Strasznie śmieszy mnie pewien dowcip. "Czym różni się dziewczyna z miasta od dziewczyny ze wsi? Dziewczyna z miasta ma w pępku kolczyk, a dziewczyna ze wsi - kleszcza". Trochę stało się to przyczynkiem do rozkminy. Zacznijmy jednak od mojej próby replikacji dowcipu. "Czym różni się porno amerykańskie od polskiego? W amerykańskim dziewczyna penetruje się bananem, w polskim - kartoflem". Ale tak serio - specjalnie dla Was postanowiłem spenetrować (nomen omen) polską scenę porno w aspekcie modowo-wnętrzarskim. Poniżej moje obserwacje i wnioski.
Nic nowego w stwierdzeniu, że znane jeszcze z końcówki lat 90., fabularyzowane pornole są dzisiaj w odwrocie. Jenna Jameson nie gra już uwodzonej przez satyra dziewicy, strażaczki, czy stewardessy. W porno rządzi gonzo. Czyli niepotrzebna jest fabułka spod znaku wytwórni Vivid. Na ekranie ma być seks. Sam seks. Jak najbliższy naturce dodatkowo i możliwie hardcore"owy. Czyli raczej nie sztuczne cycki, czyli żadnych jachtów, czyli najlepiej młode naturalne dziewczyny, ślina i inne płyny ustrojowe. I dobrze, bo jak chcę fabuły to mogę przecież puścić nie-porno. Fikoły takie kręci się oczywiście gdzieś po malowniczych kalifornijskich albo las-vegańskich condo"ach, to jest parterowych domkach w minimalnym estetycznym wykończeniu, z widokiem na basen w ogródku, palmę u sąsiada i wzgórza na horyzoncie.
W Polsce nurt fabularnego porno, którego bogiem był niejaki Jack Malibu zdechł, zanim rozwinął skrzydła. Uzasadnione to, bo wszak rynek mniejszy i filmy te kręcone były zwykle przez firmy wydające świerszczyki, a te - jak i inne tytuły prasowe (prasowe, bo taki "Cats" miał nr. ISBN) - przeżywają kryzys. Trzeba było więc znaleźć nową metodą na to, żeby rodacy mogli patrzeć, jak robią to inni rodacy. Dedykowaną Internetowi. Pionierami byli tutaj ludzie odpowiadający za strony z podrywaniem w nazwie i spokrewnione. Choć rzeczeni ludzie z czasem poczęli się zmieniać. Jak i sam content tych filmów.
Home sweet home
Najpierw wnętrza. Jasne, że nikt nie będzie budował sobie specjalnego studia. Raz, że to drogie. Dwa, że skazuje albo na kręcenie ciągle w tym samym wizualnie środowisku, albo na urządzanie go w kółko na nowo, co znów generuje koszta. Lepiej więc wynająć pokój na godzinkę. Co zaś w tych pokoikach, to się w głowie nie mieści. Normą jest charakterystyczny niski stolik z drewna lakierowanego na wzór klasycznego i popularnego w schyłkowym PRL-u kompletu mebli "Puszcza". Z racji, że stolik niski, a pokoik niewielki, dostawia się do owego krzesełko w podobnym klimacie. I jakoś jest. Kiedy natomiast przychodzi dziewczyna i trzeba drugiego krzesełka, polskie porno ratuje się dostawką w postaci krzesła ogrodowego. Porządne łóżka są rzadkością - znów z przyczyn przestrzennych. Dymanie po polsku odbywa się więc na tapczanach, fotelach, które latami błagają o tapicera. Oraz na kocach, które większość z nas wozi w bagażnikach. Bo elegancka pościel też kosztuje, a za pranie pościeli przydzielonej na miejscu trzeba czasem dopłacić.
Przed dymaniem musi nastąpić króciutka scenka uwodzenia i rozbierania. Uwodzi się na wódkę i colę, pitą z charakterystycznych niskich szklanek, które w latach 90. były polską odpowiedzią na szklanki do whisky. Kiedy cola zostanie nadpita, odstawiamy ją obok wyschniętych paluszków, których nikt nie rusza, aby twarde resztki nie powbijały się tej drugiej osobie w organy rodne. Za oknem szarzyzna polskich pól i małych miejscowości. Żadnych palm, żadnych wysokościowców. Motele poza miastem są tańsze, niż hotel w centrum, reguła jest więc rosochate drzewo, drobny sprzęt rolniczy, reklama blacharza/lakiernika, siatka ogrodzenia giełdy warzywnej, albo post-PGR-owskiego bloku. W trakcie rekonesansu zdarzyło mi się zobaczyć nawet film, w którym do okna przyleciał pies i chwilę wpatrywał się w scenę seksu. Ironia, że grana była akurat pozycja "na pieska".
Z czasem w tej materii trochę się poprawiło i w mocno już współczesnych polskich pornolach widzimy eleganckie wnętrza mieszkań raczej miejskich. Nie jest to jednak objaw cywilizowania się polskiej pornografii, ale cwaniactwa. Wprawne oko zrazu wychwyci, że w tych wnętrzach jest zawsze bardzo minimalnie. Tak, jakby... nikt w nich JESZCZE nie mieszkał. Podpytałem, gdzie wypadało i faktycznie - warto znać Edka, co się zajmuje wykończeniówką, bo zawsze znajdzie się apartamencik pod klucz, w którym przed oddaniem właścicielowi można sklecić scenkę. Weryfikacja jest trudna, a nawet jeśli ktoś zauważy, że w jego nowym mieszkaniu nakręcono trzy waginale, oral i dwa anale, nie pobiegnie z tym na skargę, bo przecież musiałby się przyznać, że z jakiegoś powodu tych anali, orali i waginali w sieci szukał. Tym niemniej, jeśli kupujecie wykończone mieszkanie...
