
Kto nie wie, ten nie wie, ileż firmy muszą się nakombinować, żeby dostać dotację. Jak to zwykle bywa w socjalnym środowisku, pojawili się nawet stali konsumenci publicznych pieniędzy. Mają w strukturach specjalistów od przeglądania, skąd można coś wziąć, oraz takiego dobierania środków, żeby rutynowe zadania własne podciągnąć pod aktualny temat, który Państwo czy Unia wymyślili, żeby w danym momencie sponsorować.
Dyrektor mówi, że trzeba by w szatniach położyć na ścianach tapetę, więc specjaliści sięgają do spisu rozdawniczych akcji i wyszukują najłatwiejszą. Jeśli w repertuarze będzie akurat dawanie na innowacyjność, badania i rozwój, szatnia na tę okoliczność zostanie ogłoszona miejscem realizacji pomysłu, żeby przebadać metalurgiczne możliwości zakładu w celu produkcji metalowych wykałaczek jako innowacji ogólnoświatowej. Zaangażowana zostanie placówka naukowa, kupiony osprzęt, podpisane porozumienia, trzech specjalistów z politechniki weźmie grubą kasę, urzędy dopiszą do statystyk niewątpliwy sukces, na konferencjach prasowych opowiedzą o dynamicznie rosnącej współpracy nauki i biznesu, a szatnia – o co przede wszystkim chodziło – zyska nowy wygląd. Nieco przesadziłem w przykładzie, ale praktyka nie różni się od wymyślonej historyjki jakoś znacznie. Kręcenie, lawirowanie i pojęciowa żonglerka są na porządku dziennym.
Na rynku pojawiły się komercyjnie świadczone usługi pośrednictwa, gdyby firma była za mała, żeby utrzymywać własnych magików od zastrzyków finansowych. Mają one wiedzę, jak pisać projekty, jakiego czarodziejskiego słownictwa używać, żeby żebractwo było jak najskuteczniejsze. Nie uwierzycie, jakie koszty organizacyjne są ponoszone, ile wysiłku kosztuje przedsiębiorstwa naginanie się do treści konkursów, żeby wziąć za frajer parę groszy. Zamiast w tym czasie angażować wszystkie siły w sedno działalności, kadra oraz specjaliści rozpraszani są na okoliczność tworzenia konkursowej poezji.
Analiza obiegu pieniądza wygląda tak, że wszyscy płacimy podatki – te trafiają do Skarbu Państwa. Państwo samodzielnie wyodrębnia część do „wspierania rozwoju”, a część przekazuje do Unii. Unia część z nich również oddaje na „wsparcie”, ale daje najpierw z powrotem Państwu, a te rozprowadza do zainteresowanych. A co się między pobraniem podatku, a powrotem gotówki na rynek ciamkania nasłuchamy; za które tylko drzwi trafią nasze banknoty, tam bankiet – w ministerstwach, komórkach unijnych, agencjach, ile tam się tych urzędowych gąsienic naobjada, to aż w brzuchu człowiekowi burczy na sam dźwięk uczty.
Gospodarka działałby nawet lepiej, gdyby przedsiębiorcy podatki wzięli z lewej kieszeni i własnymi siłami przełożyli do prawej. Nie potrzebują żadnych dodatkowych instytucji. Wydadzą je na takie inwestycje, które uważają za korzystne. Poza tym miło jest wyjąć z portfela tyle samo, co się później wyda, a nie połowę.
Jednak z punktu widzenia władz, dość prawdopodobne, że miło jest czuć siłę władzy i mieć przekonanie, że ktoś jest od nas zależny. Firmy zależne od Państwa, a Państwo zależne od Unii.
(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ bookeeping)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie