Od dawna powtarzam, że kibicowanie to patologiczna bucerka. Przy okazji trwających właśnie zimowych igrzysk zdania nie zmieniłem. Przeciwnie. Utwierdziłem się w przekonaniu, że trzeba być debilem, żeby być kibicem. Powodów i dowodów jest co najmniej kilka.
Pierwsze (za Gajosem) primo: sport jest nudny. Jedni biegną, inni skaczą, jeszcze inni jeżdżą zygzakiem. Wszyscy na nartach, w oklejonych reklamami, infantylnych kombinezonach. A jak nie jeżdżą na nartach, to jeżdżą na łyżwach. Jedni ładnie, inni szybko, a jeszcze inni z kijem na wierzchu. Jak na wydarzenie, które dzieje się raz na cztery lata i niby się go wyczekuje, to strasznie mało urozmaicona opcja - przyznacie. W dodatku jeździ się zwykle po takim samym (podobnym) torze, a jedyna różnica to kolor rzeczonych kostiumów, podobnych produktom firmy Durex. Plus nasz ulubiony, narodowy sport - skoki narciarskie... Chcecie, to za 1/10 kosztu organizacji takiego konkursu - durnego, bo wszyscy z jednego miejsca skacza w drugie i się pałują, kto skoczył kawałek dalej - ja osobiście Wam poskaczę. Z jednego miejsca w drugie. Będziecie mogli zabrać głupie czapki i proporczyki.
Drugie primo: sport to przestrzeń działania kretyńskich narodowych emocji. Było już o tym kilkanaście hejterów wcześniej, ale warto powtórzyć. "Zdobyliśmy złoty medal". I pałowanie się. Nie wiem, jak Wy, ale ja medalu złotego jakoś nigdy nie zdobyłem. Chyba, że byłem pijany i nie pamiętam. Więcej - nie znam Kamila Stocha, ani Justyny Kowalczyk. Są mi równie obcy, jak Marit Bjoergen, czy Thomas Morgenstern, albo ten Japończyk, co zaraz będzie wskutek starczej demencji skakał w odwrotnym kierunku. Że moi "rodacy"? No tak, mówią po polsku, ale pochodzą z miejsca, w okolicy którego byłem raz w życiu. Podobnie jak raz w życiu byłem w Ankarze i Stambule. Czytajcie: przeciętny Turek jest mi równie bliski, co polscy złoci medaliści. Tak samo, jak Wam. Więc jakie "zdobyliśmy"? Chcesz mówić "zdobyliśmy", to zdobądź. Ale przecież wolisz chlać przed telewizyjnym ekranem browara, głaskać się po pękatym badziochu i udawać, że sport to dla Ciebie rzecz istotna. A prawda jest taka, że kibicowanie to po prostu jedna z tych małych, żałosnych rzeczy, które przykrywają fakt, że Twoje życie jest nudne, smutne i mało wartościowe.
Trzecie primo: masowa psychoza. Pomijając punkt drugi: jestem nawet skłonny wierzyć, że kogoś dana dyscyplina interesuje. A bo może onegdaj ją uprawiał. A bo może ma jakiś inny głupi powód. Ale czemu wszyscy czepiają się curlingu, że nudny, skoro nie jest ani trochę nudniejszy od innych zimowych sportów? Wręcz ciekawszy jest. Dla mnie w całej tej nudzie jest na pudle obok hokeja i tej nowej dyscypliny, że się sportowcy wywracają i robią sobie krzywdę. Nie to jednak jest sednem. Sednem jest tępota moich (idę w zakład że nie tylko moich) znajomych, którzy z powodu jakiejś intelektualnej biegunki (przy biegunce - przypominam - ilość nie przechodzi w jakość) postanawiają obesrać (nomen omen) mi facebookowego walla komunikatami o tym, że ktoś tam coś tam wygrał i że mu gratulują. Nic to, że każdy kto nie jest intensywnie niedorozwinięty i nie mieszka w białoruskiej puszczy od kilku godzin, albo minut słyszał/czytał już o tym w mediach kilka razy. Oni swojego kleksa i tak puścić muszą. I pół ściany mam w intelektualnych fekaliach. Dlaczego to robicie? Z głupoty? Wiedzeni nadzieją, że sportowiec, któremu gratulujecie co zrobi? Podziękuje, łapę poda? Przyśle w ramach suwenira gacie, w których zdobywał medal? Relikwii się domagacie? Kłak ze skarpety Stocha? Listek po środkach przeciwbólowych Kowalczyk? Chcecie mieć coś na stoliczku, to se postawcie paprotkę.
Czwarte primo: zachwianie zdrowego rozsądku. Pałujecie się medalami Stocha i wszędzie naokoło opowiadacie jaka to z nas potęga wskokach narciarskich. Może i potęga. Tylko co z tego? Gdyby jakiś kraj był potęgą w układaniu kostki Rubika zrobiłoby to na Was wrażenie? Pewnie nie, bo co to za frajda, kostkę układać. No więc uświadomcie sobie raz i na zawsze, że skoki narciarskie, to niszowy sport w którym udział biorą anorektycy. Żadnego znaczenia i wagi nie ma. Powagi również. Powody w punkcie pierwszym.
Piąte primo: sport szkodzi. Albo się człowiek wywróci, albo pogruchocze łeb, jak skoczy i źle wyląduje, albo sobie w trakcie kości stopy połamie. Czytelny to dowód, że kto uważa, że sport to zdrowie, jest idiotą. Dodatkowo większość dyscyplin wymaga brania środków dopingujących. Tu jestem za, bo wszelakie środki psychoaktywne lubię i cenię. I zawsze, jak ktoś coś zażywa, to mi jakoś miło na sercu. Ale dla sportowca sport to praca. A byliście kiedyś naćpani w pracy? Słaba atrakcja. Lęki, nerw. A nerwy szkodzą zdrowiu. Sport szkodzi. I na ciało, i na ducha.
Szóste primo: klaszczecie u Rubika Putina. Czyli swoim entuzjazmem propsujecie faceta, który właśnie obiecał sąsiadom hajs, jeśli zrobią u siebie wojnę domową. Propsujecie obyczaj, żeby bandzie chciwych dziadów (czytaj MKOL) rzucać ochłapy w postaci luksusowych willi na jakimś atrakcyjnym ciepłym wygwizdowie w zamian za to, że jak car sobie coś wymyśli, to będzie jak car sobie wymyślił. Propsujecie korupcję, kolesiostwo, gwałt na fair play i tak dalej.
Siódme primo: nie chce mi się nawet sprawdzać, ile godzin transmisji z igrzysk mieliśmy w polskiej telewizji. Sami sobie sprawdźcie. I pomyślcie, że zamiast jak debile siedzieć przed telewizorem, mogliście pić wódkę, czytać książki, spotykać się ze znajomymi, uprawiać seks, albo brać narkotyki. Łyso Wam teraz trochę? Ale nie martwcie się. Putin też łysy, a przecież car!
Komentarze opinie