Będzie o Durczoku. Choć nie tylko. Będzie o środowisku. Choć nie tylko. Będzie i o Was. I się Wam to nie spodoba.
"Sprawa Durczoka" jest chyba wszystkim znana. Ot, najpierw znany tygodnik ciążący ku określeniu "szmatławiec" publikuje artykuł z wypowiedzią anonimowej dziennikarki, która skarży się na mobbing w pewnej stacji telewizyjnej. Tu - poza zdroworozsądkową konstatacją, że przecież takowej dziennikarki może w ogóle nie ma - bo jest i taka możliwość - nie mam zarzutów. Jeśli faktycznie KD robił, jak jest opisane, niech go piekło pochłonie (piekło w sensie: system penitencjarny). W tym temacie bronić go nie zamierzam. Ważne co stało się później.
Rzeczony tygodnik, którego rednaczem jest obecnie znany bandyta (2 lata i 3 miesiące za wymuszenie rozbójnicze, wyrok prawomocny, pozew my ass), co piszę poniekąd odbijając piłeczkę redakcyjnych metod, rozkręcił jednak hejta na Durczoka publikując feerię domniemań, potwarzy, a dodatkowo z entuzjazmem masturbanta fotografując wszystko co było dookoła. Powiecie, że "dobrze chu****". No właśnie zupełnie nie.
W mieszkaniu, które - wedle domniemania - było areną erotycznych i narkotykowych ekscesów Durczoka sfotografowano wiele różnych rzeczy. Przeanalizujmy po kolei te cztery najważniejsze.
1) Torebki ze śladami białego proszku. Teoretycznie mógł to być i cukier puder. Choć nikt rozsądny pewnie takiego założenia nie poczyni. Ok, to akurat jest wbrew prawu. Z tym, że raz: osobiście jestem za całkowitą legalizacją wszystkich substancji z tych okolic. Dwa: kto nigdy nic nie palił, ani nie wciągał, niech pierwszy rzuci kamień. Czego nie rozumiem, to z kolei fakt, że zamiast raczyć się, jak bogaty człowiek, koksem, Kamil sprowadzał sobie syrop z pochodną amfetaminy z Reichu. Ale ok, o gustach się nie dyskutuje.
2) Połamane SIM-y z telefonów. Tu tłumaczenie niepotrzebne. Macie dziewczynę/żonę/chłopaka/męża? Chcielibyście, żeby jakiś skazany za wymuszenie typ, a potem cała Polska czytali, że piszecie o Waszych planach wieczornego seksu (ze szczegółami), albo o hemoroidach, czy tym, że herbatę gotujecie na wodzie po pierogach? No właśnie. A mówimy o facecie, który nieraz rozmawia z ważnymi krajowymi politykami. Często wyciąga informacje anonimowo, etc... Dalej o tym nie ma chyba sensu.
3) Buty na szpilce. Z podpisem, że w nietypowym dużym rozmiarze. Czytajcie: Kamil lubi przebrać się za kobietę. Tu już jest grubo. Bo raz... żadnego w tym znamienia przestępstwa nie znajduję. Dwa: o ile dzięki osobom takim, jak Anna Grodzka, do transseksualizmu się jakoś przyzwyczailiśmy i rozumiemy, że dla osoby na ów cierpiącej jest to realny dramat etc., tak posądzenie o transwestytyzm, a więc przebieranie się i to w celu seksualno-rekreacyjnym jest bodaj największym hardem, jakim można pojechać faceta. Bo raz: wygląda to absurdalnie. Dwa: skoro za kobietę, to pewnie lubi się teges z facetami (a wcale nie jest to zasadą), więc jest też pedrylem. Trzy: jeśli odrzuca (choćby na chwilę) pierwiastek męski, zdobywczy, to pewnie ma jakieś zaburzenia, albo jest nie-męski w znaczeniu: melepeta, ciapa i kilka podobnych, acz poważniejszych. Grubo. I mocno nieetycznie. Bo pozamerytorycznie.
4) Zabawki bdsm. Knebel, linki jakieś, (chyba) kajdanki, bdsm porno... W momencie, kiedy Grey rozbił polski (i amerykański) box office to już w ogóle wyjątkowo paskudna sprawa. Bo albo jest fajnie i po kinie idziemy kupić zabawkę, otwieramy się, mamy fantazję, zaczynamy dyskutować o seksie. Albo jesteśmy nadal zalęknionymi kołtunami rżnącymi się po ciemku. W pierwszym przypadku nie rozumiem oburzenia. W drugim rozumiem, ale i współczuję serdecznie oburzonym. A że facet zabawki miał PRZED rzeczonego Greya premierą, to akurat świadczy o nim tylko dobrze. Dobrze? Tak, bo może w temacie nie ma pobieżnej, a pogłębioną wiedzę. I zaręczam - wiem co mówię. Dowód kawałek niżej.
