
Urząd marszałkowski województwa podlaskiego od ponad tygodnia funkcjonuje inaczej z powodu zakażenia koronawirusem. Bo najpierw jeden, później kolejny, a obecnie już siedmiu pracowników jest zakażonych, zaś ponad 50 pracowników musiało udać się na obowiązkową kwarantannę. Do tej pory przebadanych testami zostało ponad 400 urzędników i pracowników tego urzędu.
- Sytuacja została opanowana. Wszystkie źródła zakażenia mamy zdiagnozowane, a obiekty zdezynfekowane. Stwierdzono w sumie siedem przypadków zarażenia koronawirusem. Osoby te nie miały kontaktu z klientami urzędu – wyjaśniał w miniony poniedziałek marszałek województwa podlaskiego Artur Kosicki.
Jak dodał, zakażonymi pracownikami, od których zakazili się później inni, byli konserwator i pani sprzątająca. To dlatego wirus był obecny w różnych częściach urzędu marszałkowskiego. Pracownicy ci przemieszczali się po różnych pomieszczeniach wykonując swoją pracę. A przy tym nie wiedząc jeszcze zupełnie, że są zakażeni wirusem SARS-CoV-2. Z tym, że te osoby nie pojawiały się w miejscach, w których obsługiwano klientów urzędu.
Niemniej, w związku z taką sytuacją, trzeba było przeprowadzić badania laboratoryjne na obecność koronawirusa wśród pracowników urzędu marszałkowskiego. Jak poinformował marszałek Kosicki, to przede wszystkim sanepid i lekarze wytypowali pracowników z grupy ryzyka, ale zrobili to we współpracy z kierownictwem urzędu marszałkowskiego. Łącznie było to ponad 400 osób. Marszałek województwa podkreślił również, że duża skala badań wynikała z charakteru pracy, jaką wykonywały w urzędzie zakażone osoby. Za pomoc merytoryczną i logistyczną przy realizacji badań podziękował dyrektor Białostockiego Centrum Onkologii.
- Część tych badań zrobiła oczywiście Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Białymstoku, ale to jest ta część badań, która dotyczyła tych osób typowo objętych kwarantanną. A my objęliśmy tę grupę osób z potencjalnego kontaktu. I tutaj chcę podziękować pani dyrektor Białostockiego Centrum Onkologii, która nam pomogła logistycznie i też merytorycznie przeprowadzić tę całą operację, dzięki której teraz możemy wykonać to całe zadanie – mówił Artur Kosicki.
To niemal identyczna procedura, jaką poszedł także urząd miejski w Białymstoku i kierownictwo jednego z białostockich przedszkoli. Tam, gdy okazało się, że jedna z osób zatrudnionych jest zakażona koronawirusem, na badania skierowano wszystkich pracowników przedszkola. W miniony poniedziałek zwróciliśmy się do urzędu miejskiego z pytaniem o to, kto zapłacił za te badania, ale i kto na nie skierował. Bo prezydent ze swoimi zastępcami apelowali do rządu i marszałka o pieniądze na testy, zaś nie kryli zdziwienia, gdy wojewoda podlaski prośbę o przebadanie wszystkich nauczycieli w Białymstoku skierował do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku. Choć gdyby postąpił inaczej, byłby pierwszym wojewodą w Polsce od początku epidemii, który kierowałby na badania kogokolwiek nie posiadając ani wykształcenia medycznego, ani kompetencji w tym zakresie. W każdym razie obecnie oczekujemy na odpowiedź w tej sprawie.
Marszałek Kosicki natomiast wczoraj poinformował jeszcze, że po badaniach pracowników i dezynfekcji pomieszczeń, urząd wrócił do normalnej pracy i jest odpowiednio przygotowany na przyjęcie interesantów.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie