Czwartek miał być sądnym dniem w starostwie białostockim. I był – choć na raty. PiS potwierdził, że ma większość w Radzie Powiatu ale niekoniecznie jeszcze tak dużą, aby skutecznie odwołać starostę. Ma ją uzyskać do 5 września.
W czwartek koalicja PiS i Niezależnych najpierw przesunęła głosowanie nad odwołaniem starosty na sam koniec obrad. Kiedy zrealizowano już wszystkie punkty, na wniosek radnych PiS sesję przerwano do 5 września.
- Są ważne powody do tego. Jesteśmy pewni, że wniosek o odwołanie starosty będzie skuteczny więc potrzebujemy czasu na ustalenie spraw najważniejszych – zmian w budżecie i organizacyjnych w starostwie. Nie ma mowy o szukaniu większości, przekupywaniu. Dzisiejsze głosowania są dowodem, że jest większość. To nasi przeciwnicy stosują takie metody – uzasadniał Jan Perkowski, szef radnych powiatowych PiS.
Starosta był odmiennego zdania.
- Do odwołania starosty potrzebne jest więcej głosów niż ma je PiS. Będą szukali dodatkowego głosu i po to jest ta przerwa – stwierdził Antoni Pełkowski.
PiS zarzuca staroście niegospodarność, a jej szczególnym przykładem są losy szpitala w Łapach. Krytykują niszczejący budynek przy Geodetów oraz plany rozbudowy obecnej siedziby powiatu przy Borsuczej.
Ostatecznie głosowanie nad odwołaniem starosty ma się odbyć 5 września o godz. 16.00. Za głosowaniem o przerwanie sesji głosowało 15 radnych, do odwołania starosty w 27-osobowej radzie potrzeba 17 głosów.
- Mamy większość w Radzie i ta większość jest wystarczająca aby odwołać starostę. Ale żeby to było naprawdę skuteczne, trzeba uzgodnić wszystko, co zdarzy się po odwołaniu starosty. A to wymaga jeszcze wyjaśnień. Poza tym mamy sygnały ze strony przeciwnej, że niektórzy radni koalicji chcą do nas dołączyć i to też wymaga przedyskutowania, aby mieć stabilną większość, a nie skrzykiwaną na poszczególne głosowania. Cierpliwości. Zapewniam nie ma niepewności w naszych szeregach – wyjaśnił jeden z radnych PiS.
Komentarze opinie