Temat zagospodarowania przestrzennego osiedla Dojlidy wzbudza zainteresowanie nie tylko jego mieszkańców. Żywo zainteresowani są również pracownicy zlokalizowanej ta terenie dawnych sklejek firmy Biaform. Ale warto poświęcić więcej uwagi temu tematowi jeszcze z tego względu, że ten przykład pokazuje jak na dłoni kierunki tak zwanego rozwoju Białegostoku, jak i traktowania różnych podmiotów.
Wczoraj opisaliśmy sposób dyskusji z mieszkańcami osiedla Dojlidy. Jednostronne przekonanie o swojej nieomylności, to już utarta śpiewka pracowników magistratu z włodarzami miasta na czele. Nie ma znaczenia co mówią ludzie i jakie są ich oczekiwania wobec tego, że będą korzystać długie lata z pewnych decyzji, które zapadną za chwilę. Ważniejsze są narysowane kreski na mapach przez kogoś, kto pochylał się nad planami rozwoju miasta około pół wieku temu. Mniej ważny jest kierunek współczesny oraz trendy i kompletnie inaczej ustawiona gospodarka. A już najmniej ważny jest sam aspekt życia w dzielnicy, która może kompletnie zmienić swój wygląd. Remontować stare domy? Nie remontować? Generalnie można mieszkać jak się komu podoba. A później w razie czego i tak się dom wyburzy.
Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę i przypominaliśmy, że to prezydent i urzędnicy są dla mieszkańców, a nie odwrotnie. Mieszkańcami są również pracownicy białostockiego Biaformu. Tym razem i oni postanowili zabrać głos, w ważnej, z ich punktu widzenia dyskusji. Najpierw pojawili się z pikietą pod urzędem miasta, później wzięli udział w publicznej debacie na temat pomysłów zagospodarowania Dojlid, na którym to osiedlu mają obecnie siedzibę swojej firmy. I o ile ich głos w tej sprawie można zrozumieć jako troskę o miejsca pracy i przyszłość rozwoju zakładu, o tyle sposób realizacji już nieco mniej. Tak czy inaczej, sposób dyskusji urzędników z tymi ludźmi i w tym przypadku pozostawiał więcej do życzenia niżeli przypominał jakiś dialog, prowadzący do wspólnego zalezienia rozwiązania, które byłoby satysfakcjonujące dla wszystkich.
- Od pięciu lat ubiegamy się o to, aby na terenie naszej fabryki mogło powstać osiedle mieszkaniowe i oczekujemy korzystnych decyzji. Chcemy sprzedać tereny, aby środki pozyskane w ten sposób przeznaczyć na budowę naszego nowego zakładu w innym miejscu. Ostatnim razem nie składaliśmy żadnych uwag do planów przygotowanych przez urząd miejski i to był nasz błąd. Pytam więc kto i w jaki sposób ocenia te uwagi i co się zmieniło, że zapewnienie, jakie otrzymaliśmy z urzędu miasta o tym, że będzie mogło u nas powstać osiedle mieszkaniowe, już jest nieaktualne? – pytał Bartosz Bezubik, przedstawiciel spółki Biaform.
- Uwagi są rozpatrywane przez zespół różnych fachowców. To między innymi drogowcy, sieciowcy, urbaniści, architekci i inni. Jako urząd miejski zawsze działamy na korzyść wszystkich, a nie konkretnego mieszkańca, inwestora czy przedsiębiorcy. Zawsze rozważamy interes wspólny – odpowiadała szefowa departamentu urbanistyki – Agnieszka Rzosińska.
Ta odpowiedź jednak kłóci się z tym, co mieszkańcy osiedla widzieli dużo wcześniej. Na jednym ze spotkań ówczesny szef urbanistyki w mieście – Piotr Firsowicz, posiłkował się wizualizacją przygotowaną przez jednego z białostockich deweloperów. Pokazywał więc jak Dojlidy będą wyglądać po przebudowie, oczywiście uwzględniając budowę osiedla mieszkaniowego i bloków w miejscu fabryki dawnych Sklejek.
Ten aspekt właśnie rzuca także cień na żądania pracowników Biaformu. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że na ogromnej działce nie będzie miejsca na rozbudowę zakładu. I gdyby w odpowiedzi na zadane przez nas pytanie padła odpowiedź choćby o korzyści podatkowe wynikające z możliwości przeniesienia się na przykład do którejś specjalnej strefy ekonomicznej, byłoby to jeszcze zrozumiałe. Ale w tym temacie o takich kwestiach nikt nie wspominał. Wciąż jest mowa wyłącznie o budowie osiedla mieszkaniowego i dostosowanie planów zagospodarowania przestrzennego, które umożliwiałyby sprzedaż gruntów pod zabudowę wielorodzinną i na dodatek wielopiętrową.
