to mogę mieć ale nie muszę ...państwo nie ufa praworządnemu obywatelowi....

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do