Wszystkie te rzeczy dokładnie obfotografowano, co miało wywołać kilka myślowych procesów. Transwestyta, a więc nad-pedał. Już samo to podkopuje w naszym homofobicznym społeczeństwie autorytet. Sadomasochista. Czyli agresywny w łóżku. A więc może i agresywny seksualnie w pracy? Knebel uprawdopodabnia mobbing. Ale czy na pewno? A jeśli to ona Kamilowi zakładała knebel, a nie odwrotnie? Eeee? Co wtedy? I jak się "agresywny seksualnie" ma do "uległego transwestyty"? Też coś nie halo. Inna rzecz, że nawet jeśli to on jej knebel zakładał... Czy to znaczy, że koniecznie przenosił łóżko do pracy? Czy którakolwiek z osób, które przez lata ze mną współpracowały powie, że byłem w stosunku do niej agresywny seksualnie w pracy? Tak, myślałem. A więc da się.
Całość fantów w mieszkaniu, nosząca obecnie miano "stolika hańby" wywołała reakcję Karoliny Korwin Piotrowskiej, Kuby Wojewódzkiego i Andrzeja Saramonowicza, którzy dzień później upublicznili - zazwyczaj satyryczną - zawartość swoich stolików. Nie w geście solidarności z Durczokiem-może-mobbingującym, ale z Durczokiem, który - jak każdy z nas - ma prawo do prywatności. Na Facebooku zrobiłem to i ja. A, że nie przywykłem do podwójnych standardów moralnych, macie - cieszcie oko. Dodam, że tylko dwa przedmioty na zdjęciu nie mają dla mnie jasnego zastosowania seksualnego. Możecie sobie pozgadywać, które. Ale pamiętajcie, że pewne rzeczy zaczynają i kończą się w głowie. Wasza nie jest wyjątkiem.
W ostatnich tygodniach nie tylko Durczoka chciano dojechać seksualnością. Prawactwo wzięło się za Annę Grodzką, swoją drogą osobę przepiekielnie sympatyczną, kompetentną, aktywną i merytoryczną, próbując podważać jej transpłciowość, wmawiać sypianie z kobietami i - co z mojej perspektywy akurat chyba najbardziej hańbiące - chodzenie w dresie. Czyli popyt jest. Żeby zajrzeć pod kołdrę, w spodnie, w majtki. A to się okaże, że nie ma siurka, a to, że nie ma na przykład... napletka. Sfera seksualna nadal jest u nas tabu, nadal podchodzimy do niej z mentalnością kołtuna z (najwyżej) klasy średniej. Oglądamy przeróżne, najbardziej nawet hardcore"owe pornole kompulsywnie waląc przy tym konia, ale publicznie kochamy żonę i dzieci i w dodatku tylko po ciemku (to zdanie tak wygląda celowo). Co bogatsi, co mroczniejsze fantazje realizujemy w burdelu.
Kiedy wracamy z kościoła, potajemnie marzymy żeby zajechać żonkę w czoko. Żeby posunąć szesnastoletnią córkę sąsiada. Żeby jakaś Herrin Buttenfick najpierw wychłostała nas do krwi, a potem zerżnęła sztucznym członkiem. Mamy zbereźne myśli na temat mijanej krowy. Ale tylko przez moment. Właśnie przekonujemy partnerkę do wizyty w swingującym klubie. O niczym z tego nie powiemy głośno. Za to na Durczoku psy powiesimy chętnie i z całej siły naszych płuc. A prawda taka, że nasze stoliki hańby wcale może by się tak od jego nie różniły. A może byłyby i bardziej bulwersujące. Tylko naszymi - niestety - nie interesuje się zupełnie nikt. Nawet pies z kulawą nogą. Taki peszek.
To, co zrobiono Durczokowi, niezależnie od jego przewin i pozostawiając kwestię domniemanego mobbingu na boku, jest zwyczajnym kurewstwem. I nic tu nie będę gwiazdkował. Kurewstwem. Kurewstwem, które wiele mówi o Latkowskim i jego kompanii. O naszym rynku medialnym. A wreszcie o społeczeństwie. Które jest u nas bandą kołtunów o inspirowanej Dulskimi podwójnej moralności. O żałosnym, godnym klasy średniej, pozbawionym fantazji życiu erotycznym. Z zazdrosnym ślinotokiem, kiedy wywęszy sensację, zachowanie niekoniecznie normatywne, skandalik, czy czyjąś słabość. Z potrzebami, popędami i chucią tak wypartymi, że muszą je realizować w skrytości zasłon, albo jeszcze lepiej - przez informacje, jak padlinę, rzucane przez bulwarówki. Jeśli ktoś więc z tego aspektu sprawy Durczoka ma właśnie uciechę, ja mam dla niego reality checka. W lustrze Durczoka przeglądasz się Ty sam, Czytelniku. I co? Nadal Ci do śmiechu?
Komentarze opinie