Reklama

Obywatel Gie Żet: Przekupczyk



Niedawno towarzyszyłem komuś w Media Markcie. Stałem jak manekin-obserwator w alejce z opiekaczami, bo tam było najmniej ludzi, i rozglądałem się po arcynudnym otoczeniu. Od pewnego jednak momentu zacząłem z zaciekawieniem obserwować posła Tyszkiewicza, szefa podlaskiego PO, który tam się pojawił incognito, czyli w zwykłych dżinsach, rozchełstanej jesionce, udając że nie przyczynia się do wyprowadzania kapitału poza Podlasie.

Ściślej rzecz ujmując konstatowałem nie jego samego, ale otoczenie. Szukałem na twarzach mijających go osób jakiegoś sygnału, że został rozpoznany. Lecz nikomu nie drgnęła powieka, nikt swoich znajomych nie szturchnął łokciem, wskazując polityka wzrokiem, nikt nie pokazał palcem. Nikt.

Tylko tym, że znakomita większość ludzi nie wie, kto nimi rządzi i co dzieje się w okolicach władczych sfer, tłumaczyć należy bezkarność, dobre samopoczucie i niezachwianą kondycję polityczną Rafała Rudnickiego i popierającego go (a właściwie jego kupca) Tadeusza Truskolaskiego.

Nie mam wrodzonej awersji wobec kumoterstwa i elitaryzmu. Są to sposoby tworzenia grup współdziałania, które mają swoje dobre i złe strony. Więcej złych, ale czasami lepiej jest sięgnąć po pomoc kogoś znajomego. Każdy przypadek należy jednak rozpatrzyć indywidualnie i dopiero wtedy ocenić. Fakt, że Rafał Rudnicki przeistoczył się nagle z gorliwego i – jak się wydawało przekonanego – krytyka rządów Truskolaskiego w jego poplecznika, nie wywołuje we mnie żadnej reakcji. To, że miał mieć za to obiecany fotel wiceprezydenta, co się właśnie sprawdziło, wzbudza już wstręt i utratę zaufania – jeśli kupił go jeden, może kupić następny, nie wiemy do jakiego celu. Ale obrażony jestem za co innego. Za to, że obaj panowie: TT i RR opowiadają bzdury o doświadczeniu, rzetelnym wyborze, zastanowieniu, przekonaniach, zamiast powiedzieć „za poparcie w wyborach obiecałem intratne stanowisko, a słowa dotrzymuję” i „układ przyjąłem i będę nadal popierał mojego dobrodzieja, jeśli tylko fotel zostanie pod tyłkiem”. Czuję się dorosły i oczekuję prawdy. Innymi słowy uważają mnie obaj za idiotę i publicznie manifestują to każdym ugładzonym wywiadem czy wypowiedzią, w których to dowiadujemy się, że prezydent niby rozważał kompetencje, a dotychczasowy radny jest ucieszony obdarzonym zaufaniem. Na wyścigi konkurują z Andersenem, Ezopem i Krasickim – profesjonalnymi wszak bajkopisarzami. Ponieważ obrażają ludzi, sprzedają głodne kawałki, traktują jak dziecko, któremu daje się laurkę zamiast wypłaty, sami widzicie, że oni bójkę zaczęli pierwsi.

Nie jest w moim pojęciu politykiem taka osoba, która sprzedaje dotychczasowe przekonania, przyswaja zaś tego, kto może zapewnić lepszą przyszłość lub większą władzę oraz która pozostawia swoich wyborców w zamian za lepsze stanowisko. Nieetyczny biznesmen, przekupny karierowicz – tak lepiej ją określić. Język polski podpowiada jeszcze kilka innych poręcznych zwrotów: lizus, wazeliniarz, klakier, cmokier i parę mniej salonowych, ilustrujących rozmaite czynności wykonywane wokół odbytu.

Naganne jest – trzeba to krytykować z całych sił – że zaszczyt i korzyść są narzędziem do sprawowania władzy, zamiast czynić profesjonalizm narzędziem sprawowania rządów. Subtelna różnica tkwi w tym, że władza służy temu, kto ją ma, a rządy tym, którzy władzy podlegają. Druga różnica zza rogu wygląda taka, że do utrzymania władzy wybiera się ludzi spolegliwych, a do rządów – najlepszych. Trzecia, konsekwencja drugiej: najpilniejszą potrzebą jawi się przede wszystkim interes ICH, a nie NASZ.

(Grzegorz Żochowski/ Foto: BI-Foto/ Obywatel Gie Żet)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do