Reklama

Obywatel Gie Żet: Kierownictwo miasta żebrze o pieniądze, a BKM traci forsę

Mam takich kolegów, którym nieustannie psuje się coś w komputerze. Co i jak i kiedy by nie robili, to co kilka dni sprzęt zaczyna utykać, sprzeciwiać się woli pana, zatrzymywać coraz częściej, w końcu potyka się o cyfrowy korzonek i wykłada na całej długości. Regularnie. W gabinecie BKM musi siedzieć ze czterech takich przeklętych technicznie facetów. Ubrani w powłóczyste, szarobure szaty gapią się w cztery strony świata, nie jedzą, nie piją, tylko spiesznie szepcą upiorne zaklęcia. Jak inaczej wytłumaczyć, że Składowa wyjątkowo nie ma szczęścia do urządzeń? Bo nie ma, oj nie ma.

Pisywałem niegdyś o popsutych kasownikach, których usterkowość w pierwszym roku działania szacuję na kilkadziesiąt procent. Wspominałem o ekranach w autobusach, zwłaszcza bocznych „panoramicznych”, przeżywających aktualnie poważne problemy wieku emerytalnego. BiKeRy również niejednokrotnie bywały tematem wypocin i nigdy nie ferowałem wobec nich pochwał. Nie minęły dwa miesiąca od zamontowania, a do panteonu autobusowego badziewia pretendują biletomaty. Skądinąd wiadomo mi, że przewodniczący Prokop nie darzy ich miłością. Niewykluczone więc, że to on najął mrocznych facetów, żeby czarami załatwili automaty. Bardziej prawdopodobni są czarownicy niż uniwersalna ostatnio wymówka, czyli koronawirus lub pisowski rząd.

W każdym razie pożyteczne urządzenia bywają irytująco leniwe. Na kilkadziesiąt autobusów, którymi przejechałem się w przeciągu 2 tygodni, w trzech nie dało się kupić biletu. Biletomaty nówki, dopiero co uruchomione! Co ciekawe jedna z usterek jest kapryśna. Czasem występuje, czasem nie. Rano z ekranu znikają bilety, jakby ktoś je ukradł, po południu w tym samym pojeździe może wszystko hulać, a dzień później znów problem.

Inna usterka to klasyczna szubienica. Zawieszony komputerek wewnątrz żółtawego pudła łudzi optymistycznym komunikatem o sprzedanym bilecie, ale jest ekran li tylko odległym wspomnieniem z czasów, kiedy chciało mu się jeszcze pracować. Próby wybudzenia ze snu o przeszłości nie dają żadnego rezultatu.

Niewielka próbka nie pozwala na zdecydowaną ocenę ogólnej sytuacji, ale gdyby była reprezentatywna, to BKM traci nie mniej niż 5% dochodu z biletomatów. Sam widziałem kilka osób, które przy mnie rezygnowały z zakupu biletu.

Poprawy z upływającym czasem nie dostrzegam. Wygląda to tak, jakby wynagrodzenia wszystkich odpowiedzialnych: kierowcy, przewoźników, BKM-u, władz miasta nie zależały od tego, czy uda im się bilety sprzedać, czy nie…

Zaraz! chyba faktycznie nie zależą.

(Obywatel Gie Żet)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do