
W sobotę przez białostockie ulice przeszedł malowniczy pochód, a w zasadzie kondukt. Ponad setka przedsiębiorców, ich rodzin oraz pracowników w milczeniu niosła symboliczne trumny, wieńce i znicze. A kiedy przeszli wokół centrum Białegostoku ustawili je na symbolicznym katafalku, złożyli kwiaty i zapalili świece. Jak na pogrzeb przystało. Kogo grzebano? Podlaską gospodarkę!
Protest zorganizowało Porozumienie Polskich Przedsiębiorców - Zjednoczony Wschód. Wspierali ją przedstawiciele Protestu Branży Drzewnej, kupcy z ulicy Kawaleryjskiej oraz wielu innych przedstawicieli drobnych biznesów. Niewykluczone, że byłoby ich znacznie więcej, ale zawinił niezbyt niefortunny termin protestu: sobotnie popołudnie, które dla wielu osób z biznesu to jedyna szansa na spędzenie wolnego czasu z rodziną. Mimo to kondukt zainteresował wielu białostoczan. A zdarzeniu towarzyszyło liczne grono dziennikarzy.
Przeciw czemu protestowali przedsiębiorcy? Przeciw bezczynności rządzących. Wskazywali oni, że padli ofiarą polityki państwa, które kompletnie nie interesuje się ich kryzysem, który trwa od ponad półtorej roku. Jednym z najważniejszych przyczyn tego kryzysu jest zamknięcie wszystkich przejść granicznych polsko-białoruskich w województwie podlaskim przy jednoczesnym pozostawieniu przejścia z tym krajem w województwie lubelskim.
- Rozumiemy przyczynę: walka z reżimem Łukaszenki i protest przeciw uwięzieniu dziennikarzy i Polaków mieszkających na Białorusi. Ale to działanie nic nie daje, a ofiarami zostają zwykli mieszkańcy. To Białorusini nie mogą przyjeżdżać do Białegostoku i okolic kupić towary codziennego użytku, i to białostoccy drobni kupcy tracą na tym. Nikt im tego nie rekompensuje w żaden sposób. Pomoc obejmuje tylko rejon leżący tuż przy granicy. Państwo i podlaska gospodarka traci na tym miliardy złotych rocznie - mówił Grzegorz Kapica z PPP.
- Nie damy pochować się żywcem, nie składamy broni, będziemy walczyć o ten region do końca. Żądamy otwarcia przejścia granicznego w województwie podlaskim. W Lubelskim przedsiębiorcy nie tracą na politycznej wojnie, to my jesteśmy jej prawdziwymi ofiarami - mówiła Ewelina Grygatowicz-Szumowska, jedna z liderek Porozumienia.
Demonstracji towarzyszyły okazałe banery "Stop rządowej blokadzie Podlasia"; "Nie damy się obecnej władzy - zamknąć, zabetonować, zapomnieć"; "Niech każdy w Sejmie wie, że Podlasie to nie Polska B - bieda, bankructwo, bezrobocie". Protestujący podkreślali, że akcja nie ma charakteru politycznego, ale antyrządowy.
- Nie popieramy żadnej partii i żadnych polityków tu nie zapraszaliśmy. I nie chcemy aby korzystali z naszego protestu. Chcemy sprawiedliwego traktowania przez rządzących - mówili organizatorzy protesty, przed którymi ustawiono dwie trumny. Pierwsza z napisame "Podlaska gospodarka", a druga z "Podlaska gospodarka zginęła tragicznie - 10 luty 2023 roku".
- Uczestniczymy w proteście, bo podlaska gospodarka ginie. Zamknięte przejście, moratorium na wycinkę drzew - to są decyzje rządu. Żądamy ich zmiany, bo przedsiębiorcy bankrutują, ludzie tracą pracę. A za chwilę to się odbije na innych branżach - mówiła Natalia Wysocka, studentka leśnictwa i liderka protestu branży drzewnej.
Za główną przyczynę kryzysu (i tego dotyczą ich żądania) to zamknięcie wszystkich przejść granicznych w województwie podlaskim (było ich trzy: Kuźnica, Bobrowniki i Połowce). Zamknięto je z powodu wojny hybrydowej prowadzonej przez Białoruś i Rosję oraz z powodu uwięzienia Andrzeja Poczobuta, działacza polonijnego z Białorusi.
- Geopolityka systematycznie niszczy nasz region, zamykając nam drogi rozwoju i pozostawiając nas na skaju przepaści gospodarcze. Nie damy pochować się żywcem, nie składamy broni, będziemy dalej walczyć o ten region do końca - mówili protestujący wskazując na dramatyczne spadki przychodów z handlu, usług, hotelarstwie, gastronomii, branży drzewnej, turystyce. Dodawali, że województwo z tych powodów wyludnia się szybciej niż inne regiony.
Politycy nie wypowiadali się o proteście. Wojewoda Jacek Brzozowski dodawał, że otwarcie przejść nie leży po stronie lokalnych władz i zależy od sytuacji międzynarodowej, której zmiana nie leży po stronie polskiego rządu. Zadeklarował, że podejmie wszystkie wysiłki, aby przejście mogło być otwarte dodając, że decyzje o zamknięciu granicy podejmował poprzedni rząd tworzony przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nie dodał, że obecny rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego wielokrotnie odrzucał możliwość otwarcia przejść wykluczając zmianę tej decyzji.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie