
Jak się tak logicznie przyjrzeć, żałoba narodowa stała się nie najwyższych lotów instrumentem zapewniania gawiedzi tematów do rozmów. O żałobie narodowej, jak się wnikliwie przypatrzeć, decydują nie władze kraju, lecz media. Doskonale to widać na ostatnich przykładach.
Spróbujcie samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, o czym przed pogrzebem pana Adamowicza , prezydenta z Pomorza, trąbiłyby media, gdyby zszedł był – powiedzmy – na powikłania cukrzycowe. Czy dzień i noc przypominano by jego postać, ogłaszano wszem i wobec każdy detal z pasma zwyczajowych etapów pogrzebu, czy dwa dni styczniowe uchwalono by narodowym czasem smutku, a w Białymstoku odwołano poloneza maturzystów na Rynku Kościuszki?
Według mnie nie. Jeszcze przed „z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” każda stacja telewizyjna i radiowa i blogerzy zajęliby się tym, czym zajmą się kilka dni po – licytacją i spekulacjami, kto w takim razie zajmie miejsce dotychczasowego włodarza. Pan Adamowicz nie byłby wtedy aż tak wartą czasu antenowego postacią, żeby poświęcać mu tyle uwagi co teraz. Wiedzielibyśmy, że zmarł, poinformowano by nas o pogrzebie, skrupulatnie wymieniono by persony uczestniczące w pochówku, ale nie 24 godziny na dobę, i równolegle z rozpoczynającą się już kampanią wyborczą. Powiedzmy sobie szczerze – w tej chwili nieboszczyk jest tym samym Adamowiczem. Zasługującym zapewne na wzmianki w ogólnokrajowej prasie... i rychłe przejście nad jego nieszczęściem do porządku dziennego. Tak się to zwykle dzieje.
Gdyby kraj zasnuty był kirem w spokojniejszych okolicznościach zgonu prezydenta Gdańska, uznać trzeba by było majestat Adamowicza, heroizm, wyjątkowość i niezastąpialność. Ale raczej by tak nie było. Zatem jeśli nie człowiek był mega-wielki, to co świętujemy? Ano sposób zejścia, nietuzinkową formę, pieścimy nasz wewnętrzny wstrząs. Podobnie jest w żałobach po tym, gdy śmierć poniosą zwykli ludzie, ale za to kostucha wykaże się rozmachem lub nieszczęśnicy zginą w wyjątkowo paskudny sposób. 12 ofiar w kopalni – ciach! żałoba narodowa. Gdyby tego dnia zginęło 12 górników, ale każdy w innym miejscu, żałoby by pewnie nie było. Jeśli zaś 12 pracowników przypadkowych zakładów, nikt nawet nie drgnąłby, powtarzając codzienny rytm życia, bezrefleksyjnie jak co rano oblewając kanapkę keczupem i robiąc miny do lustra przy płukaniu ust.
Mechanizm jawi się następująco. Ktoś ginie na tyle intrygująco, że staje się tematem medialnym, mielonym bez ustanku. Dla dostawców informacji to woda na młyn. Wiedzą, że gawiedź to kręci. Skoro bez przerwy trajkoce się w telewizjach o jakiejś sprawie, to władza takie rzeczy zauważa. Powodów, żeby włączyć się w trajkotanie jest kilka: rzeczywiście spostrzeżenie, że kogoś spotkało nieszczęście, chęć pokazania jak bardzo rządzący współczują i są z narodem, okazja do darmowego wejścia na antenę. W bieżącym wypadku znaczenie ma też funkcja Pawła Adamowicza. Gdyby zasztyletowano inżyniera, też bym to przeżywał. Przypuszczalnie nie mniej niż inni prezydenci, samorządowcy, przedstawiciele władzy swojego kolegę po fachu. Wyobrażenie, że ten ktoś był taki jak ja, wywołuje spore emocje (a jeśli psychopaci teraz zaczną dźgać innych prezydentów?). Tym tłumaczę wytężoną solidarność i przy okazji budowanie patosu funkcji wybieralnych. My zaś siłą rzeczy włączeni jesteśmy w uroczystości – media grzeją temat, politycy angażują się i zarządzają ze swojej strony specjalne obchody, ludzie emocjonują się zdarzeniem i komentują w rozmowach.
Jakby się tak jednak zastanowić, dla naszego życia, takich zwykłych ludzi, większe znaczenie niż śmierć Pawła Adamowicza, ma tegoroczny śnieg. Dużo większe. Prześledźcie swoich kilka ostatnich dni i wpływ obu czynników. Dziesięciu odchodzących z padołu Adamowiczów nie spowoduje u nas, zwłaszcza na Podlasiu, zauważalnej zmiany.
Mam wrażenie, że żałoba narodowa jest dewaluowana. O umierających znakomitych profesorach nie słyszy się, narodowo nie wyraża się żalu po wybitnych naukowcach, zdolni generałowie odprawiani są z tego świata krótkimi wzmiankami. Najbardziej przykre jest to, że gdyby ktoś z nich zginął spektakularnie tragicznie, dopiero wtedy miałby szansę na zwrócenie na siebie uwagi społeczeństwa i sprowokowanie publicznej reakcji rządzących. Bowiem obecnie częściej o żałobie decyduje nie kto zmarł i jaką tym spowodował stratę dla kraju, ale jak umarł. Czy nie nazbyt pospolicie, czy nie za mało medialnie.
(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ black-white)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie przeczytałam tego do końca. Dziwi mnie, ze jako dziennikarka snujesz takie gdybanie. Prezydent został dzgniety trzy razy nozem podczas akcji charytatywnej. Dzgniety wśród kwestujących ludzi. To jest absurdalne porównanie z cukrzyca. Ohyda. Miesiecznice smoleńskie były spoko, c'nie? Tez możemy poporownywac i pogdybac. Kazda smierc tragiczna boli bardziej, wyobraznia Ci tego nie podpowiada? Adamowicz był postacia publiczna, lubianym prezydentem. Czego nie rozumiesz w szumie medialnym wokół tej śmierci?
Obrzydliwe. Ten tekst to bełkot sfrustrowanego człowieka. Kim ty w ogóle gościu jesteś żeby oceniać Adamowicza? Zamordowano prezydenta miasta. Zamordowano. Nie umarł ma "powikłania cukrzycowe ". Zamordowano go w zimny, wyrachowany, zaplanowany sposób. Więc przestań podlizywać się PiSiorom. Liczysz na miejsce przy korycie?
No ślicznie, no super. Bardzo ładnie ten artykuł wplata się w debatę publiczna nt. mowy nienawiści ... i nie zmarł, czy umarł, tylko został zamordowany podczas wykonywania swoich obowiązków wynikających z piastowanego stanowiska - taka subtelna różnica "redaktorze" Gie Żet ...
Zgadzam się, że to co się działo po śmierci Adamowicza to farsa. Robiono wszystko aby przykryć nieudolność policji i systemu więziennictwa, która spowodowała tę tragedię. Ale nikt nie robi żałoby po 45 tysiącach ofiar brudnego powietrza rocznie, czy 3.5 osób zabitych przez kierowców na drogach. Włączynie syren w Białymstoku dodatkowo spotęgowało farsę i wywołało stres u starszy, nieświadomych niczego osób.