Osoby dramatu
Jeszcze kilka lat temu w polskim gonzo normą były brzydkie panienki, które miewały niedomyte włosy, pryszcze na twarzy do poziomu parcha. Bywały istną feerią zaburzeń ortodontycznych i logopedycznych. A że rekrutowano je raczej po głębokiej prowincji, niekoniecznie sprawnie posługiwały się językiem polskim. A przynajmniej nie były językowymi fechmistrzyniami. Moją ulubioną anegdotką w temacie był (poza znanym z nocnej telewizji słówkiem "haucz!") pojawiający się nieraz tryb rozkazujący "je*aj mnie". Pomijam już oczywiste niezręczności związane z mówieniem brzydko po polsku. Dobrze trzeba się w naszym języku napocić, żeby nie zabrzmieć a to karczemnie, a to infantylnie. Sam miewam z tym problemy, a zdawałoby się, że słownik mam nienajszczuplejszy.
Laski ze starego polskiego porno miały wyblakłe tatuaże robione w poprawczaku, cechował je bazarowy szyk i fakt, że zawsze zniesmaczone wypluwały. Wraz z rozwojem naszego gonzo dziewczyny stawały się jednak bardziej zadbane, nieraz szykownie wytatuowane, a przepustowość ich przełyku wyraźnie się zwiększyła. Do tego stopnia, że patrząc na stan obecny ciężko mieć jakieś większe zarzuty.
Problemem są za to faceci. Ongiś regułą był chłopiec w dresie, który zaliczył kilka tygodni na siłce, brakło mu jedynki, ale nadrabiał odstającymi uszami. W tle ars amandi tarzały się więc adiki, dresik, albo jeansy z tych najjaśniejszych (kupienie takich jeansów to pewna deklaracja przynależności - nadal!), bluza Pumy z hurtowni podróbek w podwarszawskich Markach. Fryzjersko było zwykle na zero. Wiadomo - po prowincji może nadal szaleć wszawica. Albo na zapałkę. A jak już włoski były dłuższe, obowiązywały zakola i nadmiar żelu, czyli fryzura na tzw. wykąpanego kota.
Wykąpany kot się utrzymał. Ilość godzin na siłowni wzrosła, a dresik zniknął. Próżno jednak szukać gajerka, czy hipsterskiego stylu. Panuje lans na siłkę, czyli obcisły biały podkoszulek, ewentualnie t-shirt z jakimś przypadkowym logo kupiony w outlecie. Na kolosalnych łapach jak to zwykle u dresa bywa, musi być tribal. Bo jak tribale w takich Stanach są domeną modern primitives, tak u nas zostały kompletnie zawłaszczone przez dresiarzy. Przeciwko czemu nic nie mam. Tribal - ang. plemienny. Więc wszystko się zgadza.
Machismo cieknie z tych klocków jak ropa ze wrzodu. Sceny dymania i seksu oralnego w ich stronę są mocno wyeksponowane. Minetki zredukowane do minimum, albo nie ma ich w ogóle. Podrywa się nadal na colę, ale tym razem z lepszą wódką. Czasem nawet whisky. Nie pije się też piwa z Biedry, ale co najmniej Desperadosy. Zmieniła się też odrobinę nawijka. Miejsce podmiejskich plugastw zajął lans na przedstawiciela wolnego zawodu, specjalistę, i tak dalej. Na stole musi być otwarty lap. Panienka, która zostanie uwiedziona przychodzi nie do kolegi, ale do architekta, nauczyciela, konsultanta. Chwila tej nawijki starcza jednak zwykle, by zweryfikować, że bohater żadnym z powyższych nie jest. Zna się za to na pewno na świńskich odżywkach dla koksów i potrafi bez klucza otworzyć każdy samochód.
Pewien impas panuje za to w wielkości członka. Co znów - nie jest zarzutem, bowiem aktor na planie pornola (zakładamy, że konsumentami owych nadal są głównie mężczyźni) ma mnie, Ciebie, Was, reprezentować. Gdyby miał fujarę tak wielką, by nią grozić olimpijskim bogom, moglibyśmy oglądając mieć dysonans i problemy z wcieleniem się w jego rolę. Novum są za to łoniaki, czy raczej ich brak. Ongiś każdy oral kończył się zapewne dla dziewczyny nitkowaniem uzębienia. Dziś panowie mają włoski trymowane. A niektórzy nawet na zero. To świadectwo postępu.
Patrzę sobie na te polskie pornole i uderza mnie jednak jedno. Od czasu klasyków polskiego kina, jak "Jaś i Małgosia", "Polskie wesele" (gdzie występowała bodaj jedyna przyzwoita podówczas wizualnie aktorka, tj Mayara), czy "Rąbania w tartaku", minęło 10-15 lat i owszem, mniej jest odrobinę siermięgi. Jedno się za to nie zmienia. Kiedy patrzymy na pornole amerykańskie, czy francuskie, wszystko wygląda płynnie, fachowo. U nas jakby te stawy biodrowe jakieś dysfunkcyjne, otwory jakby niedrożne, albo skrzywione anatomicznie. Bieda ekonomiczna widoczna dawniej może minęła. Nie minęłą jednak bieda sprawnościowa. Co może czyni z naszego porno rzecz etniczną. I przy tym jakoś urokliwą, ciekawą. Siedziałem wpatrzony w te filmy kilka godzin. Amerykańskie znudziłyby mnie po 1/3 tego czasu.
Komentarze opinie