
- W dowodzie mam wpisane Marek, ale wszyscy od zawsze mówią Maciek – opowiada. Pan Marek prowadzi najstarszą siłownię w mieście. Codziennie jeździ rowerem.
Dziś pomimo opadów śniegu również przyjechał rowerem. Śnieg? W czym problem? Pan Marek ma lat 64 i jeździ rowerem, by kąpać się zimą na Dojlidach.
- Ćwiczyć na siłowni zacząłem w wieku lat 20. Najpierw w piwnicy na Nowym Mieście, potem w lokalu po ciężarowcach przy Wołodyjowskiego 8. Nie było tam nic. Nawet ławeczki robiliśmy sami. Tutaj na Konopnickiej 4 wszystko zaczęło się w 1979 roku.
- Był to czas, gdy w sklepach stał tylko ocet, skąd braliście sprzęt? - pytam
- Sprzęt? - śmieje się Pan Marek – Myśmy początkowo tu z kilofami przychodzili. Musieliśmy zrobić remont. Bo tu piece stały i węgiel trzymano po sam sufit. Ale Spółdzielnia pomagała i TKKF. Byliśmy jedyną siłownią w mieście. Jak ogłosiliśmy pierwszy nabór, to przyszło tylu chętnych, że się nie mogli pomieścić w największej sali.
- I co zrobiliście? Selekcja? - pytam
- Jakże tak wyrzucać chętnych do ćwiczeń? - dziwi się Pan Marek – podzieliliśmy ich na grupy. Każda trenowała innego dnia. Od 15:30 do 22:00. Poza sobotami. W soboty było zamknięte.
- A rano? Dlaczego nie byliście otwarci od rana? - pytam
- Rano każdy przecież pracował! - śmieje się Pan Marek – Dopiero od 1997 roku jesteśmy otwarci od rana.
- Panie Marku, widzę na sali jakieś opony, do czego służą? - pytam
- To sprzęt naszego Mistrza Europy – odpowiada Pan Marek – Mamy strongmana, Marka Czajkowskiego, Mistrz Europy do 105 kilogramów. Dźwiga naprawdę wielkie sztangi. I jak rzuca to się huk straszny robił. Ludzie się skarżyli. Mistrz kupił więc czekoladki i poszedł przepraszać na klatkę. My zaś położyliśmy opony, żeby nie hałasowało.
- Słyszałem jednak, że nad klubem zawisły czarne chmury – powiadam
- Niestety bardzo czarne – poważnieje Pan Marek – Ludzie odchodzą z naszej siłowni do fitness clubów. Zwłaszcza kobiety. Bieżnie, baseny, u nas tego nie ma. To miejsce dla prawdziwych twardzieli. Wpływy więc wciąż spadają. Próbowaliśmy ciąć koszty jak tylko to możliwe. Od wielu miesięcy wszyscy pracujemy tu społecznie. Sami sprzątamy. Ale to wciąż za mało. Czynsz w administracji, prąd, środki czystości. Tego uniknąć się nie da.
Pisaliśmy do rozmaitych urzędów. Ale odpowiadali „Bierzcie więcej za wstęp”. Jakże tak? Przecież tu do nas przychodzą dzieciaki, młodzież, nawet od Ojca Konkola byli i ja mam od nich pieniądze brać?
(Wojciech Koronkiewicz)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Można takich ludzi tylko podziwiać. Białystok to najgorsze miejsce w Polsce jeśli chodzi o pomoc w jakiejkolwiek działalności sportowej. No chyba że się jest pupilkiem truskawy, ale to nie dla wszystkich do zaakceptowania. Dlaczego takiej działalności nie wspiera miasto ??? Bo co nie opłaci się ? Lepiej żeby się młodzi ludzie degenerowali w knajpach na których zarabiają koledzy pą president?
Zgadzam się z tym co gość wyżej napisał. Był wcześniej też artykuł o białostockich pływakach których władza ma gdzieś.