
Zastanawiam się, dlaczego nie akceptujemy rzeczywistości. Czy plastikowy kran nie mógłby wyglądać jak plastik, tak prawdziwie, żeby od razu pokazywał czym naprawdę jest? Przecież metalizacja kosztuje, w ogóle nie sprawiając, że przedmiot będzie wytrzymalszy. Oszukujemy się i pieniędzmi schlebiamy producentom substytutów, umiejętnie maskujących bądź co bądź prawdę. Osobiście jestem zdania, że prawnie powinno być zakazane wprowadzanie do sprzedaży przedmiotów z tworzyw sztucznych, które imitują metalowe. Byłoby to z korzyścią i dla środowiska (mniej tandety), i dla nas (trwalsze urządzenia… albo tańsze), a także dla poziomu samoakceptacji (zgoda na rzeczywistość).
Upodobanie do iluzji jest wkorzenione w naszą naturę. Stawiam tezę, że nawyk ma podłoże w kompleksach. Tak jakbyśmy chcieli innym pokazywać, że stać nas na więcej niż stać. Meble w naszych domach wyglądają przeważnie na drewniane. Co z tego, przecież rzadko kiedy są z desek, najczęściej z płyt wiórowych. Czy powłoka na płycie z trocin i kleju nie może przedstawiać trocin i kleju, musi zawierać dębowe słoje? Co w nas takiego jest, że pragniemy odruchowo oszukiwać siebie i innych, uciekamy od nazywania rzeczy po imieniu?
Jadę autobusem i wsiada dziewczę, całkiem ładne, na dodatek niebanalnie eleganckie. Złudny wygląd zgrzyta jak stara suwnica, kiedy po chwili wyjmuje telefon i w rozmowie ujawnia obrzydliwą wulgarność. Nie inaczej niektórzy politycy. Modne garnitury, krawaty, błyszczące pomadami oraz izolacją od ulicznego kurzu buty, ekspresyjnie podkreślony status społeczny, a w duszy prostak i cham. Spora część mediów „relacjonuje” przede wszystkim fatamorgany, wymyślone przez inżynierów z Matrixa, owładniętych zleconym celem i takim zaprogramowaniem odbiorców przez wybiórczo serwowane obrazy, żeby ów cel osiągać. W mediach jest mnóstwo kłamstwa. Świat, w którym wszystko wygląda adekwatnie do tego czym jest, byłby znacznie uczciwszy.
Jest w Polsce pewien zwyczaj. Żeby, czy to podczas pogrzebów, czy na początku jesieni chodzić na groby zmarłych i zostawiać na nich kawałki plastiku o kształcie roślinności. Nie, nie taki znacie zwyczaj? Oj, to chyba musicie zaktualizować pogląd na tradycję. Co prawda z dotychczas poznanych mi osób tylko ja nie nazywam tego czegoś kwiatami. Niemniej cieszę się snobistycznym poczuciem, że z poznanych mi osób jako jedyny mam rację. Wiele wieńców, wiązanek, bukietów nie da się nazwać kwiatami, chyba że obracamy się w obrębie powierzchowności i ona nam wystarczy. Kwiaty są wyjątkowe. Mają w sobie pierwiastek, mówiący nam sporo o świecie i o nas – pierwiastek niszczenia, obraz piękna krótkotrwałego.
Przepraszam za brnięcie w ponure strony egzystencji. Wiem, że nie lubimy smutnych spraw i staramy się je upiększać i łagodzić. Muszę jednakowoż wspomnieć o modzie na pudrowanie nieboszczyków. Wydaje mi się, że człowiek nie doświadczy życia, upajając się nim głębokimi haustami jak źródlaną wodą, kiedy nie będzie wiedział: rozumem i emocjami, jak straszna jest śmierć. Śmierć jest straszna i ma wyglądać strasznie. Po co nam narkoza od rzeczywistości, jaką są rumiane, uśmiechnięte, z uśmiechem ukształtowanym przez nekroartystę, trupy?
Trup ma wyglądać na trupa, rozkład na rozkład, kłamstwo na kłamstwo, smutek na smutek. Więcej mielibyśmy energii na budowanie, gdybyśmy jej nie marnotrawili na uwijanie się przy abstrakcyjnych fałszerstwach.
(Obywatel Gie Żet)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie