Każdy z nas ma swoją tożsamość – ten niewidzialny rys, który w dużej mierze stanowi o człowieczeństwie. Nie mówię tu o tożsamości, jaką daje dowód osobisty, ale o cesze: samorozpoznawalności, poczuciu bycia kimś konkretnym. W większych grupach, w których daje się odnaleźć wspólne dla wielu członków przekonania, wiedzę albo zachowania, powstaje nowy, całkiem abstrakcyjny ale ciekawy twór – tożsamość społeczna.
Charakterystyczne dla społeczności zestawy cech znajdują często swoje uzewnętrznienie w materialnej przestrzeni... lub podporządkowują się pod jej dyktando. W hitlerowskich Niemczech kult siły owocował monumentalnym budownictwem; z drugiej strony wraz z coraz potężniejszymi bryłami, poczucie mocy zadamawiało się w kolejnych, nowych umysłach. Eremy mnisze tchną prostotą unaoczniając skromność, którą chcą żyć ich mieszkańcy, ale i wpływają na nowicjuszy, pomagając w podążaniu wspólną drogą. Tak jest, że jeśli naród czuje się ubogi, będzie dokładał starań, by tak właśnie wyglądał na zewnątrz, a jeśli do jakiegoś przylgnie łatka skarbnicy sztuki, co drugi obywatel mianował się będzie artystą i zdobił co tylko wpadnie mu w ręce. A jacy my – białostoczanie – jesteśmy? Czy mamy takie cechy, które przekładają się na miejsce, gdzie żyjemy?
W moim najgłębszym przekonaniu miasto idzie sobie, prowadzone przez zawodowych urzędników, a społeczna dusza sobie. Gdybym miał wypunktować przymioty, które są dla wielu z nas wspólne, to na pewno znalazłaby się tam potrzeba przebywania z przyrodą oraz dążenie do możliwości fundowania sobie spokoju. Widzimy aktywnych działkowców, ogródki najrozmaitszych maści – od przydomowych arów do kubków ze szczypiorkiem, spontaniczne nasadzenia i dbanie o nieswoje przecież tereny. A niewidzialne łzy po wyciętych drzewach leją się do dzisiaj z niejednych oczu. Wszak miasto wyrosło z niegdysiejszych rolników, leśników i spora część społeczeństwa ma umiłowanie roli i lasu we krwi. Nie mogę, mimo bycia domorosłym badaczem, traktować ich z pozycji obserwatora. Ja także należę do tej grupy.
Słuchałem nie raz, najczęściej półlegalnie, udając oglądanie krajobrazu przez okno kolejowego przedziału, jak przybysze skądinąd oceniają Białystok. Praktycznie zawsze pojawiała się w ich słowach opinia, że jest zielony i jasny (nisko zabudowany). Śp. Ryszard Kaczorowski także zwracał na to uwagę, podkreślając, że stolica naszego województwa jest bodaj jedynym dużym miastem, w którym nie opuszczając lasu, można dojść z obrzeży do centrum. Traktował to jako atut. Wydaje się to potwierdzać istnienie powszechnie tworzonej „zielonej" mentalności.
Dlatego też przyłączyłem się do wyrażenia nagany dla Miasta za politykę przestrzenną ostatnich lat. Następuje wyraźna, systematyczna redukcja terenów zielonych, zastępowanie solidnych drzew wątłymi trawkami, ale częściej ulicami, blokami i kamiennymi posadzkami. W „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego”, dokumencie wyrażającym strategię przestrzenną miasta, widnieje buńczuczna zapowiedź „docelowego nadania miastu niepowtarzalnego, wyróżniającego go spośród innych miast charakteru”. Gdy zapytałem urzędnika, jednego z autorów, jaki to „charakter” ma zostać wydobyty – nie wiedział; twierdził że charakter powstanie po wielu latach, ale jaki? nie wiadomo – zapewne „jakiś”. Zapisy Studium i doświadczenie obecnych rządów dają marną nadzieję, że nie będzie on użyźniony trupem miasta zielonego i jasnego.
Niejedna mądra głowa potwierdzała w dobrzej wierze i serdecznej życzliwości, że Białystok, chcąc się rozwijać na zewnątrz, a nie tylko dusić w swoim sosie, musi być w jakiejkolwiek dziedzinie charakterystyczny, utożsamiany z czymś wyjątkowym. Na razie jedyne, co bezsprzecznie zasługuje na miano „tylko nasze” (prawie), to festiwal muzyki cerkiewnej i centrum balonowe. A tak łatwo przecież przywrócić równowagę urbanistyczną i kilkoma decyzjami odpowiedzieć na to co czujemy – chcemy więcej zieleni i spokojniejszego ruchu ulicznego – i zyskać pożądany charakter. Łatwo oczywiście tylko dla nas, nieuwikłanych w interesy tych, co chcą na każdym metrze kwadratowym wykopać studnię z pieniędzmi.
Wykorzystując liczne jeszcze atuty, spore zasoby roślinności, puszczańskie otoczenie oraz markę Zielonych Płuc Polski, bez trudu wypromowalibyśmy się w świecie jako ich faktyczna stolica. … A i nam żyłoby się wygodniej i zdrowiej.
Komentarze opinie