Kiedy pytaliśmy szefową związków zawodowych z Biaformu o to, czy jeśli faktycznie terenów do rozbudowy nie wystarczy i spółka zmuszona jest szukać innej lokalizacji, to czy nie można by było pomyśleć o sprzedaży terenu innemu podmiotowi gospodarczemu, który być może zechciałby prowadzić w tym miejscu działalność. W końcu jest sporo gotowej infrastruktury, dobry dojazd, a mieszkańcy są przyzwyczajeni do istniejącej fabryki, padła dość zaskakująca wypowiedź.
- O tym, co tam będzie to już nie zależy od nas. To już zależy jak zadecydują deweloperzy. Chcą sprzedać jak najdrożej, żeby uzyskać jak najwięcej pieniędzy, żeby z wkładem własnym uzyskać jakieś dotacje z Unii czy z innych środków – odpowiedziała nam Anna Szyc, szefowa NSZZ Solidarność z Biaformu.
Trochę trudno zrozumieć taki przekaz, ale biorąc pod uwagę to co już od dłuższego czasu ma miejsce w naszym mieście, zdziwienie ustępuje rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Jeden po drugim zabytki znikają z przestrzeni miejskiej, a pojawiają się w ich miejsce właśnie bloki. Deweloperka również jest obecna w innych miejscach, gdzie wcześniej istniały strefy przemysłowe albo starsza zabudowa. W tej jednak sprawie może być dokładnie tak, jak mówiła szefowa związków zawodowych z Biaformu. Bo na debacie w sprawie zagospodarowania Dojlid była również obecna przedstawicielka jednej z firm deweloperskich, która dość szczegółowo próbowała ustalić wysokość zabudowy, a także możliwe zagęszczenie budynków.
Rozumiemy troskę pracowników Biaformu o swój zakład pracy. Z pewnością nikt nie chciałby tracić źródła utrzymania. Niemniej mamy wrażenie, że ktoś nie do końca wytłumaczył im, że może chodzić o interesy w pierwszej kolejności deweloperów, a w dalszej kolejności dopiero firmy, o jaką przyszli walczyć. Wielokrotnie podczas spotkania padały głosy o pozwolenie na wysoką zabudowę i jednocześnie głosy o tym, że mieszkańcy sobie nie życzą fabryki w bezpośrednim sąsiedztwie. I tu jakby częściowo to by się zgadzało. Ale mowa jest bardziej o nowych mieszkańcach budujących się przy ulicy Żubrów bloków, a nie tych mieszkańców, którzy do fabryki są przyzwyczajeni, ponieważ mają ją w sąsiedztwie od samego początku.
- Nam ta fabryka nie przeszkadza. Mieszkamy z nią od urodzenia. Wszyscy wiemy, że tam był zakład i jest zakład, to nieodłączna część Dojlid. Komu może się nie podobać, to tylko tym, co będą się dopiero wprowadzać do nowych bloków. To zresztą powie każdy – podzieliła się z nam już po spotkaniu pani Danuta mieszkająca na Dojlidach.
- Biaform za te przepychanki planistyczne obrywa trochę rykoszetem. Bo chodzi o budowę nowej drogi, która jest utożsamiana z koniecznością dojazdu naszej fabryki. A my chcemy dogadać się z mieszkańcami, żeby zbudować tylko osiedle mieszkaniowe. Drogę można poprowadzić inaczej, żeby nie burzyć ponad 100-letnich domów – mówił Bartosz Bezubik, szef Biaformu.
W tej sprawie widać, że nie do końca wszystko do siebie pasuje. Przede wszystkim, jeśli powstaną nowe wieżowce, droga dojazdowa będzie musiała powstać. Jakoś przecież musi się dać dojechać do mieszkań i parkingów, które obojętnie jaki deweloper to by nie był, zbudować musi. Pracownikom Biaformu naprawdę zależy na rozbudowie zakładu, ale warto by było, gdyby postarali się przeanalizować, co faktycznie może dziać się z ich zakładem pracy i czy po przeniesieniu firmy poza Białystok (dziś nie wiadomo nawet, gdzie by to miało być) nadal utrzymają swoje miejsca pracy? Możliwe, że taniej będzie zatrudnić nowych pracowników, którzy nie będą musieli dojeżdżać z Białegostoku. I na razie tylko urzędnicy, jak to urzędnicy – słuchają wszystkich, a robią po swojemu. Do tematu będziemy jeszcze wracać.
Komentarze opinie